Piłkarska Europa w cieniu Premier League. Superliga może samoistnie powstać nad Tamizą
Dominacja angielskiego futbolu w Europie w tym sezonie nie podlega dyskusji. Wiele wskazuje na to, że wyrwa pomiędzy Premier League a pozostałymi ligami będzie się tylko powiększała. Anglikom udało się bowiem wytworzyć układ, w którym to oni rozdają karty.
2021-05-26, 09:41
W tym sezonie aż trzech spośród czterech finalistów Ligi Mistrzów i Ligi Europy to ekipy z Premier League, z kolei komplet angielskich zespołów oglądaliśmy w decydujących meczach obu imprez w sezonie 2018/19. W rankingu UEFA prym wciąż wiedzie hiszpańska La Liga, ale to, że angielska ekstraklasa ją zdetronizuje pozostaje jedynie kwestią czasu - już w przyszłym sezonie, kiedy wynik za obecną kampanię zostanie doliczony, to Premier League stanie się numerem jeden.
Wydaje się, że to dopiero początek angielskiej dominacji. O statusie Premier League najlepiej świadczy fakt, że w gronie 15 stałych członków Superligi miało znaleźć się aż sześciu jej przedstawicieli. Projekt oczywiście upadł, jednak ta liczba daje do myślenia. Obecność w elitarnych rozgrywkach była przecież zarezerwowana dla klubów generujących największe zainteresowanie, a co za tym idzie - zyski.
Rywalizacja źródłem postępu
Dlaczego kibice chcą oglądać właśnie Premier League? Zasadniczym powodem jest atrakcyjność rozgrywek, na którą składa się wiele elementów. Pierwszym z nich jest oczywiście poziom sportowy ligi i duża konkurencja między jej uczestnikami. Angielska ekstraklasa w ostatniej dekadzie jest zdecydowanie najbardziej "nieprzewidywalną" ligą z europejskiej czołówki. Przez ostatnie 10 lat w Anglii z mistrzostwa cieszyło się aż 5 różnych klubów, podczas gdy w Bundeslidze i Serie A triumfowały zaledwie po dwa zespoły (z czego Bayern i Juventus aż 9-krotnie), a w La Liga - trzy.
REKLAMA
Również drużyny z niższych miejsc dysponują w Premier League sporą jakością sportową. Najlepiej świadczą o tym słowa Pepa Guardioli, trenera Manchesteru City, wypowiedziane przed spotkaniem z tegorocznym spadkowiczem Sheffield United. - Kiedy widzisz, że zespół tego pokroju jest na dnie tabeli, uświadamiasz sobie, że Premier League jest najtrudniejszą ligą na świecie - ocenił Katalończyk, który wcześniej pracował w Hiszpanii i Niemczech.
Świadome konkurencji czołowe angielskie kluby starają się zbudować jak najszerszy skład, gotowy do rywalizacji na kilku frontach. W dużej mierze właśnie dzięki bogatej i wyrównanej kadrze Manchester City pokonał w Lidze Mistrzów PSG, a Chelsea nie dała szans Realowi Madryt, na ławce którego zamiast wartościowych zmienników siedzieli głównie piłkarze z drużyny młodzieżowej.
Pieniądze to nie wszystko?
Budowa "superdrużyn" pokroju City czy Chelsea nie byłaby oczywiście możliwa bez stosownych (a właściwie: olbrzymich) nakładów finansowych. Ciesząca się popularnością również poza Europą Premier League to 4. najbogatsze rozgrywki na świecie, ustępujące tylko amerykańskim NFL, MLB i NBA. Pozostałe krajowe ligi piłkarskie znacznie odbiegają od tego poziomu.
Finansowe dysproporcje znajdują odzwierciedlenie również w wynagrodzeniach. Średnia roczna pensja w Premier League wynosi ponad 3 mln funtów, podczas gdy w drugiej pod tym względem La Liga 2 mln, Serie A 1,8 mln, Bundeslidze, 1,6 mln, a w Ligue 1 ok. milion.
REKLAMA
Drenaż talentów
Nic więc dziwnego, że piłkarze nieraz wybierają grę w angielskim "średniaku" kosztem występów w niemieckim bądź hiszpańskim klubie "z aspiracjami". Tylko w ostatnim sezonie z pozostałych trzech lig "wielkiej czwórki" do Premier League przybyli: Kai Havertz, Timo Werner, Thomas Partey, Ferran Torres, Thiago Alcantara, czy Giovanni Lo Celso. Hitowych transferów w przeciwnym kierunku właściwie nie było - tylko Leroy Sane zamienił Manchester City na Bayern Monachium i to wyłącznie ze względu na fakt, że na Etihad Stadium coraz częściej pełnił funkcję gracza rezerwowego.
Podobna prawidłowość dotyczy trenerów. Do Premier League drzwiami i oknami walą menadżerowie ze ścisłego europejskiego topu. Do Anglii w ostatnich latach przybyli Pep Guardiola, Juergen Klopp, Carlo Ancelotti, Mauricio Sarri, Unai Emery, Mauricio Pochettino, a ostatnio Thomas Tuchel.
Wraz z czołowymi szkoleniowcami przybywają najnowsze piłkarskie trendy: przed laty Mourinho i Benitez dali Premier League system 1-4-5-1 i organizację w defensywie, Guardiola zaimplementował w Manchesterze hiszpańską tiki-takę, a Klopp sprawił, że kibice Liverpoolu mogli cieszyć się dynamiką gegenpressingu.
Nauka nie idzie w las
Fachowcy z zagranicy coraz częściej znajdują naśladowców na Wyspach, a gwiazdy z kontynentu pozwalają sukcesywnie podnosić jakość młodych angielskich graczy. Nad Tamizą kwitnie także szkolenie i futbol młodzieżowy - w 2017 roku angielska kadra U17 zdobyła mistrzostwo świata, a zespół U19 sięgnął po triumf na młodzieżowym Euro. Czołowe kluby Premier League nie szczędzą pieniędzy na rozwój młodych talentów, czego dowodem jest np. niedawno otwarty ośrodek treningowy Leicester City, wart 100 mln funtów.
REKLAMA
Kolejnym impulsem dla wyspiarskiego futbolu ma być dołączenie do Premier League dwóch czołowych szkockich klubów - Rangers i Celtiku, o którym od kilku miesięcy mówi się coraz głośniej. Wcześniej rozgrywki "wchłonęły" już walijskie Cardiff i Swansea.
Pod wieloma względami angielska ekstraklasa "odjeżdża" pozostałym rozgrywkom coraz szybciej. Jeśli dysproporcje między Premier League a pozostałymi krajowymi ligami będą rosły w tak błyskawicznym tempie, jak przez ostatnie kilka lat, nieformalna Superliga może samoistnie powstać nad Tamizą - bez klubów spoza Wielkiej Brytanii.
Bartosz Goluch, PolskieRadio24.pl
REKLAMA