Liga Mistrzów. Długa droga Joselu. Bohater za grosze przyćmił gwiazdy
Dwa gole w 153 sekundy w meczu Real - Bayern dały Joselu miejsce w historii "Królewskich". Napastnik za grosze, który wrócił do Madrytu po 11 latach, przeszedł długą drogę, by stać się bohaterem zespołu, któremu kibicował przez większość kariery, gdy przemierzał kolejne kluby, czekając na swój moment.
2024-05-09, 13:15
Liga Mistrzów. Joselu wyjątkowym bohaterem Realu
Real Madryt wygrał u siebie z Bayernem Monachium 2:1 i awansował do wielkiego finału Ligi Mistrzów.
Real w środowy wieczór pokazał to, o czym wszyscy wiedzą od lat - to nie drużyna, która rezygnuje, a mecze z nią wygrywa się dopiero wtedy, kiedy po ostatnim gwizdku jesteś już w autokarze, a na Santiago Bernabeu gasną światła. Do 88. minuty Bayern miał w garści losy tego meczu, ale zranieni "Królewscy" znów potwierdzili, że potrafią wracać do gry jak nikt inny.
- Kiedy myślisz, że Real jest już martwy, on bierze ostatni oddech. I właśnie dlatego wygrywał Ligę Mistrzów 14 razy - mówił po ostatnim gwizdku Matthijs de Ligt.
Dwa gole Joselu w końcówce same w sobie nie były szokujące właśnie ze względu na to, że walka do końca, charakter i umiejętność wygrywania nawet w sytuacjach beznadziejnych to część tożsamości Realu. Były szokujące ze względu na to, kto je strzelił. Ten scenariusz był wręcz abstrakcyjny, ale, paradoksalnie, to właśnie jest esencja piłki - nie sposób przewidzieć tego, kto skradnie show. Bohaterem może zostać każdy z tych, którzy są na boisku. Nawet, jeśli przez większość kariery nic nie wskazywało, że podobny moment może nastąpić. 153 sekundy - tyle wystarczyło Joselu, by zapisać się w historii Realu Madryt.
REKLAMA
- Cieszę się tym, że mu się udało. W pełni na to zasłużył. Przez cały sezon był niewiarygodnym członkiem zespołu i to jego noc. Wątpię, że będzie w stanie spać, może być nieprzytomny na jutrzejszym treningu - mówił w środowy wieczór Jude Bellingham.
Dwa z trzech pierwszych kontaktów z piłką Joselu po tym, jak wszedł z ławki rezerwowych, zakończyły się bramkami. Jasne, nie były to spektakularne trafienia, przejawy boiskowego geniuszu. Ten widzieliśmy u Viniciusa, który był najlepszym piłkarzem Realu Madryt, raz po raz rozrywał defensywę Bayernu, momentami wręcz ośmieszając Joshuę Kimmicha. Był największym zagrożeniem "Królewskich", a do tego widać było, jak bardzo zależy mu na wygranej. Gdyby to on zdobył te gole, pewnie nikt nie byłby zdziwiony - można powiedzieć, że wręcz mu się należały. Ale piłka nożna nie działa w ten sposób. I... bardzo dobrze.
Po ostatnim gwizdku Joselu padł na murawę i zalał się łzami. Chwilę później reszta drużyny porwała go, by świętować. Te chwile, największe w karierze, mogły być dla tego gracza wręcz nierealne, ale tak właśnie wygląda jego historia.
Od kibica do bohatera
Możemy odkopać wpisy z 2012 roku, kiedy prosił o... dobry link do streama, by obejrzeć mecz Realu. Występował wówczas w drużynie rezerw "Królewskich", ale nie zdołał zaistnieć na Santiago Bernabeu. Podczas tamtej przygody zagrał w jednym meczu La Liga, 6 minut w wygranym 8:1 spotkaniu z Almerią, gdzie zdobył debiutanckiego gola dla wymarzonego klubu. Do tego można dołożyć kilka występów w Pucharze Króla. I to wszystko - na następne 12 lat.
Przez cały ten czas były gorsze i lepsze momenty, ale trudno tu mówić o wielkiej karierze. W Hannoverze rywalizował o miejsce w składzie z Arturem Sobiechem. Przez trzy sezony w Bundeslidze nie wyszedł poza 10 strzelonych bramek. Później przeniósł się do Anglii, by grać w Stoke i Newcastle. Nie zawojował żadnego z tych klubów, a lepsze lata nastały po powrocie do Hiszpanii.
Deportivo Alaves i Espanyol korzystały z jego usług i mogły liczyć na bramki, ale... oba te zespoły spadały z La Liga z Joselu w składzie. Kolejny moment, który tylko potwierdza, że Real nigdy nie był obojętny napastnikowi, to 2022 rok, kiedy w Paryżu ogląda z wysokości trybun finał Ligi Mistrzów, w którym "Królewscy" wygrali 1:0 z Liverpoolem.
REKLAMA
Piłkarskie "dojrzewanie" Joselu przebiegało powoli - mimo tego, że kariera zapowiadała się dobrze, zawsze mógł czuć niedosyt. Czasem jednak piłkarskie życie zaczyna się po trzydziestce - tak też było w tym przypadku. 2023 rok przynosi powołanie do reprezentacji Hiszpanii i trzy gole w debiutanckim meczu z Norwegią. I wreszcie wypożyczenie do Realu Madryt, który zagwarantował sobie prawo wykupu zawodnika z Espanyolu za... 1,5 miliona euro.
Przychodził ze świadomością, że będzie zawodnikiem szerokiego składu i pozostanie w cieniu wielkich gwiazd. Bez narzekań i kręcenia nosem. Trudno mówić, by kibice byli zachwyceni tym transferem - napastnik wiele razy zgarniał spore porcje krytyki, ale też zachował przyzwoitą skuteczność. W fazie grupowej Ligi Mistrzów przepraszał za swój słaby mecz z Napoli, gdzie seryjnie marnował sytuacje. Cały czas mógł jednak liczyć na wsparcie kolegów z drużyny i Carlo Ancelottiego, z którego decyzjami raczej nikt nie dyskutuje. Włoch po prostu doskonale wie, co robi i jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
- To nie jest kwestia szczęścia czy czegoś podobnego. Trener jeszcze przed meczem mówił nam, że są takie mecze, które wygrywa się sercem i to był jeden z takich meczów. Takie noce jak ta nawet nie mieszczą się w marzeniach, dlatego po ostatnim gwizdku byłem wzruszony - powiedział Joselu.
Takie przypadki jak ten to też nadzieja dla innych - kariery układają się różnie, ale zawsze jest jeszcze czas na to, by wejść na wyższy poziom i dążyć do tego, by zrealizować marzenia. Nawet jeśli trzeba będzie przejść do nich przez 10 różnych klubów, przechodzić przez gorsze okresy i zaciskać zęby. Czasem nagroda przechodzi wszystkie oczekiwania.
REKLAMA
W finale Real Madryt zmierzy się z Borussią Dortmund. Miejmy nadzieję, że będzie to kolejny pokaz futbolu na najwyższym poziomie i spektakl z rodzaju tych niezapomnianych. Ta edycja Ligi Mistrzów o ten aspekt dbała dotychczas w sposób naprawdę zjawiskowy.
Finał Ligi Mistrzów zaplanowano na 1 czerwca na stadionie Wembley w Londynie.
- Liga Mistrzów. Real Madryt - Bayern Monachium. Niewiarygodna końcówka, "Królewscy" w finale!
- Liga Mistrzów. Real - Bayern. Niemcy węszą "polski spisek". Marciniak? "Katastrofa"
ps
REKLAMA
REKLAMA