Fabiański, Reiss, Hamalainen – bohaterowie i „zdrajcy” we wspólnej historii Legii i Lecha
Mówiąc najdelikatniej – kibice Legii Warszawa i Lecha Poznań od zawsze za sobą nie przepadają. Mimo to na przestrzeni lat było zaskakująco wielu piłkarzy, którzy pisali, często bardzo interesującą, historię obu klubów.
2021-10-17, 13:00
Decydujący głos?
Rywalizacja „Wojskowych” z „Kolejorzem” trwa nieprzerwanie odkąd w 1948 r. obie drużyny, wtedy występując w rolach beniaminków, spotkały się po raz pierwszy. W wymiarze sportowym nabrała rumieńców w XXI wieku, na początku którego Lech wrócił do I ligi i niemal od razu dołączył do czołówki.
Powiązany Artykuł
Legia – Lech: Odebrane mistrzostwo, pechowy bramkarz i fiński (anty)bohater
Na trybunach walka toczyła się już dużo wcześniej i trudno się dziwić, że kibice obu zespołów szczególnie upodobali sobie piłkarzy nie tylko wiernych swoim barwom, ale też deklarującym niechęć to odwiecznego rywala.
Mimo to znalazło się kilku śmiałków, którzy występowali w obu zespołach. Najczęściej podążali oni z Poznania do Warszawy, rzadziej w drugą stronę. Na taki kierunek wpływ miał zazwyczaj większy budżet i lepsze wyniki sportowe Legii, która w samym tylko XXI wieku już ośmiokrotnie sięgała po krajowe mistrzostwo.
Taką motywację łatwo wytłumaczyć postronnemu obserwatorowi, bo każdy, nie tylko piłkarz, marzy o lepszych zarobkach czy perspektywie awansu. Głosem przeciwstawnym jest jednak zawsze ten z trybun, a historia kilku bohaterów transferów między oboma klubami pokazuje, że mógł to być głos decydujący.
REKLAMA
Kibice potrafią wybaczać
Michał Goliński miał 18 lat, gdy jego samobójcze trafienie przesądziło o porażce Lecha z odwiecznym rywalem z Warszawy. Jako rodowity Poznaniak był wówczas tak załamany, że chciał skończyć karierę.
Gdy po kilku latach Legia zgłosiła się po obiecującego pomocnika, ten odpowiedział:
- Jako Poznaniak z krwi i kości nienawidzę Legii i mogę zapewnić, że nigdy w niej nie zagram
Po takiej deklaracji temat przenosin upadł.
REKLAMA
W przypadku legendy „Kolejorza” – Piotra Reissa – nie było sensu nawet takiego tematu zaczynać. On sam mówił, że niechęć fanów ze stolicy napędza go do lepszej gry, a dowolne trzy gole zamieniłby na jednego wbitego „Wojskowym”. Taka postawa, a także aż 109 strzelonych na poziomie I ligi (później przemianowanej na Ekstraklasę) goli, zjednały mu dozgonną miłość wielkopolskich fanów.
To zaufanie miało zaprocentować po sezonie 1997/1998. W jego końcówce walczący o utrzymanie „Kolejorz” pokonał bijącą się o puchary Legię aż 3:0, a Reiss popisał się hat-trickiem. W Warszawie spekulowano, że nadzwyczaj łatwo odpuszczone spotkanie miało związek z planowanym przejściem z Poznania do stolicy reprezentanta Polski – Macieja Murawskiego.
Jak było naprawdę? Tego do końca nie wiadomo, ale faktem jest, że Murawski po sezonie faktycznie trafił do Legii. Co ciekawe – wbrew swojej woli.
Namówił go do tego…Piotr Reiss, który jako kapitan wiedział, że piłkarzom i innym zatrudnionym w klubie pracownikom bardziej potrzebne są zaległe pensje, niż klasowy zawodnik. Klub uregulował należności właśnie z pieniędzy za transfer Murawskiego, o czym kapitan poinformował poznańskich fanów. Ci zaś – i to rzecz naprawdę rzadko spotykana – gdy Murawski po raz pierwszy zagrał w Poznaniu w barwach Legii nagrodzili go brawami, rozumiejąc, że odchodząc poświęcił się dla klubu.
REKLAMA
Legia albo poligon
Specjalnego wyboru nie miał też ulubieniec poznańskich kibiców z lat 80-tych – Mirosław Okoński. W czasach PRL-u Legia, jako klub wojskowy mogła wyróżniających się piłkarzy w poborowym wieku powoływać do odbycia służby wojskowej w stolicy. Obiecujący futbolista miał wtedy do wyboru – grać dwa lata dla „Wojskowych”, lub zostać skoszarowanym i nie mieć możliwości trenowania. Dla każdego, kto chciał zrobić karierę decyzja była prosta – Legia.
Okoński, który mimo młodego wieku, z racji swojej otwartości był już ulubieńcem fanów z ul. Bułgarskiej, na dwa lata zamienił Lecha na Legię, ale od początku nie ukrywał gdzie jest jego serce. I po odbyciu służby wrócił do Poznania. Mimo to w Warszawie dał się zapamiętać jako świetny zawodnik, a także człowiek nie odmawiający nikomu choćby krótkiej rozmowy.
Kontynuując przykłady pozytywne przeniesiemy się już do czasów bardziej współczesnych. Bartosz Bereszyński i Łukasz Fabiański to dwaj piłkarze, którym zamiana Poznania na Warszawę wyszła zdecydowanie na dobre. Zresztą nie tylko im – także reprezentacji Polski, w której Fabian przed zakończeniem kariery zdążył zagrać 57 razy. Bereszyńskiego zaś w Legii przestawiono z zawodnika ofensywnego na bocznego obrońcę i dziś na tej właśnie pozycji dobrze radzi sobie we włoskiej Serie A.
Czerwony samochód „Gumisia”
„Fabian” i „Bereś” opuścili Lecha w młodym wieku i może dzięki temu nie stali się dyżurnymi antybohaterami w Wielkopolsce. Zupełnie inaczej niż w przypadku kilku innych graczy, którzy przed transferem zdążyli zapisać się w klubowej historii, a nawet okazywali mu przywiązanie.
REKLAMA
Dwukrotny król strzelców polskiej ligi – Jerzy Podbrożny w 1994r. zamienił poznańską „Lokomotywę” na aspirującą wówczas do Ligi Mistrzów Legię. Swojej decyzji z pewnością nie żałuje, bo w elitarnych rozgrywkach zagrał, docierając nawet do ćwierćfinału. W fazie grupowej jego gol przesądził o pokonaniu mistrza Anglii - Blackburn Rovers.
To jedna strona medalu. O drugiej opowiedział sam Podbrożny:
- Kiedy pojechałem pierwszy raz do Poznania ktoś oblał mój samochód czerwoną farbą. Na trybunach wisiał transparent – „Bóg wybacza, kibice nigdy”
Napastnik również nie pozostał dłużny poznańskim fanom. Gdy już w debiutanckim sezonie w Legii strzelił gola Lechowi w Poznaniu zaprezentował swoją firmową cieszynkę – samolot – wykonany przed trybuną gospodarzy.
REKLAMA
„Chórzysta”, który nie został Legionistą
Popularny „Gumiś” dobrze zaaklimatyzował się w Warszawie, a wspomnianą radością zdołał także szybko „kupić” miejscowych kibiców. Zupełnie inaczej rzecz miała się w przypadku Pawła Kaczorowskiego.
W 2004 r. w finale Pucharu Polski zmierzyły się właśnie Lech Poznań i Legia Warszawa. Pierwszy mecz w Wielkopolsce wygrali gospodarze 2:0, a obie bramki zdobył oczywiście Piotr Reiss. Rewanż w Warszawie to zwycięstwo Legii, ale tylko 1:0, co nie pozwoliło odrobić strat.
Powiązany Artykuł
Ekstraklasa: "Rzucimy wszystkie siły na Lecha". Czesław Michniewicz przed hitem kolejki
Piłkarze Kolejorza mieli więc pełne prawo by rozpocząć świętowanie na stadionie odwiecznego rywala. Robili to jednak na tyle głośno, że przyśpiewki typu „Legła Warszawa” słychać było wyraźnie z ich szatni. Jednym z najgłośniej śpiewających okazał się Paweł Kaczorowski. Nie przewidział jak szybko obróci się to przeciw niemu.
Już latem tego samego roku zdecydował się na transfer do Legii.
REKLAMA
- Wiedziałem, że kibice będą mieli pretensje, ale myślałem, że trochę mnie poobrażają i odpuszczą – wspominał.
Bardzo się pomylił, bo kibice w Warszawie nie zapomnieli jego wokalnych popisów nigdy. „Chórzysto, nigdy nie będziesz Legionistą” – to najłagodniejsze z haseł, które umieszczali na flagach i banerach. Wkrótce najzagorzalsi fani zaczęli domagać się usunięcia Kaczorowskiego ze składu pod groźbą totalnej ciszy na stadionie, czy nawet zwrotu karnetów. Doprowadziło to do szybkiego pozbycia się niechcianego piłkarza przez klub.
Bliżej do domu czy pucharów?
W historii obu zespołów zapisał się też Kasper Hamalainen. Czołowy napastnik Lecha w latach 2013-2015 po tym okresie zatęsknił za ojczyzną. Tak przynajmniej uzasadniał nieprzedłużenie umowy w Poznaniu. Wkrótce okazało się, że ważniejsza jest dla niego bliskość wielkiej piłki, nie Finlandii, choć rzeczywiście z Warszawy bliżej niż Poznania do Helsinek o całe 300 km.
Hamalainen podpisał kontrakt z Legią, a wkrótce dwukrotnie w doliczonym czasie gry przesądzał o wygranych nowego klubu nawet starym.
REKLAMA
Również obecny szkoleniowiec „Wojskowych” – Czesław Michniewicz – w latach 2003-2006 pracował w Lechu. Na szczęście tradycja uznawania za „zdrajcę” trenera nie jest w środowisku kibicowskim tak powszechnie zakorzeniona, jak ma to miejsce w przypadku piłkarzy.
Ostrożność w cenie
Świat kibiców, zwłaszcza tych najzagorzalszych, od zawsze rządzi się swoimi prawami. Na trybunach dają z siebie wszystko, ale wykazując lojalność wobec ukochanego klubu, tego samego żądają od jego piłkarzy.
Ciężko wyobrazić sobie, by – dla przykładu – w jednej popularnej sieci supermarketów „zdrajcą” nazywano kogoś, kto w poszukiwaniu lepszych warunków pracy przeniósł się do konkurencji. W niemal wszystkich dziedzinach życia jest to postrzegane neutralnie, lub nawet pozytywnie – każdy chce odmienić swój los na lepsze.
Zawodowi sportowcy, a zwłaszcza piłkarze, bo to ten sport budzi emocje u największej liczby fanów, nie zawsze – niestety – mogą sobie na taki komfort pozwolić. Na pewno zaś powinni uważać co mówią, robią i śpiewają, bo nigdy nie wiadomo jaki będzie kolejny przystanek w ich karierze.
REKLAMA
Starcie Legia Warszawa vs Lech Poznań w niedzielę 17 października o godzinie 17.30.
MK
REKLAMA