Historia EURO: mistrzowie świata mistrzami Euro 2000. Zinedine Zidane skradł show

Po sensacyjnym tytule Danii i wspaniałej atmosferze rozgrywanych w Anglii mistrzostwach Europy, w 2000 roku w Belgii i Holandii przyszedł czas na triumf ofensywnego futbolu. Niesamowite końcówki spotkań, rekordowa liczbę bramek i Zinedine Zidane w życiowej formie – to był niezapomniany turniej.

2021-06-03, 07:30

Historia EURO: mistrzowie świata mistrzami Euro 2000. Zinedine Zidane skradł show
Zinedine Zidane. największa gwiazda EURO w Belgii i Holandii . Foto: PAP/PR

EURO w odcinkach

Przed Euro 2020 wspominamy kilka turniejów, które szczególnie zapadły w pamięci kibiców. Rozpoczęliśmy historią „duńskiego dynamitu”, którego wybuch wstrząsnął piłkarską Europą (TUTAJ), pisaliśmy o powrocie futbolu do angielskiego domu (TUTAJ), teraz kolejny odcinek cyklu.

Dwóch gospodarzy

Turniej finałowy EURO 2000 po raz pierwszy w historii miał się odbyć w dwóch krajach. Zaszczytu współdzielenia miana gospodarzy dostąpiły Belgia i Holandia. Plusem lokalizacji turnieju były małe odległości między miastami – gospodarzami - niewielkimi, ale wysoko rozwiniętymi krajami.

Był to początek nowego trendu, którego rozwinięcie nastąpi w 2008 i 2012 roku podczas imprez w Austrii i Szwajcarii oraz Polsce i Ukrainie.

Ostatni raz obowiązywała zasada „Złotego Gola”, a awans bez kwalifikacji uzyskali obaj gospodarze, którzy byli też losowani z najwyższego koszyka w finałach. Tradycyjnie w przypadku EURO obrońcy tytułu – w tym przypadku Niemcy – również musieli walczyć w eliminacjach.

REKLAMA

Powiązany Artykuł

Historia-Euro 1996 1200 f.jpg
Historia EURO: 1996 – Futbol wrócił do domu, ale królowa gratulowała zwycięstwa niemieckiej drużynie

Polacy bez awansu i transmisji

Mimo powiększenia od 1996 roku formuły rozgrywek do szesnastozespołowej, droga do kwalifikacji wcale nie była krótsza. 49 ówczesnych członków UEFA podzielono na 9 grup. Awans uzyskali ich zwycięzcy oraz drużyna z drugiego miejsca z najlepszym bilansem. Pozostałe zespoły z drugich lokat zmierzyły się w barażach. W ten sposób promocję uzyskali m.in. Anglicy oraz, sensacyjnie, debiutujący Słoweńcy.

Polacy – tradycyjnie – nie przebrnęli eliminacji, choć tym razem byli naprawdę blisko baraży. W grupie zajęliśmy trzecie miejsce – daleko za Szwecją i minimalnie za Anglią. Z Wyspiarzami przegraliśmy tylko przez gorszy bilans bezpośrednich spotkań – 0:0 w Warszawie i 1:3 po honorowym trafieniu Jerzego Brzęczka na Wembley. Na nic by to się jednak Anglikom nie zdało, gdyby nie sportowa postawa reprezentacji Trzech Koron, która ograła nas 2:0 w ostatnim meczu będąc już i tak pewnymi awansu.

Większość polskich kibiców tego jednak nie zobaczyła, bo kwalifikacji po raz pierwszy w historii nie pokazywała w Polsce telewizja publiczna. Dotyczyło to także niestety finałów.

Sensacyjnie odpadli Chorwaci – trzeci zespół mistrzostw świata 1998, trzeci także w grupie eliminacyjnej do EURO – za Jugosławią i Irlandią. Poza tym większych niespodzianek nie stwierdzono i faworyci w Belgii i Holandii stawili się niemal w komplecie.

REKLAMA

Faworyci bez zmian

Grono faworytów finałowego turnieju ukształtowały wyniki innych rozgrywek. Przełom wieków to czas świetności włoskiej Serie A, która dawała kadrze wielu wspaniałych piłkarzy, jak Francesco Totti czy Alessandro Del Piero. Niemniej w finale Pucharu Mistrzów sezonu 1999/2000, a więc na krótko przed startem EURO zmierzyły się dwa hiszpańskie zespoły – Real Madryt i Valencia. Hiszpanie eliminacje rozpoczęli od szokującego 2:3 z Cyprem, ale po wygraniu wszystkich pozostałych spotkań bez trudu wywalczyli awans i również należeli do wąskiej grupy kandydatów do złota.

Niemcy, Anglia oraz gospodarz Holandia uzupełniali drugi szereg faworytów. Drugi, bo w pierwszym samotnie kroczyła Francja. Mistrz świata z będącymi u szczytu kariery Lilianem Thuramem, Fabienem Barthezem, Thierrym Henrym i przede wszystkim Zinedinem Zidanem zdecydowanie przewodził w typowaniach na zwycięzcę EURO w Belgii i Holandii. Sami "Tricolores" również nie ukrywali aspiracji - chcieli zostać pierwszym w historii mistrzem świata, który po dwóch latach zdobył mistrzostwo Europy. Ta sztuka udała się w latach 70-tych Niemcom, ale w odwrotnej kolejności.

Nowy początek w Brukseli

Mecz inauguracyjny odbył się 10 czerwca 2000 roku na stadionie Króla Baudouina I w Brukseli. To nowa nazwa dawnego Heysel, zmieniona tak, aby już nigdy nie kojarzyć się z tragedią do jakiej doszło tu podczas finału Ligi Mistrzów 1985. Po ataku angielskich kibiców zginęło wówczas 39 osób, głównie Włochów.

- Byłem wtedy fanem Juventusu. To moje pierwsze w życiu wspomnienia dotyczące piłki – mówił Demetrio Albertini, członek kadry Italii na Euro 2000.

REKLAMA

Zanim jednak Włosi w drugiej kolejce pokonają tu Belgów 2:0, ci na inaugurację rozbudzili nadzieje miejscowych fanów wygrywając 2:1 ze Szwecją. Jedną z bramek dla gospodarzy zdobył świetnie się wówczas zapowiadający Emile Mpenza, który jednak nie zrobił kariery, jaką mu wróżono.

Przed ostatnią kolejką zmagań w grupie B, Albertini i koledzy mieli komplet punktów i pewność awansu. O drugie miejsce zagrały Belgia i Turcja. Po raz pierwszy w historii gospodarz nie awansował do fazy pucharowej, bowiem piłkarze znad Bosforu wygrali 2:0 po dwóch golach swojego nowego bohatera narodowego – Hakana Sukura.

- Zdobyliśmy swoje pierwsze bramki i punkty w historii startów w EURO. Już to było ogromnym sukcesem, awans z grupy to coś wielkiego – wspominał bramkarz Rustu Recber.

On sam wkrótce trafi nawet do Barcelony, gdzie przez limit graczy spoza Unii Europejskiej nie zrobi jednak kariery.

REKLAMA

Triumf „trenera bez charyzmy”

Drugi z gospodarzy – Holandia – zgodnie z przewidywaniami nie miał problemów na tym etapie rywalizacji. Podobnie jak Francja – obaj faworyci grupy B solidarnie w dwóch pierwszych meczach ograli Danię i Czechy. Co ciekawe, nasi południowi sąsiedzi, podobnie jak w finale EURO 1996 z Niemcami, przeciwko Francji znów otrzymali rzut karny za faul popełniony poza „szesnastką”.

Z kolei w meczu z Czechami, zwycięską bramkę z karnego właśnie zdobył dla Holandii Frank de Boer. Tej umiejętności zabraknie mu w kluczowym momencie turnieju. I to aż dwa razy.

Zanim jednak do tego doszło, w ostatnim spotkaniu grupowym wielcy spotkali się w bezpośrednim starciu. Gospodarze wystawili pierwszy garnitur – z największymi gwiazdami. Odwrotnie Francja:

- Najważniejsze jest to, że mogliśmy pokazać, że jesteśmy i możemy się przydać. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy pierwszym składem i choć przegraliśmy ten mecz, później okazało się, że rezerwowi mają na tym turnieju do odegrania kluczową rolę – wspomina Robert Pires, który spotkania z Danią i Czechami zaczynał na ławce.

REKLAMA

Trenerem Tricolores od dwóch lat był Roger Lemerre. Aime Jacquet zrezygnował po triumfie w mistrzostwach świata. „Odpuszczenie” starcia z Holandią było jedną z wielu trafionych decyzji szkoleniowca, któremu przed EURO w ojczyźnie zarzucano brak charyzmy i predyspozycji.

Oranjes zwyciężyli po dobrym meczu 3:2 i do ćwierćfinału wyszli z pierwszego miejsca.

Anglicy i Niemcy się wstydzą

Wiele emocji, nie tylko sportowych, przyniosła rywalizacja w grupie A. Spotkali się tu odwieczni rywale – Niemcy i Anglia oraz nowe siły w europejskim futbolu – Portugalia i Rumunia, które opinia publiczna rzucała na pożarcie czołowym ekipom poprzedniego EURO.

Już pierwsza kolejka pokazała jak bardzo się pomylono. Rumuni zremisowali z obrońcami tytułu, zaś spotkanie Anglii z Portugalią zapisało się na stałe w annałach mistrzostw Europy.

REKLAMA

Wyspiarze prowadzili 2:0 po 18 minutach i wydawało się, że losy meczu są rozstrzygnięte. Wtedy rozpoczął się festiwal pięknych bramek – z tą najpiękniejszą Luisa Figo na czele. Portugalczycy po pięknej pogoni wygrali 3:2.

- Nigdy nie zapomnę tego meczu, jednego z najlepszych w moim życiu. To był spektakl do ostatniej minuty – mówił strzelec decydującej bramki Nuno Gomes.

Pięć dni później, po golu w ostatniej minucie, Portugalczycy pokonali też Rumunów i byli już pewni awansu. W drugim meczu Anglia, po raz pierwszy od 1966 roku, wygrała na wielkim turnieju z Niemcami. Przed ostatnią kolejką trzy drużyny wciąż miały szanse na zajęcie drugiego miejsca w grupie.

Niemcy, aby na to liczyć musieli pokonać występujących w rezerwowym składzie liderów i kibicować Rumunom, aby ograli Anglię. Już pierwszy warunek nie został spełniony i po hat-tricku Sergio Conceicao obrońcy tytułu ponieśli klęskę 0:3.

REKLAMA

W składzie Portugalczyków wciąż znajdowało się wielu młodzieżowych mistrzów świata z 1991 roku z Rui Costą i Luisem Figo na czele. Wydawało się, że ten turniej będzie apogeum ich dorosłych karier. W starciach z Turcją i Niemcami zagrał też obecny selekcjoner biało-czerwonych, Paulo Sousa. W tych najważniejszych zabrakło już jednak dla niego miejsca.

Prawdziwe trzęsienie ziemi nastąpiło w rozgrywanym równolegle spotkaniu. Anglicy prowadzili do przerwy 2:1 z Rumunią. Do awansu wystarczał im remis i taki utrzymywali aż do 89. minuty. Wtedy spóźniony Phil Neville faulował w polu karnym, a „jedenastkę” wykorzystał Ioan Ganea. Anglia znów odpadała i ponownie w spektakularnym stylu, jakby na własne życzenie. Phil Neville został zaś wrogiem numer jeden w kraju, w którym futbol jest jak religia. Dołączył w tej roli do Davida Beckhama, który dwa lata wcześniej osłabił zespół czerwoną kartką w meczu z Argentyną.

Znów objawił się także problem z bramkarzami – David Seeman wybitnym fachowcem nie był, ale gwarantował solidny poziom. Jego zmiennicy, w tym Nygel Martin, który przyczynił się do klęski, przez lata popełniali błędy rodem z filmów o „piłkarskich jajach”.

Największym kłopotem tamtejszego futbolu ponownie okazali się jednak kibice. Angielscy chuligani demolowali belgijskie miasta. Około 1000 z nich zostało aresztowanych, wielu odesłano do Anglii wprost z pociągów. Belgowie na czas turnieju zwolnili nawet kilkuset więźniów, by zrobić miejsce dla groźniejszych przybyszy z Wysp. Było to konsekwencją m.in. tego, że „hools” - z zakazami stadionowymi w Anglii - mogli spokojnie wyjechać na EURO i tam rozrabiać. Oczywiście z takiej możliwości skorzystali.

REKLAMA

Wstydziła się Anglia, wstydziły się też Niemcy, choć już z zupełnie sportowych powodów:

- Nasze dzieci nie mają już żadnych idoli – pisała „Berliner Zeitung”.

- Jesteśmy Bałwanami Europy – wtórował „Bild”.

Przy okazji warto odnotować, że będący już zupełnie bez formy 39-letni Lothar Matheus został najstarszym graczem w historii EURO. Był to też koniec przygody z kadrą dla chyba najbardziej anonimowego szkoleniowca w jej historii – Ericha Ribbecka. W jego przypadku, samo objęcie tego stanowiska było największym sukcesem w karierze. Niemcy odpadli w fazie grupowej wielkiego turnieju po raz pierwszy od 1984 roku.

REKLAMA

Powiązany Artykuł

grafika Historia Euro 1992 duński dynamit 1200 f.jpg
Historia EURO: 1992 - "Duński Dynamit" eksplodował na serio, to nie była żadna bajka

Wszedł i zszedł

Do końca ważyły się losy awansu w grupie C, gdzie oprócz Hiszpanii zagrali debiutanci – Słowenia i Norwegia oraz de facto również debiutant, bo występująca pierwszy raz po rozpadzie Jugosławia.

Jak każdy dobry horror rozpoczęło się od trzęsienia ziemi, czyli wygranej Norwegów nad faworytami. W drugim spotkaniu „święta wojna” Słowenii z Jugosławią zakończyła się remisem, choć ci pierwsi prowadzili już nawet 3:0. Mimo wszystko nie była to najbardziej spektakularna pogoń, jaka nastąpi w tej grupie.

Przed ostatnią kolejką szanse na awans zachowały wszystkie cztery ekipy. Jego losy ważyły się do ostatniej minuty, głównie w starciu Hiszpanii z Jugosławią. Tam Plavi, gdy na zegarze była 90 minuta, prowadzili 3:2, a to promowało ich i Norwegów. Podobnie jak remis, ale Hiszpanie w doliczonym czasie gry zdążyli strzelić dwa gole i wygrać. Przy remisie w drugim meczu, dało to też awans pokonanym Jugosłowianom.

Ciekawostką zmagań w grupie C jest najszybsza w historii czerwona kartka dla rezerwowego. Całkiem niezły napastnik, jakim wkrótce miał zostać Mateja Kezman, pojawił się na boisku w 87. minucie, a już po 60 sekundach za brutalny faul musiał je opuścić.

REKLAMA

Dwaj królowie i moment przełomowy

Ofensywny futbol dominował w fazie grupowej. Nawet nastawieni na defensywę Włosi mogli się podobać. Również ćwierćfinały nie zawiodły, tak pod względem emocji, jak i liczby strzelonych goli.

 

 

Najwięcej padło ich w meczu Holandii z Jugosławią. Początkowo cztery, a ostatecznie trzy zapisano na konto Patricka Kluiverta, któremu ogólny dorobek pięciu trafień wystarczył do wywalczenia korony króla strzelców. Gospodarze wygrali 6:1, a honorowy gol Savo Milosevicia w ostatniej minucie był również jego piątym w tym turnieju, zatem królów było dwóch.

REKLAMA

Szansę na sprawienie sensacji zaprzepaściła reprezentacja Turcji. Najpierw czerwoną kartkę za niesportowe zachowanie dostał Alpay, potem karnego Arifa Erdema obronił Vitor Baia. Po dwóch trafieniach Nuno Gomesa Portugalia grała dalej. Turcja jednak, już dwa lata później brązowym medalem mistrzostw świata udowodni, że zasługuje na miejsce nie tylko w europejskiej czołówce.

Również 2:0 Włosi pokonali Rumunów. To spotkanie zostało zapamiętane głównie z uwagi na pożegnanie Gheorghe Hagiego. Styl tego pożegnania był fatalny, nie pasujący do najlepszego piłkarza w historii rumuńskiej piłki. Najpierw, po jego brutalnym faulu kontuzji doznał Antonio Conte. Już wtedy „Maradona Karpat” powinien wylecieć z boiska. Stało się to dopiero wiele minut później, gdy w żenujący sposób próbował wymusić rzut karny. Licznik Hagiego w kadrze zatrzymał się tego wieczora na 125 występach.

Dla Conte, który wcześniej strzelił gola przewrotką Turcji, był to również koniec turnieju.

Najbardziej zacięty był mecz Francji z Hiszpanią. Prowadzenie mistrzom świata dał z wolnego Zidane, wyrównał z karnego kapitan Valencii Gaizka Mendieta. Tuż przed przerwą Francuzi za sprawą Youri Djorkaeffa ponownie wyszli na prowadzenie i taki wynik utrzymał się do ostatniej minuty. Wtedy głupi faul w polu karnym popełnił Fabien Barthez i Raul z karnego mógł doprowadzić do dogrywki. Zamiast tego został jednak kolejnym z wielkich, którzy pomylili się z linii jedenastu metrów w decydującym momencie.

REKLAMA

- Dla nas był to przełomowy moment turnieju – komentował Zinedine Zidane.

Historia i awantura w Brukseli

Półfinałowe pary zapowiadały starcia tytanów. Nie było rewelacji w stylu Danii, Czech czy Rumunii, tylko stali bywalcy futbolowych salonów – Francja – Portugalia i Holandia – Włochy.

Najpierw mieliśmy rewanż za półfinał z 1984 roku.

- Doskonale to pamiętam. To był 23 czerwca 1984 roku, moje 12-te urodziny. Francja po jednym z najlepszych meczów w historii wyeliminowała Portugalię – wspominał Zinedine Zidane.

REKLAMA

Do tych wspomnień dodajmy, że decydujący gol Platiniego padł wówczas krótko przed końcem dogrywki.

W Brukseli również była ona potrzebna. W regulaminowym czasie, po pięknych golach Nuno Goemsa i Thierriego Henry’ego było 1:1. To był turniej pełen bramek, których ilość przechodziła w jakość.

To była pierwsza dogrywka tych mistrzostw i pierwsza szansa za Złotego Gola. Wykorzystali ją Francuzi. Siedem minut przed końcem gry, zmierzającą do pustej bramki po strzale Wiltorda piłkę ręką zatrzymał Abel Xavier. Na boisku rozpętała się awantura, którą na chwilę przerwał - skutecznym i rozstrzygającym karnym - Zidane.

- 2000 rok był najlepszym w mojej karierze. Kiedy podchodziłem do piłki nie miałem wątpliwości, że trafię – wspominał strzelec, który nawiązał tym samym do wyczynu Michela Platiniego.

REKLAMA

Portugalczycy zarzekali się, że żadnego zagrania ręką nie było. Szkoda, że nie było też VAR-u – ten rozwiałby wątpliwości, bo karny absolutnie się należał. Mimo to, sędzia był popychany, wyzywany i opluty. Skończyło się nie tylko trzema czerwonymi kartkami, ale też zawieszeniami na okres od 3 do 9 miesięcy dla Paulo Bento, Nuno Gomesa i Abela Xaviera.

„Jedenastki” do poprawy

Przebieg drugiego półfinału zdeterminowała szybka czerwona kartka dla Gianluki Zambrotty. W odpowiedzi Włosi zastosowali dobrze sobie znane catenaccio. Przez ponad pół meczu grali przeciwko rywalom, pełnemu kibiców stadionowi w Amsterdamie, a momentami wydawało się, że także przeciw sędziom, którzy podyktowali dwa karne dla gospodarzy. Najpierw strzał Franka de Boera obronił Francesco Toldo, potem Patrick Kluivert trafił w słupek marnując szansę na zostanie samodzielnym królem strzelców imprezy.

- Dostanie się na połowę rywali, nie mówiąc w ogóle o polu karnym było bardzo trudne. Myśleliśmy tylko o dotrwaniu do karnych – wspominał Demetrio Albertini.

Mimo tego, jak i bezbramkowego po 120. minutach wyniku, mecz mógł się podobać. Holendrzy atakowali, ale razili nieskutecznością. U Włochów oficjalnie narodził się najlepszy duet stoperów tamtych czasów – Fabio Cannavaro – Alessandro Nesta, wspierany przez Paolo Maldiniego.

REKLAMA

- Pomyślałem, że teraz już nie możemy przegrać – mówił Cannavaro.

Bohaterem „jedenastek”, jak to często bywa, został bramkarz. Tym razem Francesco Toldo, który bramki Azzurich strzegł w zastępstwie Gianluigiego Buffona, gdy ten doznał kontuzji na tydzień przed turniejem. Toldo obronił dwa strzały – ponownie de Boera oraz Paula Bosvelta. Jaap Stam nie trafił bramkę, nie pomylił się tylko rozgoryczony Kluivert.

- W tamtym momencie Toldo był tak skoncentrowany, że obroniłby dwie piłki wystrzelone w tym samym czasie w różnych kierunkach – żartował po latach Albertini.

Włosi strzelali niemal bezbłędnie, jedynie Maldini na chwilę przywrócił nadzieję gospodarzom. Za to Totti trafiając podcinką przypomniał słynny strzał Antonina Panenki z finałowego meczu EURO 1976.

REKLAMA

Holendrzy zaś, na oczach Johana Cruyffa, ustanowili niechlubny rekord mistrzostw – 5 nietrafionych karnych na 6 prób - wliczając te z regulaminowego czasu gry. Po meczu do dymisji podał się ich trener – Frank Rijkaard – mówiąc, że jego jedynym celem było mistrzostwo Europy na własnych stadionach.

Rezerwowi wygrali finał

Rozegrany na stadionie Feyenoordu w Rotterdamie finał nie był wielkim widowiskiem. Do przerwy niespodziewanie przeważali Włosi. Przyniosło to efekt krótko po wznowieniu gry, gdy prowadzenie dał im Marco Delvecchio. Azzurri po trafieniu cofnęli się i kontratakowali stwarzając groźne sytuacje. Te najlepsze marnował Del Piero.

Lemerre wprowadził rezerwowych, których sprawdził już w grupowym meczu z Holandią – najpierw Davida Trezeguet i Sylviana Wiltorda, potem Roberta Piresa. Ten drugi na 30 sekund przed końcem gry oddał strzał, który po rękach rozpaczliwie interweniującego Toldo wpadł do włoskiej bramki.

- Najbardziej cieszyło nas, że ci świętujący przy ławce Włosi nagle posmutnieli – komentował Didier Deschamps.

REKLAMA

- Wiedzieliśmy, że wygramy. Wyrównujący gol zmiażdżył ich mentalnie i fizycznie – dodawał Patrick Vieira.

Zgodnie z przewidywaniami Włosi już się nie podnieśli pomimo starań swojego trenera:

- Próbowałem ich obudzić, ale cios był tak silny, że nic nie dało się zrobić – wspominał Dino Zoff, który sam jako zawodnik sięgnął po tytuł mistrzoa Europy.

Jego podopiecznym się to nie udało. Decydująca akcja została przeprowadzona lewą stroną w 13. minucie dogrywki. Robert Pires minął dwóch rywali i zagrał do innego rezerwowego – Davida Trezegueta , który słabszą, lewą nogą strzelił kolejnego, ostatniego już pięknego gola EURO 2000. Zasada Złotego Gola wciąż obowiązywała. To był koniec. Mistrzowie Świata zostali mistrzami Europy.

REKLAMA

Niepowtarzalne emocje

To był wspaniały ofensywny turniej. Z największą liczbą bramek aż do zniesienia szesnastozespołowej formuły. Sam Trezeguet, którego gol rozstrzygnął losy tytułu, później dwukrotnie nie wykorzystał kluczowych karnych, które przesądziły o finałowych porażkach jego zespołów – Juventusu w finale Pucharu Mistrzów 2003 i Francji, w finale mistrzostw świata w 2006. Ten drugi mecz będzie ostatnim w karierze bezapelacyjnie największej gwiazdy EURO w Belgii i Holandii – Zinedina Zidana.

Często wspominając wielkie turnieje mówimyy o pięknie gry czy wyjątkowej sile futbolu. Podobnego zdania po triumfie w 2000 roku był Zinedine Zidane:

- Grałem 17 lat w piłkę. Z tego 14 w reprezentacji. W tym czasie doświadczyłem wszystkiego – niesamowitej radości i ogromnego smutku. Raz wygrywasz, raz przegrywasz, na tym polega sport. Ale w futbolu jest coś jeszcze – niepowtarzalne emocje.

2004 : Grecki Kopciuszek, któremu nikt nie kibicował

EURO 1992 to sensacyjny triumf Danii z ludzką tragedią w tle. Mistrzostwa w 1996 roku w Anglii pamiętane są jako wyjątkowe z uwagi na klimat i oprawę. Te z Belgii i Holandii z kolei zapadną w pamięć jako najlepsze pod względem atrakcyjności i poziomu sportowego. Dla wielu kibiców to do dziś najlepszy turniej jaki widzieli.

REKLAMA

Niestety już za cztery lata ponownie zatriumfuje defensywa. I to nie we włoskim stylu, który wtedy dał się oglądać. Grekom nie kibicował nikt. Do tego zacznie się era Cristiano Ronaldo, a Anglicy znów stawią czoła swojej klątwie. A to wszystko oczywiście – tradycyjnie – bez Polaków.

MK

Euro 2020 rozpocznie się 11 czerwca, biało-czerwoni pierwszy mecz zagrają 14 czerwca ze Słowacją w Sankt Petersburgu. Pięć dni później w Sewilli ich rywalem będzie Hiszpania, a 23 czerwca ponownie w Rosji zmierzą się ze Szwecją. Poniżej cały TERMINARZ Euro.

REKLAMA

Czytaj także:

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej