Boniek, Brzęczek i "profanacja reprezentacji". Atmosfera robi się coraz gęstsza
Kilka miesięcy temu Zbigniew Boniek wypowiadał się w samych superlatywach pod adresem Jerzego Brzęczka, który rozpoczął pracę z reprezentacją Polski. Po serii słabszych występów sytuacja między panami zrobiła się napięta, szczególnie po krytyce personalnych decyzji selekcjonera.
2018-11-27, 14:01
- Powiedziałem Jurkowi: na pewne rzeczy, które mogłeś robić jesienią, wiosną, my, jako właściciele drużyny, ci nie pozwolimy. Oczywiście ma pełną wolność selekcji, bo kadra narodowa to jest zbiór nie tylko najlepszych polskich piłkarzy w najlepszej formie, ale też pasujących do koncepcji. Nie może być jednak tak, że powołujemy tych, którzy w ogóle nie grają w piłkę. To profanacja reprezentacji - powiedział kilka dni temu Boniek. Efekt takiego stwierdzenia mógł być tylko jeden.
To były mocne słowa, a w dodatku przekraczające pewną granicę, której przekraczanie po prostu nie powinno mieć miejsca. Chodzi o wchodzenie w buty selekcjonera. Nikt nie kwestionuje doświadczenia Zbigniewa Bońka, rady byłego zawodnika Juventusu i osoby, która w wielkiej piłce jest od dekad, są oczywiście w cenie. Problem pojawia się, kiedy rady stają się czymś więcej - poleceniami i ingerencjami w to, co jest przecież pracą osoby, która bezpośrednio odpowiada za wyniki kadry.
Źródło: TVP
Chyba każdy trener zgodzi się z tym, że autonomia jest jednym z niezbędnych elementów pracy. Historii, w których wymagający właściciel klubu decyduje się brać sprawy we własne ręce, w świecie piłki krąży wiele, jednak praktycznie zawsze są odbierane jako przejaw tego, że nie dzieje się dobrze. Po co w takim wypadku na stanowisku znajduje się szkoleniowiec?
REKLAMA
Boniek jednocześnie zapewnia o pełnej wolności selekcji, ale zaznacza przy tym, że na pewne rzeczy nie będzie pozwalał. To, czy używanie słowa "profanacja" jest na miejscu, to osobna kwestia - znalezienia rzeczy, które bardziej pasują do tego terminu, nie byłoby zbyt trudne także za kadencji obecnego prezesa PZPN.
Jakub Błaszczykowski nie gra regularnie (w podobnej sytuacji są też Jan Bednarek, Arkadiusz Reca czy Rafał Kurzawa), jednak jego obecność przy powołaniach można w jakiś sposób uzasadnić - przynajmniej na tyle, na ile uzasadniona była obecność Sławomira Peszki w grupie piłkarzy, którzy ruszyli na mundial w Rosji. Wtedy jednak prezes PZPN nie miał zastrzeżeń do decyzji Adama Nawałki. Stosunki między nimi były takie, że trudno wyobrazić sobie, by w ogóle padły podobne stwierdzenia jak to, które teraz Boniek kieruje w stronę Brzęczka. Oczywiście, atmosfera wokół reprezentacji była zupełnie inna, były selekcjoner większość problemów reprezentacji rozwiązał na początku swojej kadencji, nastroje wśród sztabu i piłkarzy były dużym atutem biało-czerwonych.
- Nie chcę komentować tego, w jaki sposób to zostało powiedziane. Nikt nie będzie ingerować w moje decyzje personalne. Jeżeli po dyskusji ze sztabem dojdziemy do wniosku, że zawodnicy są potrzebni, to ich powołamy - odpowiedział Brzęczek w rozmowie z TVP Sport.
Przytyki Bońka w stronę trenera są jednocześnie w pewnym stopniu uwagami do samego siebie, z prostego powodu. Selekcjoner był przecież jednym z największych orędowników Brzęczka i to on także odpowiada za to, co dzieje się z kadrą.
REKLAMA
Forma wypowiedzi najważniejszego człowieka w polskiej piłce pozostawia wiele do życzenia. Być może to tylko zły dobór słów. Faktem jednak jest, że podobne stwierdzenia Bońka nie pomagają ani Brzęczkowi, ani reprezentacji, ani jemu samemu. Jeśli nawet atmosfera zrobiła się gęsta, to trudno wyobrazić sobie lepszy moment na to, by popisać się tym, czego w naszej piłce brakuje - zaufaniem. Biorąc pod uwagę to, w jakim miejscu po klęsce na mundialu znalazła się krajowa piłka, która potrzebuje dużych zmian, moment na podobne potyczki nie jest dobry. Poza tym podobne kwestie rozwiązuje się za zamkniętymi drzwiami, a nie za pośrednictwem mediów.
ps, PolskieRadio24.pl
REKLAMA