Premier League muzyką stoi. Historie klubowych pieśni przedmeczowych

2021-12-26, 14:30

Premier League muzyką stoi. Historie klubowych pieśni przedmeczowych
Crystal Palace słynie z występów cheerleaderek przed meczami na Selhurst Park. Foto: MATTHEW CHILDS/Reuters/Forum

Niemal każda drużyna Premier League wychodzi na boisko w rytm swojej melodii. Wiąże się z nimi wiele unikatowych historii oraz nietypowych teorii. Poniżej historie kilku z tych, które za każdym razem podwyższają temperaturę na angielskich stadionach i przyspieszają bicie serc kibiców.

Angielscy kibice podchodzą do meczów piłkarskich winny niż my, wręcz specyficzny sposób. Podczas gdy na polskich boiskach obserwujemy kibiców aktywnych przez niemal cały mecz i zagrzewających do boju swoją drużynę zorganizowanym dopingiem, angielska publiczność kieruje się impulsami. Fani zaczynają całym sercem brać udział w wydarzeniu, kiedy zarówno na płycie boiska, jak i w stadionowych głośnikach, pojawiają się emocje. A "pieśń" dobiegająca z trybun „płynie” wraz z piłkarzami i futbolówką.

W Europie kontynentalnej za nieustającym dopingiem stoi zazwyczaj jeden niezwykle hałaśliwy facet z megafonem. Można się jedynie zastanawiać, czy dla graczy, którzy mimo woli cały czas słyszą ten dźwięk, nie staje się on jedynie białym szumem, który nie reaguje na boiskowe wydarzenia.

Jak zatem kluby mogą zachęcić swoich kibiców do popierania zespołu w bardziej zorganizowany sposób? Jakiej metody mogliby użyć, aby dać graczom prawdziwy impuls, jeszcze przed pierwszym gwizdkiem? Odpowiedź wydaje się oczywista – to posiadanie hymnu. Pieśni, która stanie się jednym z symboli drużyny, obok barw, herbu czy stadionu.

Piosenka z policyjnego serialu na Goodison Park

Rok 1963 dla Evertonu był szczególnie udany, „The Toffees” sięgnęli bowiem po mistrzostwo Anglii, wyprzedzając w tabeli Tottenham oraz Burnley. Od roku w telewizji „BBC” transmitowany był policyjny serial „Z-Cars”, szczególnie popularny w Liverpoolu i jego okolicach.

Znaczenie „Z-Cars” polegało na tym, że seria została osadzona w nieokreślonym obszarze Merseyside, niemalże od razu stając się hitem. Był to również czas, kiedy akcenty regionalne, których wcześniej „BBC” unikała, zaczęły wreszcie być coraz częściej obecne w radiu i telewizji.

„Z-Cars” miało swoją siedzibę w fikcyjnej dzielnicy na obrzeżach Liverpoolu zwanej „Newtown”. Widzowie utożsamiali tę okolicę z Kirkby, miasteczkiem, które w tamtych czasach należało do Lancanshire, a obecnie - do Merseyside. Wiele scen było zresztą kręconych w tamtym miejscu, obecnie znajduje się tam ośrodek treningowy lokalnego rywala, Liverpoolu FC.

Wpadającą w ucho melodią przewodnią wybraną przez BBC do czołówki serialu był podkład ze starej pieśni ludowej miasta Beatlesów, zatytułowanej „Johnny Todd”. Jeden z fanów, który pracował w siedzibie stacji, był kibicem Evertonu. Pewnego dnia przywiózł kilka osób z obsady, aby obejrzeć mecz zespołu na Goodison Park. Wtedy też piosenka z „Z-Cars” została odtworzona na stadionie przed meczem po raz pierwszy. Jak się okazało, nie po raz ostatni.

Fani „The Toffees” pokochali tę melodię, o czym w latach 90. przekonał się były prezes klubu, Peter Johnson. Wskutek jego decyzji piosenka została zastąpiona przez nową pieśń, jednak po kilku tygodniach protestów na Goodison wrócił klimat „Z-Cars”. Zanim rozbrzmi ze stadionowych głośników, fani słyszą jednak najpierw policyjne syreny.

Melodia została w ostatnich latach przejęta także przed Sunderland i Watford, jednak po jakimś czasie „Czarne Koty” z niej zrezygnowały.

Piosenka z czołówki "Z-Cars", odtwarzana przed każdym meczem na Goodison Park:

Fan Liverpoolu nigdy nie śpiewa sam

"You’ll Never Walk Alone" (tłum. Nigdy nie będziesz szedł sam) jest obecnie jedną z najsłynniejszych w świecie futbolu i została zaadaptowana przez CelticBorussię Dortmund i wiele innych zespołów. Hymn Liverpoolu to prawdopodobnie najbardziej znana piosenka w piłce nożnej. Można ją usłyszeć przed rozpoczęciem każdego meczu „The Reds” na Anfield. Pieśń „podróżowała” po całym świecie, ponieważ zespół z Merseyside „koncertował” po Europie, a nawet dalej, jako sześciokrotny mistrz kontynentu.

Historia piosenki i jej powiązania z Liverpoolem, zespołem i miastem, a także wieloma innymi instytucjami piłkarskimi, sięga lat 60. „You'll Never Walk Alone” zostało napisane przez Oscara Hammersteina, a skomponowane przez Richarda Rodgersa na potrzeby musicalu „Carousel”, który ukazał się w Stanach Zjednoczonych w 1945 roku.

Kilkanaście lat później powstało wiele wersji coverowych, z których najbardziej udaną w Wielkiej Brytanii okazała się ta wydana przez zespół „Gerry and the Pacemakers” w 1963 roku. Założony przez Gerry’ego Marsdena band rozpoczął działalność w 1959 roku i był częścią sceny „Merseybeat” z lat 60. prowadzonej przez „The Beatles”.

Mniej więcej w czasie, gdy ukazało się „You’ll never walk alone” autorstwa „Gerry and the Pacemakers”, piosenka została hymnem klubu Liverpool FC. Przyjęta wersja wydarzeń jest taka, że ​​Marsden zaprezentował kopię singla ówczesnemu menedżerowi „The Reds”, legendarnemu Billowi Shankly’emu podczas przedsezonowych przygotowań. Według jednego z graczy, Tommy'ego Smitha, Shankly miał być zachwycony tym, co usłyszał.

Reporterzy podróżujący z drużyną nieco później przekazali do Anglii wiadomość, że „You'll Never Walk Alone” to nowa piosenka klubowa. Od tego wszystko się zaczęło.

Shankly wybrał tę piosenkę podczas występu w audycji radiowej „BBC Desert Island Discs” w 1965 roku przed finałem Pucharu Anglii, a nagranie telewizyjne z tego meczu jest pierwszym dowodem na jej obecność na trybunach. Śpiewanie „You'll Never Walk Alone” przez fanów "The Reds" stało się natychmiastowym fenomenem samym w sobie i trwa do dziś, towarzysząc drużynie, zarówno w czasie sukcesów, jak i niepowodzeń.

"You'll never walk alone" odśpiewane przez kibiców i piłkarzy Liverpoolu po słynnym zwycięstwie z Barceloną w 2019 roku:

100-letnia historia pieśni "Młotów"

Jest kilka piosenek, które tak bardzo kojarzą się z klubem piłkarskim, że prawie zapomniano, iż posiadały historię, zanim były tak ściśle związane z futbolem. Przykład pieśni „You’ll Never Walk Alone”, śpiewanej przez kibiców Liverpoolu na Anfield oraz tych rozsianych po całym świecie, przeniósł się z Merseyside do wielu innych klubów na całym świecie. Dowodem na to jest „I’m Forever Blowing Bubbles” West Hamu, która stała się symbolem klubu ze wschodniego Londynu.

Związek „Młotów” z piosenką sięga blisko wieku. Został przyjęty przez klub niedługo po publikacji, a zadebiutował w musicalu „The Passing Show” na Broadwayu z 1918 roku. Jak więc przebój Broadway'u dotarł z Nowego Jorku na Boleyn Ground, a następnie Stadion Olimpijski w Londynie?

Walc, do którego muzykę napisał John Kellette, a słowa przypisuje się Jaanowi Kenbrovinowi, zbiorowemu pseudonimowi Jamesa Kendisa, Jamesa Brockmana i Nata Vincenta, stał się wielkim hitem lat dwudziestych XX wieku i był wykonywany przez większość znanych wokalistów i zespołów epoki. Jako taki trafił do brytyjskich sal bankietowych, w tym londyńskich, na początku lat 20. Nieco później stał się on hymnem West Hamu.

Z biegiem lat hymn przybierał różne formy. Piosenka sprawiła, że ​​bańki stały się niezwykłą częścią meczowego doświadczenia podczas oglądania poczynań West Hamu. 16 maja 1999 r. doszło do wyjątkowego wydarzenia. Tego dnia niemal 24 tysiące fanów puszczało bańki przez minutę.


Nad Manchesterem niebieski księżyc

Dla Manchesteru City „Blue Moon” jest dziś wręcz jednym z głównych czynników kreujących siłę jego marki.

Oryginał piosenki powstał we współpracy kompozytora Richarda Rodgersa i autora tekstów Lorenza Harta. Ponad 60 różnych artystów i zespołów nagrało własne wersje „Blue Moon”, dzięki czemu powstała lista równie różnorodna, ​​co olśniewająca. Między innymi byli to Luis Armstrong, Bob Dylan czy „The Supremes”.

Utrzymuje się, że „Blue Moon” związany jest z Manchesterem City od około 30 lat. Różne są jednak wersje historii, jak doszło do uznania melodii za pieśń klubową.

Ekspert historii Manchesteru, Gary James, pamięta jej początki. „Pamiętam, że pierwszy raz hymn śpiewany był podczas meczu otwarcia sezonu 1989-90 w Liverpoolu” – przyznał, cytowany na oficjalnej stronie klubu. „Nie był śpiewany przez fanów w poprzednich sezonach. Na Anfield kibice City byli trzymani na trybunach przez chwilę po meczu, a kilku chłopaków zaintonowało tę pieśń, gdy zaczęliśmy wychodzić. Śpiewali coś w rodzaju melancholijnej wersji, ale to się przyjęło”.

Znacznie ciekawsza jest wersja nieoficjalna. Wiąże się ona z sezonem 1986/1987, w którym „Obywatele” nie wygrali ani jednego meczu wyjazdowego we wszystkich rozgrywkach, remisując dziewięciokrotnie i dwunastokrotnie przegrywając.

Patrząc wstecz, ostatnie wyjazdowe zwycięstwo City przed sezonem spadkowym to 2:0 z Tottenhamem w styczniu 1986 roku, co oznaczało łączną liczbę 41 meczów wyjazdowych w lidze bez wygranej, więc zanim City pojechało do Birmingham, by zmierzyć się z Aston Villą 1 kwietnia 1990 roku, istniała duża szansa, że ​będzie to 42. spotkanie bez zwycięstwa, zwłaszcza że City walczyło o utrzymanie, a Villa była jednym z pretendentów do tytułu.

W tym momencie warto przyjrzeć się tytułowi piosenki. „Blue moon” to "niebieski księżyc". Wydaje się więc, że jego kolor współgra z barwami klubu z Etihad. Nie o to tu jednak chodzi. Nazwa odnosi się do bardzo rzadkiego wydarzenia astronomicznego, w którym pełnia Księżyca pojawia się dwukrotnie w tym samym miesiącu kalendarzowym. Cykl księżycowy trwający cztery tygodnie zwykle oznacza, że ​​Księżyc w pełni pojawia się raz w miesiącu, więc "niebieski Księżyc" jest rzadkością (pojawia się raz na 2,5 roku).

Manchester City niespodziewanie pokonał Aston Villę 2:1. Według powyższej wersji mówiło się, że „Citizens” wygrywają tylko raz w czasie błękitnego Księżyca, stąd nowa piosenka. 30 lat później piosenka wciąż rozbrzmiewa ze stadionowych głośników i gardeł dziesiątek tysięcy kibiców i nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie będzie inaczej.

Miłosna pieśń rozgrzewa południowy Londyn

Crystal Palace to pewnego rodzaju „odmieniec” wśród klubów Premier League. Drużyna z południowego Londynu powróciła do elity w 2013 roku, wprowadzając do przedmeczowego rytuału odrobinę pikanterii. Jest to obecnie jedyna drużyna w angielskiej ekstraklasie, która wspierana jest zorganizowanym dopingiem. Hull City także taki posiadało, jednak ich dwie przygody z Premier League w ostatniej dekadzie trwały tylko przez dwa sezony.

„Orły” mogą się także pochwalić zespołem cheerleaderek. „The Crystals” (Kryształy) występują przed każdym domowym meczem, a także tworzą szpaler dla piłkarzy wychodzących na murawę. Temu rytuałowi towarzyszy piosenka zespołu The Dave Clark Five pod tytułem „Glad All Over”. Nie ma ona nic wspólnego z futbolem. Mówi o szczęściu spowodowanym bliskością ukochanej. Dlaczego jest więc śpiewana przy okazji każdego spotkania na Selhurst Park?

Piosenka była w Wielkiej Brytanii jednym z największych hitów lat 60., okupowała wtedy szczyty list przebojów. Szybko przypadła do gustu sympatykom Crystal Palace i jeszcze w tej samej dekadzie została klubowym hymnem.

W 1990 roku „Orły” awansowały do finału Pucharu Anglii na Wembley, w którym zmierzyły się z Manchesterem United. Jak się później okazało, do wyłonienia mistrza potrzeba było dwóch meczów. Pierwszy z nich zakończył się wynikiem 2:2, a dogrywka przyniosła ze sobą po jeszcze jednym trafieniu obu drużyn. 5 dni później rozegrano powtórkę, w której „Czerwone Diabły” zwyciężyły 1:0. Dla ekipy z Londynu to wciąż był sukces, dlatego postanowiono wydać „Glad All Over” w wykonaniu… piłkarzy Palace.

Rytuał przedmeczowy z piosenką "Glad All Over" na Selhurst Park przed spotkaniem z Manchesterem City:

Jan Kosewski, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej