Józef Lisowski obchodzi 65. urodziny. Trener, który prowadził rekordzistów świata

2021-03-16, 05:00

Józef Lisowski obchodzi 65. urodziny. Trener, który prowadził rekordzistów świata
Belgrad, Serbia, 02.03.2017. Członkowie polskiej sztafety 4x400 metrów (od lewej): Dariusz Kowaluk, Przemysław Waściński, Bartłomiej Chojnowski, trener Józef Lisowski, Łukasz Krawczuk i Kacper Kozłowski, podczas treningu w przeddzień halowych Mistrzostw Europy w lekkiej atletyce w 2017 roku . Foto: PAP/Adam Warżawa

„Józef Lisowski to trener z najwyższej światowej półki”, tak ocenił go jego były zawodnik, Piotr Rysiukiewicz. 16 marca, 65 lat temu, urodził się Józef Lisowski. Trener męskiej sztafety 4 x 400. Od momentu kiedy rozpoczął pracę z reprezentacją i wspólnie zaczęli osiągać największe światowe sukcesy, czterystumetrowców nazywa się „Lisowczycy”.  

 Przez sześć dni, Polacy byli halowymi rekordzistami świata, w sztafecie 4 x 400 metrów.

·     Od 1994 roku Lisowski rozpoczął pracę z lekkoatletami. Krok po kroku doprowadził ich na same szczyty.

·     Zaczynał przygodę ze sportem jak 100 metrowiec.

·     Swoją współpracę z kadrą chce zakończyć po olimpiadzie w stolicy Japonii, Tokio.

17 halowe mistrzostwa świata w Birmingham, niebotyczny sukces w 2018 roku

Ostatniego dnia zawodów, przyszedł czas na finał sztafety 4 x 400 metrów. Od kilku lat nie świętowaliśmy większych sukcesów. Tutaj też nie byliśmy faworytami. Amerykanie wydawali się całkowicie poza zasięgiem. Startowaliśmy z czwartego toru. Na błękitnej bieżni, w Anglii, dokonaliśmy czegoś zupełnie niemożliwego. Rozpoczynający bieg, Karol Zalewski, od samego początku trzymał się prowadzącego Amerykanina Freda Kerleya. Jako drugi w naszym zespole był Rafał Omelko. Bardzo ładnie pociągnął, ale po 200 metach o mało nie wyprzedził go zawodnik Trynidadu i Tobago. Polak na szczęście odparł ten atak. Przekazał pałeczkę Łukaszowi Krawczukowi. Ten bardzo ładnie pobiegł i w strefie zmian zrównał się z Amerykaninem Aldrichem Baileyem. Na ostatni odcinek ruszył Jakub Krzewina. Tuż przed nim znajdował się Vemon Norwood. W połowie dystansu nasz reprezentant miał 8 metrów straty do biegacza z USA. Rozpoczęło się ostatnie okrążenie. Pod koniec dystansu Norwood zdecydowanie osłabł. Wykorzystał to Krzewina. Wpadł jako pierwszy na linię mety. Sensacja. Pokonaliśmy Amerykanów i złoty medal. Nasi zawodnicy zaczęli sobie gratulować. Nagle na tablicy wyników pojawił się rezultat … rekord świata! 3:01;77. Polacy łapali się za głowy, nie byli w stanie uwierzyć w to co się stało.

„Trzeba ukłonić się przed jednym człowiekiem. Józef Lisowski, to nazwisko musiało w tym momencie paść. To jest wieka długa historia sukcesów polskiej sztafety” w ten sposób zakończył relację na żywo w Polskiej Telewizji komentujący ten bieg Przemysław Babiarz.

Źródło: YouTube.com/TVP Sport 

Twórca tego sukcesu nie mógł dojść do siebie

 W rozmowie z dziennikarzem TVP Sport, Wojciechem Koerberem, Lisowski nie mógł powstrzymać emocji:

„Przecież nie będę kłamał, że o czymś takim marzyłem. Fuks, kosmos, przypadek. Wiadomo, że wynik jest efektem pracy, ale realnie w zasięgu było tylko srebro. Amerykanie mieli nad nami cztery sekundy przewagi, bo jeśli zsumować średnie wyniki indywidualne obu sztafet, to o tyle właśnie byli przed nami. Cztery sekundy to jakieś 35 metrów, czyli cała prosta. Zatem teoretycznie tam powinno być nasze miejsce – na zakręcie, o prostą za nimi”

Fetowanie sukcesu nie trwało zbyt długo. Dokładnie sześć dni później w Amerykańskim College Station aż trzy sztafety pokonały ten wynik. Z tym, że dwie z nich były stworzone z zawodników różnych państw. To wykluczyło je z możliwości oficjalnego uznania rekordu. Ale jedna, która osiągnęła czas 3:01;39 to byli sami Amerykanie. Nie była to drużyna narodowa a team składający się z przedstawicieli uniwersytetu Texas A&M University. Międzynarodowa Federacja Lekkiej Atletyki uznała ich rezultat za oficjalny. Straciliśmy rekord świata.

Tak to wszystko się zaczęło

W roku 1994 kadrę polskich czterystumetrowców przejął Józef Lisowski. Miał doświadczenie w biegach, bo sam je uprawiał. Co prawda były to biegi krótkie, ale dzięki nim zdobył niezbędna widzę, jak się do tego typu sportów przygotowywać. Poparł ja także wiadomościami wyniesionymi z Akademii Wychowania Fizycznego, którą ukończył we Wrocławiu. Już w wieku 23 lat rozpoczął pracę szkoleniową. Na początku w szkołach sportowych. Później w rodzinnym mieście zajął się czterystumetrowcami lokalnego Śląska. W 1999 trenowana przez Lisowskiego sztafeta wywalczyła klubowy rekord Polski na stadionie, 3:02.78. Następnie przeniósł się do miejscowego AZS AWF.

Z reprezentacją nigdy nie zdobył olimpijskiego medalu. Natomiast prowadzone przez niego sztafety zdobyły tytuły mistrzów świata i Europy. Tytuł mistrzowski, wywalczony w 1999 roku, został im przyznany dopiero po dziesięciu latach. Za niedozwolony doping została zdyskwalifikowana drużyna USA. Sukcesów było jeszcze bardzo wiele. Trwały aż do wspomnianego rekordu świata na hali. Od czasu największych zwycięstw, pod koniec dwudziestego wieku, sztafeta 4 x 400 metrów zyskała przydomek „Lisowczycy”.

„Józef Lisowski to trener z najwyższej światowej półki” tak ocenił go Piotr Rysiukiewicz, jeden z jego wychowanków.

W roku 1998 Przegląd Sportowy nadał mu tytuł Trenera Roku.

Coś zaczęło się psuć

Marek Plawgo, zdobywca wielu medali w sztafecie 4 x 400 metrów, tak wypowiedział się na temat wybitnego trenera, w wywiadzie dla Polskiego Radia:

„W kontekście tego, co trener Lisowski osiągnął, mogę powiedzieć tylko: czapki z głów. Każdy z potencjalnych następców mógłby za nim nosić notes i cierpliwie robić notatki, ale istnieje coś takiego jak wypalenie zawodowe. Trener Lisowski nie jest w stanie w tej młodej grupie wytworzyć pozytywnej atmosfery. Józef Lisowski jest doskonałym szkoleniowcem, ale trener musi być też psychologiem. Trener Lisowski powiedział mi kiedyś mądre słowa: syty nie zrozumie głodnego. I chociaż on jest głodny sukcesu olimpijskiego, jednak w kontekście całej kariery na pewno jest trenerem sytym. Dlatego należy postawić na kogoś „głodnego”, kto tych zawodników zmotywuje do pracy”.

Mimo tej opinii Lisowski nadal opiekuje się polską sztafetą. W wywiadzie dla TVP Sport padło pytanie o zakończenie pracy z reprezentacją po igrzyskach w Tokio:

„Nie ukrywam, że taki mam plan” odpowiedział pan Józef.

16 marzec 2021 roku. 65 urodziny wybitnego trenera

Lisowski Interesował się każdą dziedziną sportu.

„Jako dzieciak oglądałem wszystko, nie tylko lekką atletykę i Memoriał Kusocińskiego (…) Za komuny śledziłem też namiętnie Wyścig Pokoju. Najpierw jechało się na ul. Podwale we Wrocławiu, by zobaczyć peleton, a późnej biegliśmy z chłopakami do domu, w okolice Stadionu Olimpijskiego, by już w telewizji obejrzeć finisz. Lata 60. to była również kapitalna koszykówka, Frelkiewicz i Łopatka grali jeszcze na ul. Saperów. A na wspomnianym Olimpijskim albo jeździł Mauger, albo Śląsk grał z Liverpoolem”, wspominał Lisowski w rozmowie na TVP Sport z Wojciechem Koerberem.

Oby jeszcze wiele lat pan Józef i jego „Lisowczycy” zdobywali trofea na świecie. A do wspaniałych osiągnięć Lisowskiego pozostał jeszcze medal olimpijski i życzymy aby właśnie taki pojawił się w jego kolekcji na igrzyskach w Tokio.

AK 

Polecane

Wróć do strony głównej