Wilder - Fury 2. Temperatura przed wielkim rewanżem rośnie. Tej walki nie wolno przegapić
Imponujący techniką ekscentryczny Brytyjczyk, który przezwyciężył swoje demony i wrócił do żywych w bajkowym stylu. Amerykański mistrz nokautu, którego ciosy budzą strach w każdym rywalu. W sobotnią noc Tyson Fury i Deontay Wilder zmierzą się w rewanżowej walce, która zapisze się w historii boksu.
2020-02-22, 18:55
- Pierwsza walka Fury - Wilder odbyła się 1 grudnia 2018 roku i zakończyła się remisem
- Przed rewanżem nie zabrakło mocnych deklaracji obu pięściarzy
- Pojedynek w Las Vegas rozpocznie się w nocy z soboty na niedzielę
Starcie Deontaya Wildera (42-0-1, 41 KO) i Tysona Fury'ego (29-0-1, 20 KO) to bez wątpienia jeden z najważniejszych pojedynków tego roku w światowym boksie. Mówimy tu o dwóch niepokonanych bokserach, którzy definiują obecną wagę ciężką i piszą jej historię. O dwóch bokserach, których ostatnie starcie nie przyniosło rozstrzygnięcia i wywołało ogromne emocje. Także co do tego, czyja ręka powinna powędrować do góry po ostatnim gongu.
W grudniu 2018 roku na ringu w Staples Center w Los Angeles Wilder stanął do ósmej obrony mistrzowskiego tytułu. Od 2015 roku, kiedy zdobył pas WBC, kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa, dosłownie niszcząc swoich rywali. Jego prawa ręka stała się postrachem wagi ciężkiej. Amerykanin zwyciężył wszystkie walki w swojej karierze, 39 razy na 40 nokautował swoich przeciwników. Tak było do czasu, kiedy do ringu wyszedł z nim Tyson Fury.
"Każdego dnia mam nadzieję, że ktoś mnie zabije"
Dla Brytyjczyka był to powrót na ring. Zaprzepaścił ponad dwa lata ze swojej kariery, ale biorąc pod uwagę stawkę, nie ma to znaczenia. Fury wygrał walkę nie tyle o powrót na ring, co o życie. Depresja, uzależnienie od używek, myśli samobójcze - problemy boksera sprawiły, że jego los wisiał na włosku. Po tym, jak odniósł swój największy sukces, pokonując Władimira Kliczkę, wszystko zaczęło się walić.
REKLAMA
Stracił licencję, znalazł się na dnie. Był jednak w stanie się od niego odbić, przede wszystkim dzięki swojej żonie. Dołączył też do grona sportowców, którzy pokazali, że mimo sukcesów w swojej dyscyplinie i milionów na koncie, można mieć olbrzymie problemy, z którymi nie można poradzić sobie samemu.
Kiedy ogląda się zdjęcia pięściarza z tego okresu, trudno uwierzyć w jego przemianę. W pełni opisuje ją w niedawno wydanej na polskim rynku książce, w której zdejmuje maskę. A trzeba przyznać, że w jego przypadku jest co odkrywać. Z jednej strony to prowokator, słynący z niewyparzonego języka i wspinający się na wyżyny absurdu na swoich konferencjach prasowych. Bulwersujący i potrafiący bawić do łez. Drugie oblicze pokazuje człowieka, który nie radzi sobie z goniącymi go demonami, popychanego w stronę autodestrukcji.
- Piłem od poniedziałku do niedzieli, brałem także kokainę. Przyjmowałem ją w dużych ilościach. Dlaczego miałbym jej nie brać? To nie jest środek dopingujący. Robię co chcę, bo to moje życie. Nie mogę poradzić sobie z depresją, a jedyną rzeczą, która mi pomaga, to upicie się - stwierdził Fury w jednym z wywiadów. Dodawał też, że nienawidzi boksu. Przed rewanżem z Władimirem Kliczką, który ostatecznie nie doszedł do skutku, życzył rywalowi, żeby go znokautował i skończył jego karierę.
REKLAMA
- Mam maniakalne stany depresyjne. Każdego dnia mam nadzieję, że ktoś mnie zabije, zanim sam popełnię samobójstwo. Gdybym nie był chrześcijaninem, to zabiłbym się w pięć sekund - przyznał w rozmowie z magazynem "Rolling Stone".
Fury zrzucił kilkadziesiąt kilogramów, odzyskał formę, przeciwko Wilderowi wrócił jeszcze lepszy, pokazując swój nieszablonowy styl, pewność siebie i świadomość własnych atutów. Walka w Las Vegas była zjawiskowa, można uznać ją za jeden z najlepszych pojedynków ostatnich lat.
