Liga Narodów: Belgia zlała nas, tak jak biła San Marino. Reprezentacja idzie na rekord
W drugiej kolejce Ligi Narodów reprezentacja Polski została rozgromiona przez Belgię 6:1. Po takim meczu, a zwłaszcza takim wyniku bardzo łatwo o krytykę. Jest to jednak odpowiedni czas na wyciągnięcie wniosków, by podobnego blamażu uniknąć podczas jesiennych finałów mistrzostw świata.
2022-06-09, 17:34
Gra jak zwykle, wynik jak nigdy
Kibice reprezentacji Polski tęsknią za drużyną grająca piękną piłkę. Tęsknią za stylem, za powtarzalnością i jakością. Na szczęście w środowy wieczór mogli to wszystko wreszcie zobaczyć. Ofensywny futbol, polot, akcje zespołowe i ogromne umiejętności indywidualne. Oczywiście w wykonaniu Belgii, ale dla fana piłki nożnej to przecież wartość sama w sobie.
Jeżeli nie jesteś San Marino, Gibraltarem czy Andorą wynik 1:6 to blamaż. Nawet w starciu z Belgami, którzy w rankingu FIFA sklasyfikowani są na najwyższym wśród drużyn z Europy drugim miejscu. Z pewnością jest to blamaż dla Polski – finalisty mundialu, która w składzie ma nie tylko jednego z najlepszych piłkarzy świata – Roberta Lewandowskiego – ale też kilku graczy choćby z Premier League czy Serie A.
Bardziej zaskakujący może być jednak nieoczywisty wniosek, że w środowy wieczór w Brukseli Polacy wcale nie zagrali wyjątkowo słabo. Właściwie to zagrali jak zawsze, ale tym razem rywal był bardzo silny, a do tego głodny i bezlitosny. Belgowie po porażce 1:4 z Holandią nie odpuścili nam nawet, gdy w doliczonym czasie gry prowadzili czterema bramkami.
REKLAMA
W poszukiwaniu stylu
Po takim meczu oczywiście łatwo krytykować. Ale jeśli ktoś naprawdę kibicuje tej drużynie od lat, krytyka nie przychodzi mu z przyjemnością. Wręcz przeciwnie – jest to smutna konieczność, polegająca jedynie na racjonalnej ocenie rzeczywistości.
Ta zaś w polskich realiach nie zmienia się, z małymi wyjątkami, od lat. Od początku XXI wieku naprawdę dobre mecze, nie dobre wyniki bo tych było na szczęście więcej, w wykonaniu naszej reprezentacji można policzyć na palcach obu rąk. 3:2 z Norwegią w Oslo jeszcze za czasów Engela, 2:1 z Portugalią za Beenkhakkera, wyjazdowe 3:0 z Rumunią za Nawałki i kilka meczów EURO 2016 pod wodzą tego samego trenera. Nawet wielkie i arcyważne zwycięstwa – jak 2:0 z Niemcami i niedawne 2:0 ze Szwecją – nie zostały wywalczone w wielkim stylu, a dzięki walce i odrobinie szczęścia.
Styl jest bowiem tym, czego permanentnie naszej kadrze brakuje. Nie mieliśmy go za Engela, Janasa, za Beenhakkera mieliśmy bardzo krótko. Nie mieliśmy go za Smudy, Fornalika i Nawałki, pomijając wspomniane finały mistrzostw Europy. Czasy Brzęczka i Paulo Sousy również nie stanowią tu żadnego wyjątku.
Belgowie też są zmęczeni
Szukając przyczyn tak wysokiej porażki z Belgią łatwo odwołać się do pewnych uniwersalnych wytłumaczeń – piłkarze są zmęczeni sezonem, impreza docelowa będzie jesienią, zadecydowała pechowo stracona tuż przed przerwą bramka na 1:1.
