Tureckiej Super Lig ulegli nawet biało-czerwoni. Roman Dąbrowski? "Jest Polakiem, który stał się Turkiem" [WYWIAD - cz. 2]

2 listopada na Turk Telekom Arena w gorących Derbach Stambułu Galatasaray zmierzy się z drużyną Fenerbahce. Z tej okazji zapraszamy na drugą część rozmowy z pasjonatem tureckiego futbolu Filipem Cieślińskim. Tym razem w portalu PolskieRadio24.pl m.in. polski akcent nad Bosforem, reprezentacja Mircei Lucescu oraz piłkarski mit Erdogana. 

2018-11-01, 09:00

Tureckiej Super Lig ulegli nawet biało-czerwoni. Roman Dąbrowski? "Jest Polakiem, który stał się Turkiem" [WYWIAD - cz. 2]
Kibice Besiktasu. Foto: shutterstock.com/Alexandros Michailidis

Pierwszą część rozmowy skończyliśmy na kłopotach finansowych wielkiej trójcy ze Stambułu (Fenerbahce, Galatasaray i Besiktas). Jak ta cała sytuacja w tureckiej piłce przekłada się na ich reprezentację? W końcu to brązowi medaliści mistrzostw świata z 2002 roku. Sześć lat później powtórzyli to osiągnięcie na Euro. Wcześniej sukcesy odnosili Senol Gunes i Fatih Terim, teraz selekcjonerem jest równie utytułowany szkoleniowiec – Rumun Mircea Lucescu. Projekt powinien być z góry skazany na powodzenie.

F.C: fakt, trener wybitny. Z jednej strony można by się zresztą dziwić czemu w karierze nie doczekał się jeszcze większych wyzwań i pracy z czołowymi ekipami Europy. Z drugiej jednak widzimy, że “Luce” jest szkoleniowcem, który przede wszystkim potrafi budować. Nie wiem czy odnalazłby się w innej roli. Jakby go teraz przykładowo wrzucić do naszpikowanego gwiazdami Realu Madryt, gdzie potrzebny jest “strażak”, to wielce prawdopodobne, że nie dałby sobie rady. Lucescu był zawsze na szczycie listy życzeń największych tureckich klubów, ale wtedy był jeszcze zajęty w Szachtarze Donieck, a potem w Zenicie Sankt Petersburg. W końcu przyszła praca z reprezentacją Turcji.

Doczekali się.

F.C: tak, ale “Luce” obejmował reprezentację w momencie kiedy ta, po pierwsze: była piłkarsko słaba, po drugie: niemal pozbawiona szans na wygranie eliminacji, po trzecie: tuż po „wojnie kebabowej” wywołanej przez jego poprzednika Fatiha Terima, co też z pewnością nie wpływało dobrze na atmosferę wokół kadry.

Terim chyba zawsze słynął z dość ciekawych zachowań?

F.C: tym razem przebił samego siebie. Fatih został zwolniony z kadry zaraz po tym, jak wspólnie ze swoim zięciem i kilkoma znajomymi wpadli do baru z kebabem należącego do byłego prezesa klubu Adana Demirspor i go pobili. Ponadto zdemolowali mu ten kebab a wszystko niemal wyłącznie dlatego, że zięć Terima prowadził swój lokal po sąsiedzku. Fatihowi nie pasowała konkurencja. Do tego doszły jakieś zaszłości sprzed lat. To wszystko brzmi dość absurdalnie, gdy mówimy takie rzeczy o postaciach egzystujących w poważnej piłce. Dziwne, tym bardziej, że to trener który zarabiał wtedy grube miliony euro. Urok tureckiego temperamentu.

Wróćmy jeszcze do Lucescu.

F.C: dla mnie “Luce” jest trenerem nadającym się do przebudowy reprezentacji Turcji. Kibice początkowo też w to wierzyli. Do głosu już dochodzi u nich jednak ten nieszczęsny turecki temperament, z jednej strony fascynujący, z drugiej tak paskudny. “Pomnik Lucescu” w Turcji już runął, teraz na tych zgliszczach powstają nowe, ale już na pewno nie wspierające selekcjonera. Teraz nawet nad Bosforem kultowość samego Luce zamieniła się w kult “hejtu Lucescu” i Rumun nie ma już statusu cudotwórcy. Znaczna część Turków jest nawet zdania, że powinien zostać jak najszybciej zwolniony, a kadrę ma przejąć ktoś inny. Wszystko dlatego, że ta drużyna po prostu nie notuje dobrych wyników.

REKLAMA

Powiązany Artykuł

Fener 1200.jpg
"From Bosfor with love": na początku była to miłość trudna [WYWIAD - cz. 1]

Aż tak źle?

