W Europie nie ma już słabych drużyn. Oprócz tych z Polski [KOMENTARZ]

Nenad Bjelica, pożegnany bez żalu przez Lecha Poznań prowadzi swój zespół do czterobramkowej wygranej z trzecią siłą we Włoszech, a mistrzowie Czech jadą na San Siro i do ostatnich minut wygrywają z Interem Mediolan. To wszystko w jednej kolejce piłkarskiej Ligi Mistrzów, uważanej coraz cześciej (przeważnie słusznie) za rozgrywki zdominowane przez bogatsze zespoły z najsilniejszych lig, gdzie rolę kwiatka do kożucha mają pełnić mistrzowie z pozostałych państw.

2019-09-20, 07:15

W Europie nie ma już słabych drużyn. Oprócz tych z Polski [KOMENTARZ]

Racjonalizacja czy minimalizm?

Miało być tak pięknie, a wyszło... jak zawsze. Ostatni polski klub z europejskich pucharów odpadł w sierpniu, chwilę po powrocie z plaż graczy z lig poważnych. Wcześniej najlepsze zespoły Ekstraklasy przepadły w rywalizacji z ekipami z Białorusi, Łotwy, Słowacji i Danii, a Legia która zaszła najdalej, męczyła się w Finlandii i na Gibraltarze. 

Z zapowiadanych lata temu planów awansu do Ligi Mistrzów, dziś szczytem marzeń jest faza grupowa Ligi Europy. Legia Warszawa, jeszcze kilka lat temu remisująca z Realem Madryt i ogrywająca Sporting Lizbona, wyrobioną markę i zasoby finansowe roztrwoniła w niewyobrażalny sposób, a osoby za to odpowiedzialne mogłyby wydać publikację "Jak nie zarządzać klubem piłkarskim". Zamiast zbudowania trwałych fundamentów, na karuzelę szkoleniowców wprowadzono ludzi, którzy trenerami nie byli (Romeo Jozak), prowadzili zespoły kobiece (Dean Klafurić), byłych piłkarzy niepotrafiących wytrzymać w jednym zespole dłużej niż roku (Ricardo Sa Pinto), lub takich, którzy uczą się fachu na żywym organizmie (Aleksandar Vuković). 

Dobór piłkarzy? Bardzo często porównywalny z paleniem pieniędzmi w piecu. Kwoty odstępnego i wysokie pensje dla niewypałów pokroju Pasquato, Sadiku, Necida, Mauricio, Phillipsa, Eduardo czy Daniela Chukwu zapewne pozwoliłyby na ściągnięcie kilku wyróżniających się Polaków. Zamiast tego, prezes Mioduski opowiadał w wywiadach, że właściciele niżej notowanych zespołów powinni z wdzięcznością oddawać swoich piłkarzy za bezcen, bo jeśli potem Legia na nich zarobi, to będzie korzyścią dla całej ligi. Skutkiem tego, zmarnowano tę przewagę i sprowadzano podstarzałych obcokrajowców bez większych szans na odsprzedanie ich z zyskiem, wierząc naiwnie, że każdy z nich okaże się graczem klasy Vadisa Odjidji-Ofoe.

Tymczasem dziś byli już mistrzowie Polski przygotowują się do meczu z Cracovią, a w Lidze Europy zagrają ekipy z Cypru, Luksemburga, Azerbejdżanu czy Kazachstanu - kiedyś lekceważone, dziś mogą być punktem odniesienia.

REKLAMA

Posłańcy złych wieści

Gdy Nenad Bjelica rozstawał się z Lechem Poznań, kibice "Kolejorza" widzieli w nim szkoleniowca przegranego, mimo wielu udanych spotkań niepotrafiącego zdobyć trofeów, na które liczono. Zapamiętane zostały mu głównie komentarze pomeczowe, w których nie oszczędzał sędziów. Odszedł do Dinama Zagrzeb i poza zdominowaniem krajowych rozgrywek wyszedł z grupy LE, a w środowy wieczór rozgromił 4:0 Atalantę Bergamo. 

Czy jest lepszym trenerem niż był w Poznaniu? Ciężko o wyciąganie takich wniosków. Trafił do zdrowszego środowiska, gdzie dostał potrzebne zaufanie i narzędzia do osiągnięcia sukcesu. Tymczasem my w Polsce nadal myślimy, że ważna jest tylko zmiana szkoleniowca i kolejne dysputy na tematy personalne. Ciągle mamy zaległości w szkoleniu młodzieży, racjonalnym zarządzaniu finansami klubów, scoutingiem, zapełnianiem stadionów czy choćby zbudowaniem poważnych baz treningowych.

Polskie kluby obawiają się wydać około miliona euro na młodego piłkarza z potencjałem, zamiast tego ściągają wpychaną im przez pośredników armię wypalonych, negatywnie zweryfikowanych w poważnych ligach obcokrajowców. Konrad Wrzesiński, który odszedł z ligi polskiej do kazachskiej, był wyśmiewany do momentu, gdy zaczął udostępniać filmy z bazy treningowej. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia, gdy Jarosław Jach trafił do Sheriffa Tiraspol z Mołdawii.

Slavia Praga, druga z rewelacji rozgrywek, która w ubiegłym sezonie potrafiła wyeliminować Sevillę, nie jest co prawda przykładem kopciuszka, ze względu na poważne zasoby finansowe właścicieli. Mimo to, w sporcie pieniądze nie grają, trzeba je też umieć odpowiednio wykorzystać. Tymczasem zdaje się, że nie ma takich pieniędzy, których nie da się zmarnować - nie jest ważne ile Legia zarobiła dzięki Lidze Mistrzów, albo Lech Poznań na sprzedaży swoich talentów. 

REKLAMA

Wieczne samozadowolenie ekspertów w polskich studiach telewizyjnych, skupianie się na błędach sędziów czy indywidualnym błysku jednego z ligowców zaburza realny obraz siły polskiego futbolu. Według europejskich rankingów, już dawno przegoniły nas ligi takie jak serbska, białoruska, czy cypryjska, a za chwilę będziemy oglądać plecy Kazachów, Azerów czy Bułgarów. 

Nenad Bjelica, Konrad Wrzesiński, wcześniej Dan Petrescu wyrzucony z Wisły czy Stanisław Czerczesow otwarcie mówiący o konieczności transferów za kilkanaście milionów euro do Legii, aby mieć szanse w Europie. Bardzo szybko zapomnieliśmy o ich kasandrycznych wizjach, bo wygodniej jest emocjonować się tym, kto awansuje do europejskich pucharów, aby z nich odpaść w lipcu i sierpniu.

Rację miał Sofokles - nikt nie kocha posłańca, który przynosi złe wieści.

Jakub Pogorzelski, PolskieRadio24.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej