Ekstraklasa. Goncalo Feio pierwszy raz stanął przed "Żyletą". Legię pożegnały gwizdy

2024-04-22, 14:00

Ekstraklasa. Goncalo Feio pierwszy raz stanął przed "Żyletą". Legię pożegnały gwizdy
Piłkarze Legii Warszawa i trener Goncalo Feio nie mogli cieszyć się po spotkaniu ze Śląskiem Wrocław. Foto: PAP/Leszek Szymański

Czy to pierwszy trudny moment Goncalo Feio w Legii Warszawa? Po zremisowanym bezbramkowo meczu ze Śląskiem Wrocław piłkarze stołecznego zespołu i nowy szkoleniowiec spotkali się z ostrą reakcją trybun przy Łazienkowskiej.

Goncalo Feio, nowy trener Legii Warszawa, doświadczył swojej pierwszej krytyki po niedzielnym meczu z drużyną Śląska Wrocław. Spotkanie, które zakończyło się remisem 0:0, nie spełniło oczekiwań kibiców. Legia była zespołem dominującym, bez większego ryzyka można pokusić się o stwierdzenie, że to gospodarze mieli przewagę praktycznie w każdym elemencie gry. 

Goście przyjechali na Warszawy przede wszystkim w jednym celu - nie przegrać tego spotkania. I to im się udało, Legia zaś pod wodzą Feio notuje drugi remis z rzędu, w kolejnym spotkaniu na szczycie tabeli, w kolejnym spotkaniu, które miało być meczem o wszystko. Problem jest taki, że w meczach o wszystko trzeba po prostu wygrywać. 

Po ostatnim gwizdku sędziego Feio poprowadził piłkarzy pod "Żyletę", by podziękować kibicom za doping. Cała grupa musiał jednak zmierzyć się z porcją gwizdów i kilku przyśpiewek, które nie wystawiły im zbyt dobrej opinii za niedzielny występ.

Portugalczyk nie jest czarodziejem i najwyraźniej w klubie potrzeba czegoś więcej, niż wietrzenia szatni. Czy patrząc na grę Legii w niedzielnym spotkaniu można powiedzieć, że różniła się ona czymkolwiek od tego, co grali piłkarze w ostatnich meczach pod wodzą Kosty Runjaicia? Niekoniecznie. Wiele mówiono o tym, że atmosfera związana ze zmianą trenera może być jednym z impulsów, który przyniesie zwycięstwa, może zdoła uratować stracony sezon. Najwięksi optymiści może nawet widzieli zwycięski marsz i sięgnięcie po tytuł na finiszu rozgrywek - wobec słabej postawy drużyn bijących się o mistrzostwo w ostatnich tygodniach, nie brzmi to zresztą jak coś niewiarygodnego. Legia jednak świetnie wpisuje się w niemoc, którą można ostatnio obserwować w Ekstraklasie. Niemoc i niezdecydowanie kandydatów do końcowego sukcesu były jedynymi składnikami tego, że wyścig o tytuł najlepszej drużyny sezonu nie jest jeszcze rozstrzygnięty.

Mieliśmy pod pełną kontrolą to spotkanie. Jakbyśmy zdobyli choć jedną bramkę, to bylibyśmy w lepszych humorach. Rozczarowanie jest zrozumiałe. W takich momentach nie jest łatwo, ale trzeba oddzielić ocenę gry od wyniku. Piłkarze Śląska praktycznie nie weszli w nasze pole karne. Przez większość meczu stosowaliśmy pressing. Nawet wtedy, gdy byliśmy w niskiej obronie. Mogliśmy więcej kreować, ale mimo wszystko stworzyliśmy sytuacje, które powinny wystarczyć do zdobycia bramki. Tej drużynie nie można odmówić chęci i woli walki - mówił po spotkaniu portugalski szkoleniowiec. 

To, czy jest właściwą osobą na właściwym miejscu, pozostaje kwestią, którą będzie można rozstrzygać po upływie znacznie dłuższego czasu niż dwa mecze. Te dwa spotkania, z Rakowem i ze Śląskiem, pokazały jednak dobitnie, że stołeczny zespół czeka długa i wyboista droga do tego, by spełnić oczekiwania kibiców i grać tak, by dowozić zarówno wynik, jak i styl. Feio dał jednak jasny sygnał, że nie boi się brać na siebie odpowiedzialności i widzi siebie wyraźnie jako lidera zespołu.

- Bycie liderem wymaga pewnych zachowań i wzięcia odpowiedzialności. W trudnych momentach zawsze będę na pierwszej linii. Nie przyszedłem do Legii, aby się chować, lecz po to, aby wygrywać. Rozumiem niezadowolenie kibiców, ale mają trenera, którego mogą krytykować i z którym mogą rozmawiać - przyznał.

Przebudowa drużyny przyniesie Feio problemy, z którymi w swojej dość krótkiej karierze jeszcze się nie mierzył. A do tego wszystkiego dochodzi presja, bo w Legii wynik musi się zgadzać. Na dłuższą metę nikt nie będzie patrzył na zdania w rodzaju "gdybyśmy tylko strzelili bramkę". Gdyby kilka tygodni wcześniej Legia strzeliła drugiego gola w meczu z Jagiellonią, prawdopodobnie na ławce stołecznej drużyny cały czas byłby Kosta Runjaić. Gdyby udało się strzelić w kilka innych meczach, warszawianie byliby liderem tabeli i zmierzali po mistrzostwo kraju. To chyba mówi wszystko o tym, jak dużo w piłce dzieli wszelkiego rodzaju gdybanie od tego, co oglądamy w rzeczywistości.

Czytaj także:

red

Polecane

Wróć do strony głównej