Bundesliga: kompromitacja Lazio czy brudna gra Eintrachtu? Zły adres zniweczył transfer Kosticia

2021-09-01, 13:24

Bundesliga: kompromitacja Lazio czy brudna gra Eintrachtu? Zły adres zniweczył transfer Kosticia
Filip Kostic. Foto: PAP/FRIEDEMANN VOGEL / POOL

Filip Kostić od tygodni był łączony z rzymskim Lazio. Skrzydłowy Eintrachtu przez najbliższe pół roku pozostanie jednak na Commerzbank-Arenie, ponieważ cała korespondencja włoskiego klubu dotycząca transferu Serba, była kierowana... pod zły adres mailowy. Żadna ze stron nie chce przyznać się do błędu.

  • Według dziennikarza Gianluki Di Marzio, przedstawiciele Eintrachtu celowo podali niedoszłym kontrahentom zły adres mailowy 
  • Serbski piłkarz liczył na przeprowadzkę do Serie A 

Powiązany Artykuł

Kiwior 1200 forum.jpg
Kolejny Polak zagra w Serie A. Jakub Kiwior podpisał kontrakt ze Spezią

Chciał zmienić otoczenie 

28-letni Serb robił wszystko, by zmienić barwy klubowe. Kostić odmówił gry w ostatnim meczu Eintrachtu (1:1 z Arminią Bielefeld) i szykował się do przeprowadzki. Nie próżnowało też Lazio, które zaoferowało Niemcom 10 mln euro. Odpowiedzi ze strony Niemców się jednak nie doczekało.

Już sześć, siedem dni temu informowałem Markusa Kröschego (dyr. sportowy Eintrachtu - przyp. red.), że chcielibyśmy pozyskać Kosticia. Następnie poproszono nas o złożenie pisemnej oferty. Potwierdziliśmy to e-mailem, zgodnie z prośbą. Potem publicznie poinformowano, że nie było żadnej oferty - przyznał w rozmowie z "Bildem" dyrektor sportowy klubu ze stolicy Italii, Igli Tare.

Eintracht grał nieczysto? 

Jak podaje włoski dziennikarz Gianluca Di Marzio, Niemcy celowo podali przedstawicielom "Biancocelestich" zły adres mailowy, a ich kolejne wiadomości były kierowane w wirtualną próżnię. Według niego, Eintracht działał z premedytacją, chcąc zatrzymać Kosticia na kolejne miesiące.

Niektórzy fani włoskiego klubu nie dowierzają rewelacjom Di Marzio, mając w pamięci wpadkę rzymian z 2018 roku. Wówczas klub miał przelać Feyenoordowi ostatnie dwa miliony euro za sprowadzonego cztery lata wcześniej Stefana de Vrija. Pieniądze nie trafiły jednak do Rotterdamu... a na konto hakera, który oszukał działaczy "Biancocelestich".

Czytaj także:

bg

Polecane

Wróć do strony głównej