F.C: za chwilę prawdopodobnie spadną w Lidze Narodów do trzeciej dywizji. Szczęśliwie udało im się wygrać mecz ze Szwedami, ale Rosjanie dwukrotnie okazali się już lepsi. Oczywiście to nie jest kluczowe, ale liczyć mogą się tracone przy tej okazji punkty rankingowe, które będą im potrzebne w walce o nadchodzące mistrzostwa Europy. Mircea Lucescu ma bardzo trudne zadanie, szczególnie dlatego, że ta drużyna za czasów Terima nie była wystarczająco odświeżana. Reprezentacja była oparta na starych, sprawdzonych piłkarzach. Obecny trener Galatasaray nigdy nie był szkoleniowcem, który odważnie dawał szansę młodzieży. Teraz w ekipie “Lwów” wymusza to na nim sytuacja kadrowa, ale gdy tylko będzie mógł wrócić do wypełniania kadry doświadczonymi asami, prawdopodobnie z chęcią to zrobi. Lucescu jest tym, który zaczął naprawiać błędy Terima i dobrze przeprowadza te zmiany w reprezentacji. Szuka nowych zawodników, z ligi wyciąga tych rzeczywiście najlepszych, śledzi tureckich piłkarzy wychowywanych za granicą, kombinuje jak może. Po prostu potrzebuje czasu.

Sprawa jest już zamknięta, ale myślisz że ewentualny wybór Turcji na gospodarza Euro 2024 w jakiś sposób uzdrowiłby piłkarską sytuację nad Bosforem?

F.C: mogłoby to realnie wpłynąć na sytuację tureckich klubów. Obecne problemy finansowe ekip z Super Lig są spowodowane m.in. przez słabiutką lirę. Niemal wszystkich tureckich piłkarzy, którzy mieli kontrakty w euro, przymuszono na przechodzenia na umowy w lirze. Zawodnicy z zagranicy cały czas zarabiają jednak w euro i to się raczej nie zmieni. To właśnie dlatego z ligi musieli odejść koszący wielomilionowe pensje Gomis, Negredo czy Giuliano. Przez to, że lira jest słaba, kondycja tureckich klubów będzie coraz gorsza. Jestem pewien, że jeśli Turcja dostałaby Euro 2024, lira bardzo poszłaby w górę. Kraj stałby się wtedy miejscem dla inwestycji. Potrzebowałby dróg i hoteli. Zagraniczne firmy musiałyby się jeszcze bardziej otworzyć na ten rynek.

Turcja jest atrakcyjna turystycznie, zresztą co roku przyciąga miliony odwiedzających. Ewentualna organizacja piłkarskiego turnieju nie powinna im sprawić problemów.

F.C: infrastruktura stadionowa, po szalonych inwestycjach w ostatnich latach, jest praktycznie gotowa. Główne miasta są połączone dobrymi drogami. Turcy mają dobrych budowniczych. Może nie wszyscy wiedzą, ale nawet warszawskie metro budowali m.in. właśnie Turcy (II linia, firma Gulermak z Ankary – red.). Sama organizacja Euro bardzo pomogłaby tureckim klubom, ludzie byliby szczęśliwsi, ale zagrożenia idące za takim przedsięwzięciem były olbrzymie. Erdogan z całą pewnością potraktowałby bowiem turniej jako okazję do umocnienia totalitaryzmu, pokazania światu, że stworzony przez niego system nie jest zły. Z drugiej jednak strony, gdy FIFA przyznawała mundial Rosji można było odnieść wrażenie, że tego typu zagrożenia jej nie straszne...

Schodzimy na politykę…

F.C: jeśli błąd został popełniony przy wyborze Rosji, to czemu Katar dostał następne mistrzostwa świata (2022)? W końcu to też nie najbardziej demokratyczne państwo na świecie. Pytanie tylko, czy fakt zaistnienia takich błędów w przeszłości, może być jakimkolwiek wytłumaczeniem dla popełniania kolejnych. Wybór Niemców jest zdecydowanie bardziej bezpieczny. Czytałem, że organizacja u naszych zachodnich sąsiadów będzie droższa, ponieważ oni będą wynajmować swoje stadiony. Turcja przy niedużym wsparciu finansowym UEFA, realizowałaby wszystko na własną rękę i z całą pewnością zrobiła wszystko, by europejska centrala była zadowolona. Jak widać nawet to nie przekonało jednak działaczy do przyznania Erdoganowi mistrzostw.

REKLAMA

Ostatecznie to Niemcy będą gospodarzami ME w 2024 roku. Zostawmy już ten wątek piłkarski na poziomie reprezentacyjnym. Chciałem naturalnie poruszyć jeszcze temat polskich piłkarzy w Turcji. Grali tam m.in. Roman Dąbrowski vel “Kaan Dobra”, Roman Kosecki czy też Mirosław Szymkowiak. Część z nich zapisała się chyba w historii Super Lig?

F.C: słowem wstępu: Polska w skali mikro istnieje w Turcji. Na obrzeżach Stambułu jest Polonezkoy, tzw. “Adampol” - polska wieś. Ludzie sobie nawet nie zdają sprawy jak bliskie są kontakty Polaków z Turkami. Jako podstawa tych relacji, krąży nawet taka opowieść, z czasów gdy Polska była jeszcze pod zaborami. Przy okazji spotkań na dworze sułtana, ten zawsze pytał o to, kiedy przyjedzie poseł z Lechistanu. Wiadome było, że nie przyjedzie, bo Polska była pod zaborami, ale sułtan zawsze robił swoje i wysyłał tym samym pstryczka w nosy Austriaków i Rosjan. Jest jeszcze wątek Konstantego Borzęckiego i jego wpływu na Ataturka, ale to już tematy historyczne. Chodzi o to, że te związki polsko-tureckie są bardzo silne.

Musimy się umówić na kolejny wywiad przed następnymi Derbami Stambułu. Temat rzeka… To jak z tymi polskimi piłkarzami nad Bosforem?

F.C: Roman Dąbrowski grał m.in. w Besiktasu. Teraz osiadł w Kocaeli, miejscowości oddalonej o 80 km od Stambułu. Prowadzi tam szkółkę i jak mi kiedyś wspominał, stworzył sobie taką oazę polskości. Żyje ze swoimi bliskimi, ogląda polską telewizję, nie angażuje się w całe to polityczne zamieszanie w Turcji. Rzeczywiście jest tam postacią kultową, był nawet asystentem Tayfura Havutcu, późniejszego trenera Besiktasu, i według wielu moich tureckich przyjaciół wspominany jest jako jeden z najlepszych piłkarzy przełomu wieków.

Byli też inni biało-czerwoni, którzy wpisali się w historię tureckich klubów.

F.C: tak, było sporo innych zapamiętanych polskich akcentów. Przykładowo Jarosław Bako (asystent trenera Piotra Stokowca, Lechia Gdańsk - przyp. red.), jest uznawany za jednego z pięciu najlepszych bramkarzy w historii Besiktasu. Kiedyś, jeden z Turków gdy dowiedział się, że jestem Polakiem, zapytał mnie o Romana Koseckiego. “Kosa” jest tam bardzo ceniony, chociaż Turcy patrzą na niego dwojako. Z jednej strony jest on mile wspominany, bo po prostu był dobrym piłkarzem, z drugiej część osób – przynajmniej ci, z którymi rozmawiałem, uważają że został mocno przepłacony. Mówiąc krótko – spodziewali się po Romku znacznie więcej. Za „Kosą” chodzi też w Turcji anegdota, według której po otrzymaniu pierwszej imponującej wypłaty, miał rzucać banknotami w zgromadzonych, bezgranicznie zakochanych w nim fanów. Problem w tym, że na banknotach widniała oczywiście podobizna kultowego Mustafy Kemala Ataturka. Fani potraktowali gest polskiego piłkarza jako obrazę i profilaktycznie szybko zniknął on im z oczu, nie prowokując błyskawicznego „odkochania się”. Z temperamentem Turków nie ma żartów.

Powiązany Artykuł

Turkish delight .jpg

A co z Mirosławem Szymkowiakiem? Po trzech sezonach spędzonych w Wiśle Kraków w latach 2005-2006 występował w barwach Trabzonsporu.

F.C: gdy planowałem polski wątek w projekcie “Turkish delight” i pytałem znajomych Turków o naszych piłkarzy, wszyscy zgodnie mówili - “pogadaj z Szymim”. Szymkowiaka wspominają tu bardzo ciepło. On sam, już po powrocie do Polski, często wspominał zresztą jak w Trabzonie noszono go na rękach. Pewnie istniała szansa, żeby został tu dłużej i stał się idolem na miarę “Kaana Dobry”. Jeden z powodów, dla którego się tak nie stało, on sam przedstawia jednak w innej anegdocie. W Trabzonie, w którym znał go praktycznie każdy, miał bowiem tak małą swobodę, że jego głównym zajęciem stało się schodzenie do bankomatu i sprawdzanie, ile cyferek ma obecnie na koncie. Dobry humor był utrzymywany, ale ile tak można...

REKLAMA

“Bordowo-niebiescy” (jeden z przydomków Trabzonsporu - przyp. red.) to swego czasu klub, w którym występowało kilku reprezentantów Polski.

F.C: prócz Szymkowiaka, dobrze wspominają tam Adriana Mierzejewskiego czy Arkadiusza Głowackiego. Bracia Brożek już nie są tak popularni.

A Radosław Majdan? W latach 2001-2002 grał dla Goztepe Izmir, z kolei w sezonie 2003 dla Bursasporu.

F.C: w moich rozmowach ze znajomymi Turkami nigdy nie padło nazwisko Majdana. Wielkich rzeczy raczej tam nie osiągnął. Nieco bardziej kojarzą, że był ktoś taki jak Mariusz Pawełek (2013-14 występował w Caykurze Rizespor, z wypożyczeniem do Adany Demirspor). Jest jeszcze jeden ciekawy wątek…

Zamieniam się w słuch?

F.C: na pewno, przynajmniej w pewnym regionie, niezbyt miło wspominany jest Marcin Robak. Grał dla niegdyś ekstraklasowej drużyny Mersin Idman Yurdu. Nie dostał tam pensji, sprawa trafiła do FIFA czy UEFA i dostali taką karę, że skończyło się katastrofą. Mający gigantyczne problemy i walczący o życie gdzieś w trzeciej lidze klub, ukarano spadkiem o jeszcze dwa poziomy niżej. Obecnie jest to 5. klasa rozgrywkowa w Turcji. Jeśli kibice uprą się przy poszukiwaniu jednego z winowajców upadku tego niezłego klubu, to Marcin Robak jest tam prawdopodobnie znienawidzony. Jednak tak naprawdę nie zrobił nic złego, po prostu upominał się o swoje. Po prostu efekt był dla klubu tragiczny. I dobrze, innego sposobu na walkę z bolączką, jaką w Turcji jest niewypłacanie graczom obiecanych pensji, po prostu nie ma.

Czyli jesteśmy zgodni co do tego, że najbardziej kultową postacią jest “Kaan Dobra”?

F.C: chyba tak. Cały czas mniej lub bardziej dalej jest obecny w tureckim futbolu. Teraz pracuje z dzieciakami, ale być może w przyszłości zostanie trenerem jakiegoś większego klubu. Jest Polakiem, który stał się Turkiem.
Chciałem jeszcze poruszyć jeden temat, dotyczy polityki, ale to już bardziej luźny wątek. Obecny prezydent Turcji RecepTayyip

REKLAMA

Erdogan grał w piłkę? Na ten temat pojawiły się już różne legendy.

F.C: kopał piłkę, to na pewno. Jeśli zaś chodzi o powodzenie tegoż kopania, to w Turcji krążą dwie wersje. Pierwsza mówi o tym, że grał całkiem nieźle i piął się po szczeblach piłkarskiej kariery. Najbardziej kontrowersyjnym wątkiem tej wersji, głównie przedstawianej przez biografów piszących na zlecenie Erdogana, jest to, że pewnego dnia dostał propozycję z Fenerbahce. Niestety w klubie zmienił się wtedy trener i, zgodnie z tą wersją, tylko dlatego nie zagrał w barwach “Żółtych kanarków”. Jest też drugi scenariusz, według którego w jednym z post strażackich klubów był podawaczem ręczników i to przez bardzo długi czas. Jako bardzo religijny i wykształcony chłopiec, który zaczął mieć znajomości u lokalnych hodżów (nauczycieli religjnych), zdołał przekonać ich, by wpłynęli na władze klubu. Te wreszcie dały Erdoganowi szansę na grę. I tak zaczął kopać piłkę po niższych ligach. Tyle. Jak pojawiła się okazja by pójść w politykę, to szybko z niej skorzystał, bo w piłce nic by nie osiągnął. Jak to bywa w przypadku takich historii, prawda pewnie leży gdzieś pośrodku. Tematy propozycji z Fenerbahce raczej trzeba jednak włożyć między bajki.

Ok, to wszystkim wyjaśniliśmy tę kwestię... Derby Stambułu w piątek, twój typ?

F.C: urok Derbów Stambułu jest taki, że forma tych drużyn może być dowolna zarówno Galaty, jak i Fenerbahce, a wychodząc na boisko szanse zawsze będą rozkładały się 50 na 50, ewentualnie z lekką przewagą gospodarza. Nastawienie samych piłkarzy, jak również presja kibiców są tak duże, że rola formy jest zniwelowana. W ostatnich latach zrobiły się z tego bardzo brzydkie mecze, dużo remisów, maksymalnie jedna, dwie bramki. Jednak zawsze są to spotkania walki, nieporównywalne z innymi meczami Super Lig. Zupełnie wyjęte z kontekstu.

Ja obstawiam przełamanie drużyny "Kanarków" i 1:0 dla Fenerbahce.

F.C: to ja zagram bezpieczniej - 1:1.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

F.C: Dzięki!

REKLAMA

***

Rozmawiał Mateusz Brożyna | PolskieRadio24.pl

---------

W sierpniu 2018 roku w Polsce ukazał się przewodnik po tureckiej piłce - “Turkish delight”. Głównym ojcem projektu jest Filip Cieśliński.

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej