Polska - Czechy. "Klątwa" nie tłumaczy niczego. Czas zweryfikować oczekiwania

Kolejny mecz i kolejny zawód - w tym roku w przypadku piłkarskiej reprezentacji Polski wydaje się to już dobrze znanym schematem. Kryzys biało-czerwonych to nie teoria, tylko oczywistość. Obraz naszej drużyny przed eliminacjami Euro wygląda dramatycznie.

2018-11-16, 12:12

Polska - Czechy. "Klątwa" nie tłumaczy niczego. Czas zweryfikować oczekiwania

Posłuchaj

Jerzy Brzęczek przyznaje, że porażki na pewno martwią nie tylko kibiców (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Kamil Grosicki mówi o klątwie, jaka wisi nad Polakami, Zbigniew Boniek o "lekkim kryzysie", a Jerzy Brzęczek niezmiennie deklaruje, że jest spokojny o przyszłość swojej reprezentacji. Co więcej, zapowiada, że będzie ona "silna i dobra". Trudno jednak stwierdzić, kiedy to nastąpi - póki co nie widać niczego, co sygnalizowałoby jakiekolwiek zmiany na lepsze.

Wracamy do punktu wyjścia

W żadnym z pięciu dotychczasowych spotkań pod wodzę Brzęczka kadrowicze nie sprawiali wrażenia, jakby wiedzieli, co mają robić na boisku. W grze nie widać taktycznych koncepcji i progresu. Zespół był rozbity po mistrzostwach świata i rozbity pozostaje.

To nie kwestia ostatniego miesiąca czy dwóch - problemy były jeszcze przed mundialem i cały czas nie tylko są nierozwiązane, ale wręcz się nawarstwiają. Nawet jeśli będziemy obwiniać Adama Nawałkę za doprowadzenie do takiej sytuacji, to i tak w niczym nie zmieni to faktu, że misja przywrócenia biało-czerwonych do stanu, w którym przypominaliby drużynę, idzie jak na razie bardzo opornie.

Grosicki wspomniał o klątwie, która wisi nad zawodnikami i nie pozwala im zamienić sytuacji na bramkę. Do siatki nie trafiliśmy już od dwóch spotkań, w meczu z Portugalią nie powinniśmy nastawiać się na kanonadę z naszej strony - bardziej prawdopodobne jest, że mistrzowie Europy dołożą coś do naszego pokaźnego bagażu straconych goli.

REKLAMA

Źródło: TVP

Ostatni raz tak złe wyniki kadra notowała w 2009 roku, kiedy w reprezentacji sprawdzani byli między innymi Mariusz Jop, Mariusz Pawelec, Piotr Polczak, Rafał Boguski, Maciej Małkowski czy Jakub Wilk. To tylko pokazuje, gdzie byliśmy. Czy przenieśliśmy się do tamtego czasu?

Nie do końca, jednak można już przyznawać, że definitywnie zakończyliśmy czas, w którym kadra Nawałki dawała kibicom tyle radości, miała wyniki na boisku i zajmowała dobre miejsca w rankingu FIFA (o ile można traktować go poważnie).

Szczęście się skończyło

Tak, jesteśmy w kryzysie, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że koncepcji na to, jak wyjść z dołka, po prostu nie ma. I nie musi być to wcale wina Brzęczka - w tej chwili trudno wskazać jakiegokolwiek trenera, o którym można by powiedzieć z pełnym przekonaniem, że zapewniłby zarówno rezultaty, jak i zadowalający styl. Widać też wyraźnie, że Adam Nawałka wycisnął ze swoich piłkarzy sto procent możliwości, a do tego trafił na czas, w którym czołowe postaci kadry były w optymalnej dyspozycji, zmiennicy dawali coś ekstra, a do tego w wielu meczach sprzyjało nam szczęście.

REKLAMA

Było wiele spotkań, które potoczyły się dla nas idealnie - obecnie można odnieść wrażenie, że wszystko idzie jak po grudzie. Za przykład niech posłuży pudło Lewandowskiego po dograniu Frankowskiego. Tak, podobne sytuacje się zdarzają. Raz na kilka tysięcy przypadków.

Mecz z Czechami miał być okazją do poprawy morale, szansą na przełamanie. To nie zespół chłopców do bicia, ale na pewno drużyna, która ma swoje problemy. To nie był do końca zły mecz, kilka plusów można znaleźć. Przeszkadza jednak w tym to, że po raz kolejny minusów było więcej. 

Posklejana, eksperymentalna obrona, chaotyczna ofensywa, która co prawda kilka razy zepchnęła rywali do obrony, ale była zbyt mało konkretna. Nasz gra do przodu cały czas opiera się na szukaniu jakiegoś przebłysku wśród nieprzemyślanych zagrań, mających niewielkie szanse powodzenia. I na szukaniu Roberta Lewandowskiego, który aktualnie zachorował na strzelecką niemoc. To widzieliśmy już wielokrotnie - kiedy Lewandowski jest wyłączony z gry, odpada nam ogromny atut. A wiadomo, że pierwszą rzeczą, którą robi jakikolwiek przeciwnik, jest podwajanie albo potrajanie kapitana naszej kadry.

REKLAMA

Zweryfikować oczekiwania

Piotr Zieliński zasługuje na osobny komentarz, ale w zasadzie można w nim zawrzeć wszystko to, co pojawia się wśród opinii po większości jego meczów w reprezentacji. Tak, ofensywny pomocnik ma potencjał. Ma też 24 lata, formę, której nie potrafi ustabilizować i potrzebę posiadania przy sobie dwóch piłkarzy, którzy będą go wspomagać.

Ta ostatnia opinia powtarzała się wielokrotnie na przestrzeni ostatnich lat, podobnie jak to, że nie potrafi odnaleźć się w systemie odmiennym od tego z Napoli. Momentami wygląda jednak na to, że Zielińskiemu nie wystarczyłoby wystawienie obok niego kilku graczy więcej. W reprezentacji co jakiś czas trafi mu się lepszy mecz, moment, w którym zagra niekonwencjonalną piłkę. Ale przez resztę czasu trudno w ogóle zauważyć, że jest na boisku.

Co jakiś czas przez media przewijają się informacje, że największe kluby świata polują na piłkarza z Serie A, przymierza się go do transferów wartych kilkadziesiąt milionów euro, widzi się w nim piłkarza, który będzie dyrygował potęgami. Póki co Zieliński nie jest w stanie pokierować Polską, kiedy w środku pola musi mierzyć się z Pavelką, Dockalem czy Souckiem. Wymienia się jednym tchem jego atuty, umiejętności podania, gry obiema nogami, czytania gry i jej kreowania, dryblingu i techniki. Nie wiadomo tylko, dlaczego tak dobrze ukrywa je na boisku. Nie wytrzymuje presji i oczekiwań? Sposoby na to są dwa - można albo do niego dotrzeć, albo z niego zrezygnować.

W tym przypadku jest jedno wyjście, które wydaje się najbardziej rozsądne - porzucić wygórowane oczekiwania. I, niestety, ale tyczy się to całej reprezentacji.

REKLAMA

Trwa przebudowa, budowanie zespołu. Nie, nie zespołu, który będzie regularnie wygrywał z czołowymi drużynami globu. Choć scenariusz, w którym wracamy do poziomu europejskiego przeciętniaka, może niektórych przerażać, to jest to wariant prawdopodobny.

Źródło: TVP

Prawda jest taka, że w tym momencie nie pasujemy do ekip, które znalazły się w Dywizji A Ligi Narodów. Zobaczymy, jak zaprezentujemy się z teoretycznie gorszymi rywalami. Trzeba jednak pogodzić się z faktem, że wszystko zajmie długie miesiące (i niekoniecznie się uda). Gra o mistrzostwa Europy, nawet przy szczęściu w losowaniu, będzie walką, wyszarpywaniem punktów, potyczek, w których o wyniku zadecyduje nie tyle piłkarska jakość, co zaangażowanie i wola.

Na razie jest za wcześnie na wyciąganie wniosków odnośnie pracy Brzęczka, choć oczywiście można zarzucić mu kilka rzeczy. To, co widzimy, w większym stopniu uwidacznia nie błędy pracy selekcjonera, a ogromne problemy, które nawarstwiły się w reprezentacji. Ocenianie przyjdzie, kiedy zaczną się mecze w eliminacjach Euro.

REKLAMA

Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej