Premier League: zbudowany z krwi, potu i łez. Jordan Henderson odmienił swój los
W niedzielę powrócił do składu na mecz z Burnley, udowadniając, że kilkumiesięczna kontuzja nie jest czymś, co może go zatrzymać. Po raz kolejny, tak jak w klubowym hymnie, Jordanowi Hendersonowi po burzy ukazało się złote niebo oraz srebrny śpiew skowronka.
2021-08-23, 15:54
Już dekadę temu kibice Liverpoolu mieli świadomość, że Steven Gerrard nie gwarantuje już takiej jakości, jaką zapewniał kilka sezonów wcześniej i powoli zbliża się do zakończenia kariery. Dlatego też zaczęli szukać w pomocnikach klubu jego następcy. Wtedy tę łatkę otrzymał Jonjo Shelvey, aktualnie występujący w Newcastle United.
W 2011 roku Kenny Dalglish dokonał jednego z najbardziej niesprawdzonych zaciągów w historii angielskiego futbolu. Na Anfield pojawili się tacy piłkarze jak Stewart Downing, Charlie Adam czy Jose Enrique. Klub postanowił także sięgnąć po 20-latka z Sunderlandu, Jordana Hendersona. Wtedy nikt nie spodziewał się, że będzie to przyszły kapitan „The Reds”.
Styl biegania, ciągłe zmiany i brak zaufania
Angielskim pomocnikiem początkowo był zainteresowany także Manchester United. Ówczesny menedżer „Czarnych Kotów”, Steve Bruce, rekomendował transfer Hendersona, jednak sztab sir Alexa Fergusona odradził taki ruch ze względu na specyficzny sposób poruszania się, mogący oznaczać przyszłe kontuzje.
REKLAMA
Kenny Dalglish mimo wszystko mu zaufał i regularnie wystawiał go w pierwszej jedenastce. Henderson występował zarówno na prawej stronie pomocy, jak i na jej środku – jako „8” lub „10”.
Jednak sezon 2011/2012, pomijając zwycięstwo w Pucharze Ligi oraz dojście do finału w Pucharze Anglii, był sezonem nieudanym, po którym Szkot zdecydował się na rozstanie z klubem. W jego miejsce pojawił się Brendan Rodgers. Nowy trener oznaczał zmiany, a Henderson miał być ich częścią.
Latem 2012 roku irlandzki menedżer zaproponował mu przejście do Fulham, co miałoby być częścią wymiany, dzięki której na Anfield pojawiłby się Clint Dempsey, który w poprzedniej kampanii strzelił łącznie 23 gole. Informacja ta spowodowała, że Jordan zaczął płakać oraz zadzwonił do swojego ojca, który zawsze wspierał go w rozwoju kariery.
- Kiedy trener mi o tym powiedział, był to dla mnie kompletny szok. Wiadomość ta spadła na mnie jak grom z jasnego nieba – stwierdził w jednym wywiadów.
REKLAMA
Henderson nie przystał jednak na propozycję menedżera i postanowił zostać, by walczyć o grę dla „The Reds”. Siedem lat później łzy także polały się u boku ojca, lecz były one spowodowane szczęściem z wygrania Ligi Mistrzów w Madrycie.
Walka poza boiskiem
W sezonie 2013/2014 Liverpool był o krok od wygrania ligi po raz pierwszy od 1990 roku. Henderson był jedną z kluczowych postaci w środku pola i miał za sobą wiele udanych występów. Niewielu jednak zdawało sobie sprawę, że młody Anglik zmagał się wtedy z ogromnym dramatem swojego ojca, który w tym czasie toczył walkę ważniejszą niż ta o tytuł. Brian Henderson zmagał się z rakiem gardła.
- Nie widziałem go przez co najmniej pięć miesięcy, ponieważ nie chciał, żebyśmy widzieli go w tym stanie. Trzymałem głowę spuszczoną, grałem dalej, ponieważ wiedziałem, że mnie obserwuje, a wygrana może nam pomóc. Cała moja energia przeniosła się więc w kierunku futbolu, a to pół roku minęło wyjątkowo szybko – powiedział w wywiadzie dla „The Guardian”.
REKLAMA
Ważną postacią dla Hendersona był wtedy Steve Peters, psychiatra sportowy. Pomocnik przyznał, że korzystał z jego pomocy przez kilka lat, co zrobiło ogromną różnicę.
Nowy porządek
Przez wiele lat Hendersonowi przypinano łatkę nowego Stevena Gerrarda. Zawodnik jednak nie był tak bramkostrzelny i nieprzewidywalny jak legenda Liverpoolu. Jest jednak profesjonalistą i wojownikiem, który swoim zaangażowaniem, dokładnością i walecznością robi różnicę w grze. Dlatego też pojawienie się w klubie Jurgena Kloppa okazało się idealnym rozwiązaniem w kontekście jego kariery.
- Serie A: włoskie media bezlitosne dla Wojciecha Szczęsnego. "Jaskrawe, tandetne błędy"
- Ligue 1: skandal w meczu Nicei z Olympique Marsylia. Kibice wdarli się na boisko [WIDEO]
- Lewandowski się nie zatrzymuje, Szczęsny zawalił, kontuzja Zielińskiego. Paulo Sousa będzie miał ból głowy?
Początkowo Henderson został przeniesiony na pozycję „6”, zajmując się rozegraniem piłki oraz łączeniem formacji obrony i pomocy. Z zadań wywiązywał się co najmniej poprawnie, jednak wraz z przybyciem Fabinho, coraz częściej grał jako „ósemka”. Tam Anglik czuje się jak ryba w wodzie, mogąc łączyć uwielbiany przez niego pressing oraz możliwość podłączenia się do ofensywy.
REKLAMA
Elastyczność zmiany pozycji kapitana Liverpoolu wielokrotnie była wystawiana na próbę. W minionym sezonie, w obliczu rozbitego kontuzjami bloku defensywnego, Klopp wystawiał go nawet na prawej stronie obrony oraz na jej środku. Henderson nie jest jednak typem boiskowego malkontenta, a bardziej hybrydą Jamesa Milnera, mogącego zmieniać pozycję co tydzień oraz Stevena Gerrarda, który potrafił porwać serca kibiców, zgromadzonych na Anfield.
Nagroda
Łzy, pot i krew Jordana Hendersona były walutą, którą zapłacił wraz z Liverpoolem za trofea, zdobyte podczas wciąż trwającej kadencji Jurgena Kloppa. Co prawda w 2012 roku udało się sięgnąć po Puchar Ligi Angielskiej, jednak w żargonie kibiców trofeum to nazywane jest prześmiewczo „Pucharem Myszki Miki”. Dwa lata później „The Reds” zostali z niczym, mimo fantastycznego sezonu.
W 2019 roku przyszedł jednak czas na wzniesienie w górę najcenniejszego pucharu w europejskiej piłce klubowej – Pucharu Europy. W lidze zabrakło jednego oczka do dogonienia Manchesteru City. Liverpool zdobył wtedy 97 punktów, co było najlepszym wynikiem wicemistrza w historii Premier League. Rok później, po całkowitej deklasacji konkurencji, udało się jednak sięgnąć po wyczekiwane od 30 lat mistrzostwo, a Henderson był jednym z kluczowych elementów układanki Kloppa.
REKLAMA
Jego przykład różni się od „klasycznych” historii dzieci, pochodzących z biednych rodzin w odległych krajach, które postawiły wszystko na jedną kartę i teraz odnoszą sukcesy. Jordan miał wszystko, czego potrzebował – wsparcie rodziców i dobre warunki, by się rozwijać. Różnica jest taka, że z jego pierwotnym potencjałem nie miał prawa znaleźć się tu, gdzie jest teraz.
Powinien być teraz jednym z liderów Fulham i walczyć o powrót do Premier League. Dokładając jednak hektolitry potu, mnóstwo zacięcia i walki na boisku, odmienił swój los i teraz stanowi o sile Liverpoolu – jednego z najlepszych klubów na świecie.
JK
REKLAMA