REKLAMA
Pamiętajmy jednak, że to Belgowie w ostatnich miesiącach w większości grali o wyższe stawki niż Polacy, a co się z tym wiąże – dłużej i więcej. To oni byli częściej niż Biało-Czerwoni mocnymi punktami swoich drużyn w silnych ligach, notując więcej minut. Na katarskim mundialu oczywiście też zagrają. A mimo to zlali nas jakbyśmy byli właśnie – z całym szacunkiem dla sympatycznej drużyny – reprezentacją San Marino.
Może więc lepiej, póki jest na to czas, poszukać prawdziwych przyczyn sromotnej klęski z „Czerwonymi Diabłami”. Jedynym naszym pomysłem na grę jest liczenie na Roberta Lewandowskiego. Ten „normę” w Brukseli wykonał, co dało nam złudne wrażenie nawiązania walki. Tej tak naprawdę jednak nie było. W grze Polaków tradycyjnie trudno wskazać jedną akcję, która powtórzylibyśmy choćby dwa razy, jakikolwiek schemat.
Było za to mnóstwo błędów indywidualnych, ale one tez wynikają, przynajmniej częściowo, z braku powtarzalności. Jeżeli Zieliński czy Krychowiak nie mają do kogo zagrać, łatwiej im o stratę w środku pola. Jeżeli obrońcy jak Glik czy Bednarek nie potrafią dobrze wprowadzić piłki do gry, częściej będą ją wybijać na oślep.
Idziemy na rekord?
Miażdżące są także statystyki. W strzałach – 17:5 dla Belgów, w strzałach celnych – 10:2, w rzutach rożnych 7:1. Udało nam się zremisować tylko w faulach – 12:12. Ta ogromna dysproporcja nie wynika ze zmęczenia sezonem czy pecha. To, co zobaczyliśmy na stadionie w Brukseli to realny obraz polskiej reprezentacji – do światowej czołówki jest nam obecnie tak daleko, jak Piotrowi Zielińskiemu do Kevina De Bruyne.
REKLAMA
Można sprowadzić to ogólnie do personaliów – Belgowie mają zwyczajnie lepszych piłkarzy niż Polacy. Ale to także nie wyczerpuje tematu. W ostatnich pięciu latach wyższe zwycięstwa „Czerwone Diabły” odnosiły bowiem tylko z San Marino, Gibraltarem i Białorusią, a w takim samym stosunku jak nas – 6:1 – pokonali jeszcze Cypr. A od tych drużyn, jak i wielu, które mocniej postawiły się wiceliderom światowego rankingu, graczy mamy – przynajmniej teoretycznie – lepszych.
Bodaj najgorsza wiadomość zostaje jednak na koniec – już za trzy dni mierzymy się z Holandią, która tych Belgów ograła 4:1, a po kolejnych trzech ponownie z Belgią. Trener Michniewicz ma więc bardzo mało czasu na uchronienie nas od niechlubnego rekordu – największej liczby bramek straconych przez reprezentację Polski w ciągu tygodnia.
Przegrać z Argentyną to nie wstyd, ale w XXI wieku na mistrzostwach świata ogrywały nas drużyny słabsze nawet od Meksyku – jak Ekwador, Senegal czy Korea Południowa. Ważne zatem by do jesiennego mundialu w grze Biało-Czerwonych pojawił się choćby zalążek stylu i powtarzalności. Inaczej na wyjście z grupy poczekamy przynajmniej kolejne cztery lata.
MK
REKLAMA
- Liga Narodów: TERMINARZ, WYNIKI i TABELA polskiej grupy
- Media: Rosja planuje mecze towarzyskie. Jest rywal chętny do gry
- Radiowa Jedynka zaprasza na transmisje spotkań reprezentacji Polski w piłkarskiej Lidze Narodów
- Liga Narodów: Halil Umut Meler arbitrem meczu Holandia - Polska w Rotterdamie
- Liga Narodów: Belgia - Polska. Brutalna lekcja futbolu w Brukseli. Jak grali Biało-Czerwoni? [OCENY]
Czerwiec z reprezentacją Polski:
REKLAMA