"Po raz kolejny zszokował świat"
"Bronze Bomber" dwa razy posłał rywala na deski, był o sekundy od wygranej. Ale przez większą część walki był bezlitośnie obijany - Fury obnażył wszystkie jego wady, punktował jak chciał i kiedy chciał, zdaniem wielu ekspertów był zdecydowanie lepszy w tym pojedynku. "BBC Sport", które relacjonowało pojedynek o tytuł mistrzowski pisało, że Fury "po raz kolejny zszokował świat". Internauci komentowali, że powrót Brytyjczyka to jeden z największych w historii boksu.
REKLAMA
To, że Fury wstał po drugim nokdaunie, zakrawało o cud. Wilder nie wierzył, że rywal wstanie, cieszył się w narożniku. I trudno mu się dziwić, nie był w swoim przekonaniu odosobniony. Po takich ciosach po prostu się nie wstaje. Ostatecznie "The Gypsy King" podniósł się i dokończył walkę, fundując publiczności jeszcze kilka ringowych sztuczek. Chowając ręce za plecami, wracając do żywych z lewym sierpem, który zachwiał Wilderem.
"Gypsy King", miimo że przyjechał jednak do USA po wygraną, musiał zaś zadowolić się remisem - sędziowie punktowali 115-111 Wilder, 114-110 Fury i 113-113. Pas został w rękach Amerykanina. Stało się jasne, że rewanż jest tu zaledwie kwestią czasu. Ogłoszenie go było formalnością, ale od tego momentu znów rozpoczął się medialny show, który miał na celu podniesienie emocji do najwyższego z możliwych poziomów.
"Nie wierzę w żadne jego słowo"
Czwartkowe spotkanie niepokonanych pięściarzy na konferencji prasowej zakończyło się krótką przepychanką, nie brakowało złośliwości i przytyków, padło sporo obraźliwych słów. Komisja Sportowa Stanu Nevada zakazała, by obaj stanęli twarzą w twarz po ważeniu. To sytuacja, której jeszcze nie było. Ale efekt będzie jasny - chodzi o to, by wywołać jeszcze większe zainteresowanie.
REKLAMA
Czy podobna promocja jest konieczna? Ten pojedynek wydaje się nie potrzebować dodatkowej reklamy. Mamy do czynienia z wielkimi pięściarzami, którzy mają rachunki do wyrównania. Od czasu, kiedy spotkali się w ringu, Tyson Fury pokonał Toma Schwarza i Otto Wallina, Wilder zaś doszedł do 10. obrony pasa bokserskiego mistrza świata WBC kategorii ciężkiej. Najpierw jego ofiarą padł Dominic Brazeale, później w Las Vegas znokautował w siódmej rundzie Kubańczyka Luisa Ortiza.
- On nie ma siły, żeby mnie skrzywdzić. Może mówić, ile chce, ale koniec końców takie są fakty i rzeczywistość. Nie mogę doczekać się, aż zaprezentuję mu to moimi pięściami. Nie wierzę w żadne jego słowo, może za wyjątkiem tego, że trzeba go będzie przygwoździć do desek, żeby nie wstał. Jeśli będzie się podnosił, ja znów będę posyłał go na ziemię - odgraża się Wilder.
REKLAMA
Choć w tym przypadku nie są to przechwałki czy straszenie rywala. Wystarczy popatrzeć na to, jak demolował swoich poprzednich rywali. Wystarczy uświadomić sobie, że nikt z bokserów wagi ciężkiej w historii nie mógł pochwalić się takim współczynnikiem nokautów. Właściwie nie sposób uciec przed morderczą prawą ręką, którą Wilder potrafi polować na jeden moment nieuwagi.
Amerykaninowi można zarzucić kilka rzeczy, są od niego bokserzy lepsi technicznie, bardziej wytrzymali, bardziej imponujący fizycznie. Ale taką samo prawdziwe będzie to, że nikt na świecie nie dysponuje podobnym uderzeniem, przed którym nawet Fury nie był w stanie się obronić.
Ciało
Wilder także jest człowiekiem, za którym stoi nieprzeciętna historia. To nie talent, który był pieczołowicie szlifowany w komfortowych warunkach. Kiedy miał 19 lat, urodziła się jego pierwsza córka, Naieya. Jeszcze przed porodem lekarze poinformowali rodziców, że dziewczynka cierpi na rozszczep kręgosłupa. Miała nigdy nie chodzić. Ostatecznie jednak zdołała uniknąć bycia przykutą do wózka inwalidzkiego, a najgorsze jest już za nią. Ojciec obiecał jej nie tylko to, że zadba o jej byt. Obiecał jej, że zostanie mistrzem świata.
REKLAMA
Deontay Wilder, który był dobrze zapowiadającym się graczem futbolu amerykańskiego, porzucił marzenia o karierze, pracował fizycznie na dwa etaty. Jednocześnie cały czas myślał, jak można odmienić swój los. Będąc świadomym swoich świetnych warunków, zdecydował się na boks. Choć późno rozpoczął karierę, potoczyła się ona w ekspresowym tempie.
- Byłem ignorantem jeśli chodzi o to, jak działa sport. Myślałem, że każdy facet, który wchodzi do ringu, zgarnia dobre pieniądze. Nie wiedziałem, że to proces. Wiedziałem, że mam umiejętności, ręce do boksowania, jestem cwany. Ale to sprawdza się tylko w tej dżungli, którą jest ring. Kiedy pierwszy raz wszedłem do gymu, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Wiedziałem, że to szansa, by zostać profesjonalnym sportowcem - mówił Wilder. "Zostać profesjonalnym sportowcem" znaczy tyle, co odmienić swój los.
Zanim zwyciężył w kwalifikacjach do wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Pekinie w 2008 roku, stoczył zaledwie 20 amatorskich walk. Na imprezie sięgnął po brąz, jako jedyny z Amerykanów w tej dyscyplinie. Stąd też wziął się jego pseudonim - "The Bronze Bomber".
REKLAMA
Nie ma jednak sensu robienie postaci bez skazy z kogoś, kto deklarował w jednym z wywiadów, że chce, by "w jego rekordzie znalazło się ciało". Te słowa wstrząsnęły bokserskim światem, niedawno Wilder mówił też, że ich nie żałuje. Powiedział jednak też, że nie był to on spoza ringu, i darzy szacunkiem tych, którzy wychodzą do ringu, ponieważ razem ryzykują życiem dla czyjejś rozrywki.
Tak, te słowa mogą szokować, ale biorąc pod uwagę ubiegły rok, w którym w ringu życie straciło kilku bokserów, nie ma sensu udawać, że jest inaczej. Każdy, kto wchodzi do ringu, musi liczyć się z tym, że może stracić życie.
Źródło: TVP
Decyzja o przejściu na zawodowstwo zapadła po Pekinie, Wilder i jego trener Jay Deas podjęli ją w... Pizza Hut, gdzie chodzili po walkach. Ta niecodzienna więź trwa do dziś, a Deas jest człowiekiem, bez którego sukcesów pięściarza by nie było. Pasjonat sam nie miał szans na zrobienie kariery, pracował krótko jako reporter kryminalny, ale kiedy pojawiła się opcja, by otworzyć razem z bratem gym w Tuscaloosa w Alabamie, nie mógł z niej nie skorzystać. Tuscaloosa to rodzinne miasto Deontaya Wildera.
REKLAMA
Jay zajmował się początkowo przede wszystkim promocją, ale jednocześnie podpatrywał innych trenerów. Kiedy przejął pałeczkę od swojego brata, bardzo szybko pod jego skrzydła trafił młody i niedoświadczony Wilder. Dobiegający pięćdziesiątki biały mężczyzna i siedemnaście lat młodszy Afroamerykanin w Alabamie zdołali przeskoczyć wszystkie podziały i różnice i stworzyli duet, który sprawnie funkcjonuje od ponad dekady. Bokser nadrabiał stracony czas szybko, co poskutkowało tym, że nawet będąc na szczycie, mógł cały czas się rozwijać.
Walka, której nie można przegapić
Wydaje się, że Deontay Wilder zostanie w pełni doceniony dopiero w momencie, w którym odłoży rękawice. W trakcie swojej kariery musiał odpierać zarzuty, że wielu z jego rywali nie stanowiło wielkiego wyzwania, że nie przyciąga wystarczająco dużej publiki. Wielokrotnie kwestionowano jego umiejętności.
Kiedy jednak robili to rywale, musieli później mocno zastanowić się nad swoimi słowami i deklaracjami. Kilka razy musieli robić to w szpitalu, jak Artur Szpilka, który został brutalnie znokautowany. Podobny los dzielili wszyscy oprócz tego, z którym Amerykanin zmierzy się w sobotnią noc.
REKLAMA
"Bronze Bomber" i "Gypsy King" oficjalnie za swój rewanż zainkasują po 5 milionów dolarów, choć w rzeczywistości ich gwarantowane gaże wyniosą 25 milionów, do których dojdą procenty ze sprzedaży transmisji w systemie pay-per-view.
Można spodziewać się, że pojedynek będzie cieszył się wielkim zainteresowaniem - to jedna z tych walk, których obejrzenie jest nie tylko obowiązkiem dla fanów boksu. Zanosi się na to, że obejrzymy show, a sam pojedynek nie może obyć się bez kolejnej historii, którą jeden i drugi pięściarz dopisze do swojego życiorysu.
Jeden i drugi już zadbali o to, by temperatura przed wyjściem do ringu była bliska wrzenia. To jednak nie otoczka sprawia, że to, co wydarzy się w sobotnią noc, może być kolejnym wielkim momentem w dziejach boksu.
REKLAMA
Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA