Zmierzch epoki w KSW. Ostatnia szansa na starcie Khalidov vs Pudzianowski. Tylko czy warto?

2021-12-20, 13:33

Zmierzch epoki w KSW. Ostatnia szansa na starcie Khalidov vs Pudzianowski. Tylko czy warto?
Na KSW 65 Mamed Khalidov został znokautowany przez Roberto Soldicia. Już przed tą walką włodarze KSW spekulowali o możliwości zestawienia byłego mistrza wagi średniej z Mariuszem Pudzianowskim.Foto: screen/ Facebook - KSW, FORUM

Za nami przełomowa w dziejach organizacji gala KSW 65. Fani w dziewięciu krajach na żywo zobaczyli brutalny nokaut w starciu Roberto Soldic vs Mamed Khalidov, ale też – niestety – kilka pojedynków niegodnych karty walk tak poważnej federacji. W obliczu otwarcia na europejskie rynki, polskiego giganta sceny MMA czekają duże zmiany.

  • Za nami gala KSW 65, która po raz pierwszy w historii była transmitowana w dziewięciu europejskich krajach
  • W walce wieczoru Roberto Soldic znokautował Mameda Khalidova zostając podwójnym mistrzem organizacji
  • KSW potrzebuje nowych twarzy, by kibice nie musieli ciągle oglądać rewanżów i trylogii
  • Otwarcie na europejskie rynki musi nieść za sobą podniesienie poziomu sportowego

KSW potrzebuje nowych gwiazd

KSW to gigant polskiego MMA i kropka. Z faktami nie ma co dyskutować – prawie 18 lat tradycji, 70 – bo poza 65 „numerowanymi” jeszcze 5 innych – zorganizowanych gal, wykreowanie gwiazd pokroju Mameda Khalidova, Mariusza Pudzianowskiego, Jana Błachowicza czy Mateusza Gamrota i niezmienne oddziaływanie na wyobraźnię polskich fanów. Organizacja Macieja Kawulskiego i Martina Lewandowskiego znajduje się jednak obecnie w momencie tyleż przełomowym, co trudnym. Wspomniane gwiazdy albo przekroczyły już „czterdziestkę”, albo odeszły rywalizować w UFC. Jednocześnie gala KSW 65 była pierwszą, którą za pośrednictwem Viaplay mogli na żywo obejrzeć fani w dziewięciu europejskich krajach, bez konieczności wykupowania pay-per-view.

To otwarcie, póki co jeszcze nie na świat, ale na pewną część Europy – w pozostałych jej państwach nadal gala dostępna była tylko za dodatkową opłatą - sprawia, że zmienić musi się także model biznesowy polskiego giganta sceny MMA. Pierwsze syndromy tych zmian już mamy – w 2022 r. zobaczymy zapewne 12, a nie jak dotychczas średnio 6 gal. To z kolei pociągnie za sobą konieczność zatrudnienia większej ilości zawodników, a także możliwość zapewnienia im większej ilości walk. Maciej Kawulski już zdążył zapowiedzieć, że dwie walki w roku uważa za optymalne i „zdrowe” dla zatrudnianych przez siebie fighterów. Problem jednak w tym, by ilość jak najczęściej przechodziła w jakość, a kibice nie musieli regularnie żywić się „odgrzewanymi kotletami” w postaci ciągłych rewanżów czy trylogii między tymi samymi zawodnikami.

- Czy naprawdę w KSW muszę z każdym walczyć po dwa razy? – pytał retorycznie Scott Askham po ponownym zestawieniu z Mamedem Khalidovem.

Ile pasów zdobędzie Soldic?

Tzw. „superfighty” – pojedynki między mistrzami dwóch różnych kategorii wagowych nie zostały wymyślone w KSW. Connor McGregor, Daniel Cormier, Henry Cejudo czy Amanda Nunes to – w komplecie już byli – podwójni mistrzowie UFC. Tyle, że UFC organizuje kilkadziesiąt gal w roku, a KSW – kilka. Dla porównania najlepszy, bo najświeższy przykład – w 2021 r. KSW promowało osiem swoich gal, co i tak stanowi rekord w ich historii. W tym czasie UFC zrobiło ich 43. W takiej ilości eventów kilka „super-walk” rocznie to prawdziwa gratka. Co innego gdy z taką „gratką” fan MMA ma do czynienia na niemal każdej kolejnej gali.

Roberto Soldic został w minioną sobotę drugim, po Mateuszu Gamrocie, w historii KSW podwójnym mistrzem. Jako pierwszy zaś pokonał przeciwnika z wyższej kategorii wagowej – wcześniej nie udawało się to m.in. Klberowi Koike Erbstowi czy dwukrotnie Tomaszowi Narkunowi. I właśnie Narkuna Chorwat od razu wyzwał na pojedynek, deklarując chęć zostania mistrzem trzech kategorii wagowych. Pomysł ten podchwycili włodarze i w wywiadzie po KSW 65 potwierdzili, że „trzeba taką walkę zorganizować”.

Problem w tym, że w KSW mamy obecnie siedem kategorii wagowych. Po ewentualnej, a bardzo prawdopodobnej, wygranej nad Narkunem Soldic byłby już mistrzem niemal połowy z nich. A kto wie, czy za chwilę nie zapragnąłby strącić z tronu wagi ciężkiej Phila De Friesa? I niby nie ma w tym nic złego, że jeśli ktoś jest dobry może mieć kilka pasów, ale tylko dopóki każdego z nich będzie regularnie bronić. Jeśli nie to za nim ustawia się kolejka, która musi czekać na swoją szansę często rok albo dłużej. Cytując bowiem słowa Kawulskiego o dwóch walkach w roku – jeśli w trzech kategoriach zapanuje jeden mistrz, to przynajmniej jednego z pasów nie będzie bronić przynajmniej przez 12 miesięcy. A skoro tak, to sens takiego rozwiązania jest niezmiennie tylko jeden – pieniądze.

Polskie sentymenty

Kawulski i Lewandowski nie ukrywali, że walka wieczoru KSW 65 – Khalidov – Soldic kosztowała ich najwięcej w dziejach organizacji. Mowa o pieniądzach dla zawodników, które musiały być rekordowe, choć dokładnych sum nie znamy. Wypłaty swoją drogą, a sport i rywalizacja swoją. Nic bowiem nie ujmując Mamedowi – wynik jego walki z młodszym o 15 lat przeciwnikiem był łatwy do przewidzenia.

Pochodzący z Czeczenii Polak lata świetności ma już dawno za sobą. Z ostatnich pięciu walk przegrał cztery. Nie ma nawet pewności, że w czasach swojej świetności pokonałby „Robocopa”, ale z pewnością wtedy szanse miałby na to znacznie większe. Polscy kibice mają jednak to do siebie, że bardzo przywiązują się do swoich gwiazd. Dla nas najlepiej byłoby gdyby Adam Małysz wciąż skakał, Tomasz Gollob nadal wygrywał Grand Prix na żużlu, a w piłkarskiej kadrze brylował Jacek Krzynówek.

Tylko, że nic nie trwa wiecznie, a już na pewno nie młodość, a z nią najlepsze wyniki w każdym sporcie polegającym na sile, sprawności, czy refleksie. Gwiazdy KSW są coraz starsze – Khalidov ma 41 lat, Mariusz Pudzianowski prawie 45. Przy nich trzydziestopięcioletni Phil De Fries to niemal młodzieniaszek. Z wiekiem coraz trudniej o efektowne i dobre walki, o czym boleśnie przekonał się w ostatni weekend sam Mamed Khalidov. Nie ma tez przypadku w tym, że zwolniony po dwóch błyskawicznych porażkach z UFC De Fries w KSW bije każdego.

Kto dla „Pudziana"?

Podobnie nie ma przypadku w tym, że zarówno w temacie powracającego do KSW Michała Materli, jak i Khalidova przewijał się ostatnio temat walki z Mariuszem Pudzianowskim. Wartość sportowa takiego pojedynku byłaby znikoma, za to marketingowa – ogromna. Materla również ma już swoje lata i zarówno on, jak i „Pudzian”, czy federacja mają ostatnią szansę by zarobić na takim zestawieniu.

Tylko czy naprawdę warto? W przeszłości wielkie walki Materli okazywały się czasem jednorazowymi strzałami. Tak było, gdy szybko i boleśnie przegrał z Soldiciem i gdy jeszcze szybciej uległ swojemu przyjacielowi – Mamedowi Khalidovowi. Na krótką metę wywołało to spore zainteresowanie i określone zyski, ale w dalszej perspektywie wpłynęło chociażby na rozbrat na pewien czas z federacją, jaki zafundowali sobie zarówno szczeciński Berserker, jak i pochodzący z Groznego Polak.

Pudzianowski to potężna lokomotywa ciągnąca wózek z napisem „KSW” od pierwszej gali ze swoim udziałem. Legendarne „kłopoty Najmana” pamięta każdy fan MMA nad Wisłą. Wtedy wiele osób zastanawiało się, czy aby nie jest to jednorazowy wyskok do nowego sportu dla byłego strongmana. Na szczęście nie był i do dziś dzięki niemu wielu pozostających w cieniu zawodników może zarabiać więcej, rozwijać się i koncentrować na treningach.

„Pudzian” w lutym przyszłego roku skończy 45 lat. Ma obecnie serię 4 zwycięstw w klatce. Imponujące, ale nie jeśli przyjrzeć się jego rywalom. Erko Jun to trener personalny z niewielkim doświadczeniem w MMA, Nikola Milanovic miał tylko kilka godzin na przygotowania, ale sprawiał wrażenie, że nie zdążyłby nawet mając kilka lat. Łukasz Jurkowski od dawna nie ukrywa, że MMA zajmuje się już tylko na pół etatu, a „Senegalski Bombardier” – Serigne Ousmane Dia – okazał się jednym wielkim nieporozumieniem i padł nieprzytomny po pierwszym ciosie. Prawdziwą sportową weryfikacją „Pudziana” byli dwaj poprzedni przeciwnicy – Karol Bedorf i Szymon Kołecki. Obaj pokonali „Dominatora”, obu na dzień dzisiejszy nie ma już w KSW – ostatnio głośno było o odejściu Kołeckiego, a Bedorf nie pojawił się na karcie walk nawet w rodzinnym Szczecinie, gdzie KSW zawita już w styczniu przyszłego roku.

Sportowe wyzwanie zamiast „odgrzewanego kotleta”

Na KSW 65 poza dwoma walkami wieczoru mieliśmy prawdziwy przekrój tego co dzieje się w KSW. Była zarówno fantastyczna sportowo walka Damiana Stasiaka ze znakomitym nowym nabytkiem – Lom-Ali Eskiewem, jak i zawodnik z ujemnym bilansem, czy pojedynek dwóch fighterów z łącznie jedną walką w bilansie. Do tego przeciętne starcie kobiet, kolejny zweryfikowany zawodnik z nieskazitelnym dotychczas bilansem – Mateusz Legierski – i Adam Niedźwiedź, któremu sił wystarczyło tylko na dwie rundy, a trzecią z własnej woli, w akompaniamencie gwizdów, przeleżał na plecach. Do tego mistrz – Daniel Torres – który swój pas stracił już na ważeniu, bo nie wypełnił limitu kategorii piórkowej. Nie zapominajmy o tym ekscytując się brutalnym nokautem, jaki Mamedowi zafundował „Robocop”.

W Polsce nazwiska jak Khalidov, Pudzianowski, Soldic nadal będą wywoływać emocje i zapewniać organizacji Kawulskiego i Lewandowskiego oglądalność. Gala z numerem „65” była jednak po raz pierwszy w ramach miesięcznego abonamentu dostępna w ośmiu innych europejskich krajach - Szwecji, Norwegii, Danii, Finlandii, Islandii, Estonii, Litwie i Łotwie. Tam te gwiazdy nie są tak kultowe jak u nas, a bronić się będzie przede wszystkim poziom sportowy. Kibic MMA ma obecnie ogromny wybór – od amerykańskiego lidera – UFC, przez Bellatora czy Azjatycki One, po coraz mocniejsze federacje ze wschodu, wraz z raczkującą obecnie Eagle Fighting Championship założoną przez ex-championa UFC Khabiba Nurmagomedova. Jeśli ten kibic ma wybrać KSW musi dostać coś więcej niż kolejny raz odgrzewany kotlet i huczną promocję. Musi dostać poziom sportowy od pierwszej do ostatniej walki gali.

Jeżeli więc okaże się, że następnym przeciwnikiem Khalidova będzie „Pudzian” lub ktoś pokroju „Senegalskiego Bombardiera” nie dajmy się kolejny raz nabrać. Mamed ma na swoim koncie walki z naprawdę wielkimi zawodnikami – Matt Lindland, James Irvin, Melvin Manhoef – to tylko niektórzy z nich. Pozostaje głęboko wierzyć w jego sportową klasę i ambicję, która tak jak kazała mu po ciężkim nokaucie z rąk Soldicia opuścić klatkę o własnych siłach, tak teraz powinna pomóc wybrać odpowiedni termin i rywala na powrót i być może pożegnalną walkę. To wciąż wielki sportowiec, którego stać na zwycięstwa z europejską czołówką. Chorwacki „Robocop” to po prostu fenomen, człowiek, który gdy kiedyś zdecyduje się odejść z KSW, ma wszelkie szanse by wzorem Jana Błachowicza czy Mateusza Gamrota zawojować UFC.

 

Czytaj także:

 

MK

Polecane

Wróć do strony głównej