Liga Mistrzów: siódmy taki finał. Tottenham i Liverpool dopiszą historię "bratobójczych" pojedynków

Tottenham Hotspur i Liverpool FC zmierzą się w Madrycie w pierwszym od jedenastu lat angielskim finale Ligi Mistrzów. 1 czerwca po raz siódmy w finale Ligi Mistrzów zmierzą się drużyny z tego samego kraju. Dotąd najlepsze wspomnienia z "bratobójczych" finałów ma Real Madryt, który aż trzykrotnie pokonywał rywala z Hiszpanii. 

2019-06-01, 14:47

Liga Mistrzów: siódmy taki finał. Tottenham i Liverpool dopiszą historię "bratobójczych" pojedynków

Pierwszy raz dwie drużyny z tego samego kraju zmierzyły się ze sobą w finale Ligi Mistrzów 24 maja 2000 roku. Na słynnym Stade de France w podparyskim Saint Denis zmierzyły się Real Madryt oraz Valencia CF, która w półfinale wyeliminowała FC Barcelonę. Dla prowadzonych przez Vicente del Bosque "Królewskich" wygrana nad "Nietoperzami" była jedyną szansą na uratowanie sezonu i awans do kolejnej edycji LM. W krajowych rozgrywkach madrytczycy zajęli bowiem piąte miejsce. 

Piłkarze ze stolicy Hiszpanii wcale nie byli faworytami. Ich ówczesny rywal prowadzony przez argentyńskiego trenera Hectora Raula Cupera na przełomie wieków zaliczał się do najlepszych klubów w Europie. Dość powiedzieć, że rok później także zagrał w finale najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywek. W obydwu przypadkach "Nietoperze" przegrywały jednak decydujące potyczki. 

Mecz, który sędziował Włoch Stefano Braschi, początkowo toczył się w środku boiska. Z czasem jednak przewaga "Królewskich" stawała się coraz wyraźniejsza. Sześć minut przed końcem pierwszej połowy Santiago Canizaresa pokonał Fernando Morientes, który wykorzystał dośrodkowanie Michela Salgado. Piłkarze Valencii ruszyli do ataku i jeszcze przed przerwą stworzyli sobie kilka okazji, ale ani ich snajper Claudio Lopez ani jego koledzy nie potrafili pokonać 19-letniego wówczas Ikera Casillasa. 

Źródło: UEFA/YouTube.com

REKLAMA

Druga połowa była już totalną dominacją Realu. "Los Merengues" zatrzymywali wszystkie ataki rywali w środku pola, natomiast sami groźnie kontrowali. W 67. minucie wynik podwyższył Steve McManaman. Anglik pięknym strzałem prawą nogą umieścił piłkę w okienku bramki. Osiem minut później wynik podwyższył Raul. Ówczesny gwiazdor "Królewskich" otrzymał długie podanie od Savio, wpadł w pole karne, minął bramkarza i ustalił wynik meczu. Przewaga madrytczyków była tak duża, że del Bosque w ostatnich minutach wpuścił na boisko klubowe legendy: walczącego przez kilka poprzednich tygodni z urazem Fernando Hierro oraz powoli kończącego wspaniałą karierę Manuela Sanchisa, który, podobnie jak w 1998 roku, podniósł do góry Puchar Europy.

24 maja 200, Real Madryt - Valencia 3:0 (1:0)

Bramki: Morientes (39.), McManaman (67.), Raul (75.)

Trzy lata później kwestię finału rozstrzygnęły między sobą dwa włoskie kluby. 28 maja 2003 roku decydujący mecz odbył się w Manchesterze. Minimalnym faworytem starcia z AC Milan był Juventus, który w poprzedniej rundzie w dramatycznych okolicznościach wyeliminował "galaktyczny" Real Madryt z Raulem, Casillasem, Zinedine'm Zidane', Ronaldo czy Luisem Figo w składzie. Turyńczycy przystąpili jednak do finału osłabieni. Ze względu na limit żółtych kartek zagrać nie mógł Pavel Nedved. Czeski pomocnik był ojcem awansu do finału i znajdował się wówczas w życiowej formie, czego potwierdzeniem była Złota Piłka "France Football" jaką otrzymał w 2003 roku. 

REKLAMA

Bez Czecha podopieczni Marcelo Lippiego nie grali już tak ofensywnie, jak w meczu z Realem czy w ćwierćfinałowej rywalizacji z  Barceloną. Groźniejsi byli piłkarze z Mediolanu. Już w ósmej minucie "rossoneri" trafili do bramki strzeżonej przez Gianlugiego Buffona. Dokonał tego Andrij Szewczenko, który wykorzystał dośrodkowanie Filippo Inzaghiego. Niemiecki arbiter Markus Merk nie uznał jednak bramki, uznając, że na pozycji spalonej znajdował się Rui Costa. Portugalczyk miał przeszkodzić Buffonowi w interwencji. 

Kibice zgromadzeni na Old Trafford nie obejrzeli jednak ani jednej prawidłowo zdobytej bramki ani przez 90 minut regulaminowego czasu, ani podczas półgodzinnej dogrywki. Szanse na otworzenie wyniku mieli Inzaghi, Szewczenko, Costa, a z drugiej strony - Alessandro del Piero czy David Trezeguet, jednak za każdym razem albo dobrze bronili Buffon czy jego vis a vis Dida, albo piłkarzom brakowało skuteczności. W efekcie doszło do konkursu jedenastek.

Źródło: Przemak1997/YouTube.com 

W niej show skradli obaj bramkarze. Niespodziewanie jednak skuteczniejszy okazał się być Dida, który jeszcze rok wcześniej był na wylocie z San Siro i wydawało się, że definitywnie opuści AC Milan. Brazylijczyk obronił jednak strzały Trezegueta, Liliana Thurama oraz Paolo Montero. Buffon odpowiedział "tylko" udanymi paradami po uderzeniach Clarence'a Seedorfa i Roque Juniora. Szkoleniowiec zwycięzców Carlo Ancelotti przeszedł do historii jako czwarty zwycięzca Pucharu Europy zarówno w roli piłkarza, jak i trenera. 

REKLAMA

28 maja 2003, Juventus Turyn - AC Milan 0:0, karne 2:3

Na kolejny "krajowy" finał trzeba było czekać pięć lat. 21 maja 2008 roku na moskiewskich Łużnikach zmierzyły się prowadzony przez sir Aleksa Fergusona Manchester United oraz londyńska Chelsea, dla której był to pierwszy finał najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek Europy. 

Finał rozpoczął się lepiej dla faworyzowanych "Czerwonych Diabłów". W 26. minucie na prowadzenie wyprowadził je Cristiano Ronaldo. Portugalczyk popisał się mocnym uderzeniem głową. Tuż przed przerwą wyrównał jednak Frank Lampard. Gwiazdor Chelsea wykorzystał błąd Edvina van der Saara. Holenderski bramkarz poślizgnął się bowiem przy próbie interwencji. 

Były to jedyne bramki, jakie kibice obejrzeli tamtego wieczora podczas dziewięćdziesięciu minut. W dogrywce słowacki sędzia Lubos Michel czerwoną kartką ukarał napastnika londyńczyków Didier Drogba, jednak największe emocje czekały na fanów zgromadzonych na trybunach moskiewskiego stadionu podczas konkursu jedenastek. 

REKLAMA

Źródło: GugaTV/YouTube.com

Aż siedem serii rzutów karnych potrzeba było, by wyłonić zwycięzcę. Jako trzeci w drużynie z Manchesteru uderzał Ronaldo. Portugalski gwiazdor nie wytrzymał jednak presji. Uderzył lekko, w sposób sygnalizowany i Petr Cech nie miał kłopotów z interwencją. Kolejni piłkarze byli skuteczniejsi od "CR7" i wydawało się, że podopieczni Avrama Granta mają Puchar na wyciągnięcie ręki. Piątą serię jedenastek kończył John Terry. Kapitan "The Blues" fatalnie się jednak poślizgnął i trafił w słupek bramki strzeżonej przez van der Saara.

Holender okazał się bohaterem MU, kiedy w siódmej serii obronił uderzenie Nicolasa Anelki. Jako, że chwilę wcześniej do siatki trafił Ryan Giggs, trofeum po raz trzeci w historii pojechało do Manchesteru. Chelsea na pierwszy tytuł najlepszej drużyny Europy musiała natomiast poczekać do 2012 roku... 

21 maja 2008, Manchester United - Chelsea 1:1, k. 6:5

REKLAMA

Bramki: C. Ronaldo (26.) - Lampard (45.)

Także Niemcy doczekali się "swojego" finału. W 2013 roku w półfinałach przedstawiciele Bundesligi wyeliminowali hiszpańskich gigantów. Borussia Dortmund sensacyjnie poradziła sobie z Realem Madryt. W Polsce zwłaszcza pierwszy mecz tej pary będzie wspominany jeszcze długo. Cztery bramki zdobył wówczas Robert Lewandowski. Jak miało się okazać, gole polskiego napastnika były na wagę pierwszego od 1997 roku finału Ligi Mistrzów. Jego faworytem był jednak Bayern, który w półfinale rozbił Barcelonę, strzelając Katalończykom siedem bramek w dwumeczu i nie tracąc ani jednej. 

25 maja 2013 roku w Manchesterze doszło do historycznej chwili dla polskiego futbolu. Po raz pierwszy (i, jak dotąd, jedyny) na murawie w finale Ligi Mistrzów pojawiło się trzech biało-czerwonych. Lewandowski, Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek znaleźli się w wyjściowej jedenastce posłanej do boju przez Juergena Kloppa. Początek spotkania to lekka przewaga Borussii, jednak na fajerwerki trzeba było czekać do drugiej połowy. 

W niej swoją wyższość udowodnili podopieczni Juppa Heynckesa. W 60. minucie wynik otworzył Mario Mandzukić. Chorwat zamienił na bramkę podanie wzdłuż bramki od Arjena Robbena. Kiedy wydawało się, że Bawarczykom nic złego już się nie stanie, po ośmiu minutach na tablicy wyników widniał remis... Dante sfaulował w polu karnym Marco Reusa, a włoski arbiter Nikola Rizzoli wskazał na jedenasty metr. Ilkay Gundogan nie miał problemów z pokonaniem Manuela Neuera. 

REKLAMA

Źródło: GugaTV/YouTube.com 

Ostatnie słowo należało jednak do Bayernu, a konkretnie do Arjena Robbena. Holender, który rok wcześniej w finałowej dogrywce przeciwko Chelsea zmarnował rzut karny, tym razem został bohaterem. Robben otrzymał świetne podanie piętką od Francka Ribery'ego, po czym poradził sobie z dortmundzkimi defensorami i pokonał Romana Weidenfellera, powodując szał radości wśród bawarskich fanów. "Gwiazda Południa" po dwunastu latach odzyskała prymat w Europie. 

25 maja 2013, Borussia Dortmund - Bayern Monachium 1:2 (0:0)

Bramki: Gundogan (68-k.) - Mandzukić (60.), Robben (89).

REKLAMA

Rok później doszło do sytuacji bezprecedensowej. 24 maja 2014 roku w Lizbonie spotkały się dwa kluby z tego samego miasta. O prymat w Madrycie i Europie walczyły Real i Atletico. Ci pierwsi, prowadzeni przez znającego smak triumfu w Lidze Mistrzów jako trener Milanu Ancelottiego, mieli jeden cel: po dwunastu latach odzyskać miano najlepszej drużyny Starego Kontynentu i po raz dziesiąty wznieść do góry Puchar Europy. Dla "Rojiblancos" był to z kolei pierwszy finał, odkąd rozgrywki o tytuł najlepszej europejskiej drużyny przybrały formę Ligi Mistrzów. 

Mecz w stolicy Portugalii miał niesamowity przebieg. W 36. minucie na prowadzenie wyszli piłkarze Atletico. Juanfran dograł głową w pole karne, a tam do siatki trafił Diego Godin. Urugwajczyk także główkował, a fatalnie interweniował Casillas. Stracona bramka podziałała na "Królewskich" jak płachta na byka. 

Do bombardowania bramki strzeżonej przez Thibaut Courtois przystąpili Cristiano Ronaldo i Gareth Bale. Obaj skrzydłowi mieli po kilka szans na zdobycie gola, jednak brakowało im szczęścia. Czas płynął i wydawało się, że podopieczni Diego Simeone po raz pierwszy w historii klubu sięgną po Puchar Europy. Holenderski arbiter Bjorn Kuipers doliczył trzy minuty do drugiej połowy, a zawodnicy mniej utytułowanego z madryckich zespołów rzucili się do rozpaczliwej momentami obrony. 

Źródło: Brian Lama/YouTube.com 

REKLAMA

Gdy wydawało się, że nadzieje "Królewskich" na "La Decimę" pozostaną niespełnione, Luka Modrić w trzeciej minucie doliczonego czasu dośrodkował z rzutu rożnego. Najwyżej wyskoczył Sergio Ramos i strzałem głową doprowadził do dogrywki. Dodatkowe pół godziny było już teatrem jednego, a właściwie jedenastu aktorów. Na lizbońskiej murawie istniała tylko wówczas jedna drużyna. W 110. minucie upragnione prowadzenie dał Bale, a niedługo potem triumf przypieczętowali Marcelo i Ronaldo. Piłkarze i kibice Realu w pół godziny przebyli drogę z piłkarskiego piekła do raju. 

24 maja 2014, Real Madryt - Atletico Madryt 4:1 po dogrywce (0:1, 1:1)

Bramki: Ramos (90.+3), Bale (110.), Marcelo (118.), C. Ronaldo (121.) - Godin (36.)

Real i Atletico tak polubiły wspólną rywalizację w finale Ligi Mistrzów, że dwa lata później spotkały się w nim ponownie. 28 maja 2016 roku w Mediolanie górą ponownie byli piłkarze "Królewskich", tym razem prowadzeni przez Zinedine'a Zidane'a, który czternaście lat wcześniej zdobył bramkę na wagę wygranej w finale LM nad Bayerem Leverkusen. 

REKLAMA

Tym razem Real do wygranej potrzebował jednak rzutów karnych. "Królewscy" zaczęli spotkanie z animuszem i wydawało się, że szybko pokonają Jana Oblaka, który strzegł bramki Atletico. W szóstej minucie Słoweniec poradził sobie jednak ze strzałem Karima Benzemy. Skuteczniejszy od Francuza był Ramos. W 15. minucie hiszpański stoper doszedł do piłki dośrodkowanej z rzutu wolnego i pokonał słoweńskiego bramkarza. Powtórki pokazały, że kapitan "Królewskich" znajdował się na spalonym, jednak prowadzący to spotkanie Anglik Mark Clattenburg nie mógł jeszcze korzystać ze wsparcia systemu VAR. 

Pierwsza połowa była okresem zdecydowanej przewagi Realu. Najwyraźniej w przerwie ich rywalami wstrząsnął trener Diego Simeone, gdyż od początku drugiej części gry "Los Rojiblancos" zdecydowanie zaatakowali. W 48. minucie mogli i powinni wyrównać. Pepe sfaulował w polu karnym Fernando Torresa, ale jedenastki nie wykorzystał Antoine Griezmann. Francuz uderzył bardzo mocno, ale trafił tylko w poprzeczkę. 

Niepowodzenie nie zdemotywowało Atletico. Wyrównać udało się w końcu w 79. minucie. Z prawej strony płasko dośrodkował Juanfran. Yannick Ferreira-Carrasco uprzedził obrońców Realu i pokonał Keylora Navasa. Doszło do dogrywki, w której jednak brakowało groźnych sytuacji. Zwycięzcę wyłoniły więc rzuty karne. 

Źródło: GugaTV/YouTube.com 

REKLAMA

W nich bezbłędni byli piłkarze Realu. Oblak nie był w stanie odbić żadnego z pięciu uderzeń. Żadnej skutecznej interwencji nie zaliczył też Navas, ale w czwartej serii Juanfran uderzył w słupek. Chwilę po kapitanie Atletico swoją próbę wykorzystał Cristiano Ronaldo, dając "Królewskim" kolejny tytuł najlepszej drużyny w Europie. "Los Blancos" rozpoczęli tym samym trzyletnią serię, podczas której panowali na Starym Kontynencie. 

28 maja 2016, Real Madryt - Atletico Madryt 1:1 (1:0, 1:1), 5:3 w rzutach karnych

Bramki: Ramos (15.) - Ferreira-Carrasco (79.)

1 czerwca 2019 roku Tottenham i Liverpool dopiszą kolejny rozdział w historii "bratobójczych" pojedynków w finałach najważniejszych piłkarskich rozgrywek w Europie. Wiadomo już, że trzyletnią hegemonię "Królewskich" przerwie jedna z angielskich drużyn. Która? Początek meczu na madryckim Wanda Metropolitano w sobotę o 21. 

REKLAMA

Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl 


Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej