Doping w MMA - w Polsce "wolna amerykanka", w Ameryce z USADA nie ma żartów

Polski zawodnik występujący w amerykańskiej organizacji UFC Oskar Piechota został zdyskwalifikowany na 22 miesiące. Polak nie jest pierwszym, którego karierę przerwała dopingowa wpadka. To problem, z którym MMA boryka się od lat. W Polsce kontrole nie są stosowane.

2021-05-10, 14:01

Doping w MMA - w Polsce "wolna amerykanka", w Ameryce z USADA nie ma żartów
Doping i sport były ze sobą połączone już od czasów starożytnej Grecji. Foto: Shutterstock.com

Piechota wziął świadomie

Po pozytywnym wyniku testu dopingowego Piechota został zawieszony na 22 miesiące. Do całej sytuacji szybko odniósł się w mediach społecznościowych.

- Wolałbym napisać że „nie wiedziałem”, albo „zanieczyszczony suplement”. Niestety wziąłem go z premedytacją, żeby być najsilniejszym – przyznaje zawodnik. 

Powiązany Artykuł

oskar piechota 1200 f.jpg
UFC: Oskar Piechota zdyskwalifikowany za doping. Polski wojownik na wylocie z prestiżowej federacji

Jego sytuacja  zawodowa i zdrowotna może być mimo wszystko pewnym wytłumaczeniem. 31-letni Gdańszczanin zadebiutował w UFC w 2017 roku podczas gali w rodzinnym mieście. Była to jedna z dwóch w historii imprez zorganizowanych przez UFC w Polsce. Oskar wygrał swoje dwie pierwsze walki w oktagonie, ale po nich przyszła seria trzech porażek. W następstwie zwolnienie z kontraktu wydawało się kwestią czasu. Również dla samego zawodnika:

- Prawda jest taka, że po ostatniej walce byłem przekonany, że nie ma mnie już w UFC, zresztą chyba wszyscy tak myśleli, nawet mój manager był o tym przekonany. Zmagałem i zmagam się do tej pory z poważną kontuzją biodra. Z medycznego punktu widzenia mogło to znacznie przyspieszyć leczenie i tylko po to zastosowałem ten peptyd. Nie chciałem w ten sposób poprawić swoich wyników sportowych i nie wziąłem tego w czasie przygotowań do walki – kontynuuje swoje wyjaśnienia Piechota.

REKLAMA

„Problem” w tym, że jego ostatni pogromca – Mark Andre Barriault – niedawno również został zdyskwalifikowany za doping, a wynik starcia zmieniono na „no-contest” – bez ogłaszania zwycięzcy. To sprawiło, że UFC chciało dać Polakowi kolejną szansę i ten został poddany kontroli... która okazała się wpadką.

- Nigdy wcześniej nie stosowałem żadnych substancji niedozwolonych w sporcie, nie zostałem też złapany na tym podczas walki, a od 25 września byłem przebadany przez USAD-e około 6 razy, w tym raz pobierano mi krew, na żadnym z tych badań nie wykryto nic – wyjaśnia w dalszej części oświadczenia Piechota.

Jego ostatnia porażka w UFC to czerwiec 2020 r. Zatem tylko w ciągu niespełna roku Oskar był poddany sześciu kontrolom i to nie mając kolejnej walki na horyzoncie. Jak widać z USADA żartów nie ma.

Postrach sportowców

Co to za organizacja i dlaczego boją się jej nie tylko ci, którzy biorą?

REKLAMA

United States Anti-Doping Agency, w skrócie USADA, to amerykańska organizacja pozarządowa odpowiedzialna za wdrożenie procedur antydopingowych oraz ich przestrzeganie w USA. Międzynarodowy rozgłos USADA zyskała m.in. publikując raport w sprawie kolarza Lance’a Amstronga, który ostatecznie przyznał się do stosowania niedozwolonych środków i poddał karze.
Organizacja współpracuje między innymi z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim oraz najpopularniejszymi ligami zawodowymi – NBA, NHL, MLB, NLF, a od 1 lipca 2015 roku także z UFC.

Nie oznacza to jednak, że wcześniej w organizacji na czele której stoi Dany White nie było kontroli. W UFC odbywały się jednak one najczęściej zgodnie z przepisami stanowymi, a ogólne procedury nie były skodyfikowane i jednoznaczne. Mimo to, w 2014 roku pierwszą „polską” wpadkę dopingową w UFC zaliczył Piotr Hallman.

Prawdziwy wysyp dyskwalifikacji nastąpił po podpisaniu umowy z USADA. Pozytywny wynik dały testy m.in. największych gwiazd organizacji – Andersona Silvy, Jona Jonesa, Fabricio Werduma, Alistaira Overeema... Byli też tacy, którym udało się oczyścić z zarzutów – Junior dos Santos, Chris Cyborg czy niedawny rywal „Różala” – Josh Barnett. Ich przypadki wywołały dyskusję o zasadność i prawidłowość testów – zawodnicy często mają do czynienia z zanieczyszczonymi suplementami, a i lista zabronionych substancji budziła wątpliwości – znajdowały się tam rzeczy, których ciężko całkowicie wystrzegać się w codziennym życiu, a które w śladowych ilościach nie mają wpływu na sprawność, kondycję czy przebieg walki.

UFC walczy z dopingiem na poważnie

Mimo to, zdarzało się, że kolejne „main eventy” były odwoływane z powodu dopingowych wpadek ich uczestników. Co na to UFC? W 2019 roku organizacja ogłosiła poszerzenie współpracy z Agencją i zwiększenie ilości testów o 30-40 procent. Sprawa wyeliminowania dopingu nie jest przez światowego lidera rynku MMA traktowana fasadowo.

REKLAMA

Głośno ostatnio było o możliwym powrocie do sportów walki Khabiba Nurmagomedova. Nadzieje te wiązano głównie z faktem, że „Dagestański Orzeł” mimo oficjalnego ogłoszenia emerytury wciąż pozostawał pod opieką USADA. Na czym to polega? Zawodnik musi stale informować Agencję o miejscu pobytu i w dowolnym momencie poddać się kontroli dopingowej. W ten sposób np. inna gwiazda UFC - Connor Mc Gregor, został kiedyś przetestowany o świcie, podczas pobytu na swoim jachcie.

UFC potrafi nawet zrezygnować z kasowego hitu kosztem utrzymania czystości na swoim podwórku – planowany powrót byłego mistrza wagi ciężkiej Brocka Lesnara nie doszedł do skutku, po tym, jak Agencja poinformowała, że nie znajduje się on pod jej nadzorem, więc nie zostanie dopuszczony do walki. Taryfy ulgowej nie mają nawet mistrzowie – TJ Dillashaw kończy właśnie dwuletnią karę, po tym jak jego test dał pozytywny wynik po walce z Henrym Cejudo.

„Trawka” legalna w UFC

Stale rośnie też lista zabronionych środków. Są na niej nie tylko najpopularniejsze sterydy anaboliczne, ale też hormony, środki psychoaktywne, czy diuretyki i substancje maskujące przyjęcie dopingu.

Do niedawna na liście znajdowała się też marihuana, której usunięcie w 2021 roku jest sygnałem, że USADA zmienia się i słucha tego, co mówią zawodnicy. Po tym jak marihuana zniknęła z listy, w  uzasadnieniu Agencja napisała, że nie istnieją naukowe dowody jednoznacznie wskazujące na pozytywny wpływ zawartych w tej używce substancji na postawę w walce czy intensywność przygotowań. Z tej wiadomości ucieszył się zapewne Nick Diaz oraz jego fani. Brat pogromcy Connora Mc Gregora – Nate’a - to prawdziwy rekordzista. Za palenie był zawieszany czterokrotnie, łącznie na ponad siedem lat. Mimo 38 lat to wciąż potencjalnie znakomite kasowo nazwisko, nawet dla Khabiba Nurmagomedova.

REKLAMA

W Polsce problemu nie ma?

Choć w UFC przypadków stwierdzenia dopingu nie brakuje, to pamiętajmy, że zawodnicy są tam poddawani szczegółowym testom, które u zdecydowanej większości mają wynik negatywny.

W Polsce zaś, o wpadkach czy skandalach z nielegalnym wsparciem w tle nie słychać w ogóle. Czy to oznacza, że problem nie istnieje? Tego nie wiemy, bo w Polsce... nie ma kontroli.

Istniejące od 2004 roku KSW mimo wielu zapowiedzi do dziś nie wprowadziło obowiązkowych testów dla swoich zawodników. I jest to decyzja, którą można wytłumaczyć - bohaterowie kolejnych gal są często kontraktowani tylko na jedną walkę, czasami pojawiają się na karcie w nagłych wypadkach na kilka dni przed galą czy jak ostatnio na kilka godzin przed wejściem do klatki (tak było z ostatnim rywalem „Pudziana” Serbem Nikolą Milanoviciem, który propozycję walki otrzymał kilka godzin przed pojedynkiem).

Kontrolowanie ich byłoby tylko zasłoną dymną i stwarzaniem pozorów, bo jak sprawdzić zawodnika, który tydzień temu nie wiedział, że będzie się bił? Jak sprawdzić np. „Senegalskiego Bombardiera”, który w Polsce pojawia się po raz pierwszy w życiu na kilkadziesiąt godzin przed walką? Wiele niedozwolonych dla sportowców substancji nie jest zabronionych prawnie, zatem w tym przypadku wpadka mogłaby naprawdę nie być zawiniona przez „winnego”, zaś organizator miałby problem z odwołaną walką…

REKLAMA

Do tego należy dodać wysokie koszty ewentualnych kontroli:

- Koszt to około stu tysięcy złotych rocznie dla 20 zawodników. Mówię tu o udziale w programie ADAMS, kontrolach między startami, programie edukacyjnym i tak dalej. To nie są koszty z kosmosu.- powiedział w 2020 roku Michał Rynkowski – dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA).

O ile taka kwota nie zwali z nóg włodarzy największej polskiej organizacji KSW, Martina Lewandowskiego i Macieja Kawulskiego, to dla mniejszych organizacji stanowi często np. budżet całej pojedynczej gali. Kilka lat temu Mirosław Okniński zapowiadał wprowadzenie kontroli antydopingowych w założonym przez siebie PLMMA. W powodzenie i zrealizowanie tych planów trudno było jednak uwierzyć nawet zawodnikom, skoro organizacja miała wobec nich poważne zaległości w wypłatach za starty.

Wychodzi na to, że w Polsce kontrolować się zwyczajnie nie opłaca.

REKLAMA

Jędrzejczyk i Błachowicz mówią „NIE”

Inne zdanie na ten temat mają sami zawodnicy. Polscy mistrzowie UFC Jan Joanna Jędrzejczyk i Jan Błachowicz zaangażowali się nawet w organizowaną pod patronatem Ministerstwa Sportu i Turystyki w akcję #NIEdla dopingu.

Do kwestii dopingu odnosili się też np. mistrz Fight Exclusive Night Mateusz Rębecki czy KSW Marian Ziółkowski.

- To co się dzieje w tym środowisku jest nienormalne i niemoralne. Nie ma to wiele wspólnego z prawdziwym, czystym sportem. Ok, jest wielu zawodników, którzy są nieźle wyszkoleni i mają talent, ale i tak zdecydowana większość jest na bombie i to konkretnej. Jaki sens jest walki z ”dzikami”, którzy nie czują zmęczenia? Czysty fighter opada z sił np. w czwartej rundzie walki, a zawodnik koksujący ma wtedy wciąż mnóstwo sił i energii. Czasami ma też furię w oczach, to jest wręcz niebezpieczne. Chcę się mierzyć ze sportowcami, a nie z oszustami – mówił Marian jeszcze jako zawodnik FEN.

Właśnie Ziółkowski oraz Bartłomiej Kurczewski w styczniu 2015 roku zostali wysłani na pierwsze w historii polskiego MMA testy antydopingowe. Było to po Gali PLMMA 47 w Wilanowie. Kolejnych testów nie było.

REKLAMA

„Tablica Mendelejewa”

Warto przypomnieć też wypowiedź sprzed około dziesięciu lat Łukasza Jurkowskiego. Popularny „Juras” stwierdził, że „70 procent bierze, 25 procent na to nie stać, a tylko pozostali są czyści”. Mistrz KSW 1 jest w tym sporcie od dawna i z pewnością nie jedno widział.

Wiele o podejściu do kwestii dopingu w KSW mówi też sytuacja z Quentinem Domingosem, rywalem Izu Ugonoha na gali z numerem 54. Na krótko przed wydarzeniem, do włodarzy federacji dotarły informacje o czteroletnim zawieszeniu Francuza przez rodzimą federację ... które obowiązywało Domingosa od dwóch lat. W jego organizmie stwierdzono wówczas istną „Tablicę Mendelejewa” – kilkanaście niedozwolonych środków. Mimo to „Ruskov” na KSW 54 wystąpił i szybko przegrał przez kontuzję.

KSW zaryzykowało dobre imię federacji, ale czy było warto? I po drugie - włodarze KSW o przeszłości Domingosa dowiedzieli się krótko przed galą, czy nie mogli jej jednak sami sprawdzić przed podpisaniem kontraktu?

Równocześnie nasuwa się też pytanie: czy w polskim MMA sprawy wspomagania są zwyczajnie od lat ignorowane? Kilka miesięcy temu wpadł Abu Azaitar – wówczas zawodnik UFC, kiedyś toczący udane boje w KSW. Trudno uwierzyć, że skoro przyjmował doping w barwach amerykańskiego giganta, to wcześniej było inaczej.

REKLAMA

Cena sławy?

Nie jest tajemnicą, że właściciele KSW w początkach swojej działalności na polskim rynku MMA inspirowali się słynnym PRIDE. Znakami tego były biały, pięciolinowy ring, nacisk położony na oprawę i wejścia zawodników do klatki, ale także niestety totalny brak kontroli antydopingowych.

Jeden z bohaterów legendarnych japońskich gal – Kevin Randleman – w 2016 roku zmarł z powodu niewydolności serca. Największe gwiazdy jak Fedor Emelianenko, Mirco Cro Cop, „Minotauro” Nogueira, Wanderlei Silva nigdy nie osiągnęły już poziomu z tamtych lat. Sama organizacja PRIDE została rozwiązana w 2007 roku z powodu ujawnienia związków z mafią. Jej historia to smutny przykład na to, że nieuczciwość ostatecznie nie popłaca, choć nie da się ukryć, że akurat w tym przypadku przed spektakularnym upadkiem zagwarantowała fanom niezapomniane emocje.

W przeciwieństwie do USA, doping w Polsce to kwestia od lat zamiatana pod dywan. Zawodnicy nie są kontrolowani i póki co nie będą. Czy włodarze analizowali scenariusz postepowania w przypadku wpadki jednej z największych gwiazd (tu każdy może sam wstawić sobie wybrane nazwisko)? Taka sytuacja mogłoby postawić pod znakiem zapytania przyszłość nie tylko zawodnika, ale i organizacji. Jeżeli jednak chcemy pasjonować się rywalizacją najlepszych wojowników na serio, zmiany mogą okazać się konieczne.

MK

REKLAMA

Czytaj także:

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej