UFC: Błachowicz czeka na wymarzoną walkę. Zrobił już wszystko, by dostać swoją szansę
Jan Błachowicz w weekend popisał się efektownym nokautem podczas gali UFC 167, posyłając na deski Coreya Andersona. Najlepszy Polak w najbardziej prestiżowej organizacji nie ukrywa, że w tym momencie interesuje go tylko walka o tytuł.
2020-02-17, 13:37
Siedem zwycięstw w ostatnich ośmiu walkach - to świetny wynik, którym może pochwalić się Jan Błachowicz. 36-latek cały czas czeka jednak na to, by stanąć oko w oko z Jonem Jonesem, który dzierży mistrzowski pas. Włodarze UFC podchodzili do Polaka z rezerwą, dotychczas traktując jego aspiracje z dystansem i posyłając do walki z niepokonanym w klatce Amerykaninem kolejnych rywali, którzy byli skazani na pożarcie.
8 lutego "Bones" zmierzył się z Dominickiem Reyesem i po pięciorundowej walce został ogłoszony zwycięzcą w wyniku decyzji sędziów. Trzeba przyznać, że ten werdykt wywołał sporo kontrowersji, nie zabrakło kibiców, ekspertów i zawodników, którzy za wygranego uznali pretendenta, nie będąc pod wrażeniem występu Jonesa.
Potencjalny rewanż może być przeszkodą dla "Cieszyńskiego Księcia", który po znokautowaniu Andersona jednoznacznie wskazał, jakie ma plany. Poszukał będącego na trybunach mistrza kategorii półciężkiej i widać było wyraźnie, że wyzywa go na pojedynek.
REKLAMA
- Obiecałeś mi to, kiedy ostatni raz się spotkaliśmy. Jesteś następny. Podaj tylko miejsce i czas - mówił Błachowicz w oktagonie po zakończonej walce.
Uśmiechnięty Jones kiwał głową i widać było, że jest za tym pomysłem, co jeszcze niedawno nie było tak oczywiste.
- Z całą pewnością widzę siebie i Jana Błachowicza w walce zestawionej przez UFC - mówił po walce.
REKLAMA
36-latek prawdopodobnie zrobił ostatni krok w kierunku wymarzonej walki o pas. W ubiegłym roku wszystko stanęło pod znakiem zapytania, kiedy w Pradze przegrał z Thiago Santosem, a jego pogromca wkrótce otrzymał szansę pojedynku z Jonem Jonesem. Nie dał mu rady.
Jon Jones to w tym momencie bez wątpienia jeden z najlepszych zawodników MMA na świecie, przeciwnik z piekła rodem dla każdego, kto stanie naprzeciwko niego w oktagonie. Jest najmłodszym mistrzem w historii UFC, gdzie walczy od 2008 roku. Po pas sięgnął w 2011 roku, w swoim ósmym starciu.
Jedyną oficjalną porażkę poniósł w wyniku decyzji sędziów, którzy dopatrzyli się nieprzepisowych ciosów łokciami, które zadawał Mattowi Hamillowi. Oprócz tego w jego bilansie znajdziemy 24 zwycięstwa. Błachowicz ma ich 26, przy 8 porażkach.
Droga na szczyt była ekspresowa i, choć "Bones" cieszy się statusem gwiazdy UFC i całego świata sportów walki, jest postacią budzącą bardzo wiele kontrowersji. Chodzi tu o dopingowe wpadki, które zakończyły się krótkimi pauzami oraz o liczne wyskoki, które przez UFC były za każdym razem traktowane ulgowo.
REKLAMA
>>>Jak krwawy sport podbił świat. Wyboista droga UFC - od brutalnej ciekawostki do giganta sportu
Błachowicz z pewnością zasłużył na to, by dostać swoją szansę. Jego kariera w MMA trwa już kilkanaście lat, był jednym z tych, którzy walczyli w zdobywającej popularność w kraju KSW, jednak gwiazdą został po tym, jak podjął odważną decyzję i zdecydował się spróbować swoich sił w UFC. Mógł zostać w kraju, gdzie był kuszony bardzo korzystnymi warunkami, wybrał jednak sportowe wyzwanie i było to kluczowe dla jego rozwoju.
Początki w USA nie były łatwe. Zaczęło się od wygranej w debiucie, do którego przystąpił po wyleczeniu poważnej kontuzji. Schody zaczęły się później - w kolejnych pięciu walkach "Cieszyński Książę" doznał czterech porażek i wydawało się, że amerykański sen dobiegnie końca. Wykorzystał jednak ostatnią szansę i w Gdańsku, przed własną publicznością, zdołał pokonać Devina Clarke'a. Od tego momentu trwa świetny czas Polaka, który zalicza efektowne nokauty, inkasuje premie w wysokości dziesiątek tysięcy dolarów, przede wszystkim jednak idzie w stronę walki o tytuł.
Źródło: TVP
REKLAMA
Czy Błachowicz ma szansę w zestawieniu z uważanym przez wielu za najlepszego zawodnika w historii UFC Jonesem? Polak będzie underdogiem, jednak pokazywał już, że w tej roli czuje się znakomicie i ma kilka atutów, którymi jest w stanie zaskoczyć Amerykanina. Przede wszystkim zasługuje jednak na szacunek z racji tego, że do swoich sukcesów doszedł ambicją i ciężką pracą - w momencie, w którym mógł wybrać znacznie łatwiejsze i wygodniejsze opcje, które miał w KSW.
UFC nie oznaczało początkowo wielkich pieniędzy, było ryzykiem. Ryzykiem, które się opłaciło.
ps
REKLAMA
REKLAMA