Piotrowski i Kukuczka, Polish Line na K2 w 1986. Jakże prorocze były słowa: wielu boleśnie osmali sobie skrzydła

8 lipca 1986 roku, na szczycie K2 stanęli Jerzy Kukuczka i Tadeusz Piotrowski. Himalaiści odnieśli wielki sukces - wytyczyli nową drogę ("Polish Line") i stanęli na szczycie drugiego pod względem wysokości ośmiotysięcznika (8611 m n.p.m.). Sukces okupiony został jednak wielką tragedią. 

2020-07-08, 15:38

Piotrowski i Kukuczka, Polish Line na K2 w 1986. Jakże prorocze były słowa: wielu boleśnie osmali sobie skrzydła
Jerzy Kukuczka (z lewej) linia żółta na K2 - droga" "Polish Line," i Tadeusz Piotrowski . Foto: materiałyprasowe/grafika/Zdjęcie K2: Aleksander Lwow, topo: Janusz Kurczab/tadeuszpiotrowski.danutapiotrowska.pl

Międzynarodowa wyprawa na K2 w 1986 roku odbyła się pod kierownictwem Karla Herrlighoffera. Udział w niej wzięło m.in. dwóch Polaków Jerzy Kukuczka i Tadeusz Piotrowski. 8 lipca 1986, ok. godz. 18.25, po pięciodniowej wspinaczce, Polacy stanęli na wierzchołku K2, wytyczając nową drogę po południowej stronie góry, która do tej pory nie została powtórzona w całości. To słynna droga o nazwie "Polish Line".

Powiązany Artykuł

Kukuczka_artykolowka.jpg
SERWIS SPECJALNY - JERZY KUKUCZKA

Podczas zejścia drogą zwykłą, wzdłuż której znajdowały się obozy pozostałych wypraw walczących z górą, wspinacze musieli spędzić dwie noce na wysokości ok. 8300 m n.p.m. i 7900 m, mając niekompletny sprzęt biwakowy i bez żywności.

- Na szczycie stanęliśmy o godzinie 18.25, dosyć późno. Do zmroku pozostała godzina. Musieliśmy w zejściu zabiwakować na wysokości około 8300 metrów i był to biwak dosyć trudny, bez sprzętu biwakowego, bez namiotów, śpiworów - opowiadał po powrocie z K2 w Polskim Radiu Jerzy Kukuczka. - 400 metrów niżej mieliśmy jeszcze drugi biwak, jeszcze trudniejszy, byliśmy już bardzo zmęczeni i odwodnieni, bo dwa dni nic nie piliśmy - dodawał Kukuczka. 

Niedługo po wyruszeniu z drugiego biwaku, wskutek awarii raków wspinaczkowych, na zalodzonym odcinku, tuż poniżej zwieńczenia Żebra Abruzzów, Tadeusz Piotrowski obsunął się wprost na Jerzego Kukuczkę, który nie był w stanie go zatrzymać partnera przed dalszym upadkiem. Piotrowski spadł w przepaść i zginął.

REKLAMA

- Niedługo cieszyliśmy się zwycięstwem. Trzeciego dnia na wysokości 7700 metrów Tadek Piotrowski spadł i zginął na miejscu. Niestety nie znieśliśmy tego sukcesu na dół we dwójkę - mówił Kukuczka.


Posłuchaj

– Była to pierwsza niedziela września 1966 roku, czyli dwadzieścia lat temu. Wtedy po raz pierwszy dałem się namówić koledze na wyjazd na skałki i właściwie od tego dnia nie odpuściłem już żadnej możliwości. Po roku skończyłem kurs taternicki, no i później już dalsza kolej rzeczy – Jerzy Kukuczka opowiada o zamiłowaniu do wspinaczki, o wyprawie na 7:51
+
Dodaj do playlisty

"Tadeusz schodzi za mną. W połowie stoku zatrzymuję się i patrzę w górę. Idzie dokładnie po moich śladach. Unoszę głowę jeszcze raz i akurat widzę… z nogi Tadeusza spada rak!

Coś krzyczę, ale tego, co się stało w następnej sekundzie, przewidzieć nie mogłem. W dół leci drugi rak! Tadeusz trzyma się już tylko czekana. Krzyczę:

- Uwaaaaaażaj!

REKLAMA

Powiązany Artykuł

Everest 1989 1200 F.jpg
Mount Everest 1989. Tragedia, jakiej nie było i heroiczna walka Artura Hajzera o życie Andrzeja Marciniaka

Ale jest za późno, żadna przestroga nie może zmienić niczego. Tadeusz tylko przez moment jakby próbuje walczyć, ale jest przecież w sytuacji człowieka, któremu nagle wyrwano spod nóg drabinę. Próbuje jeszcze rozpaczliwie zacisnąć ręce na wbitym w lód czekanie. Nie udaje się. Czekan zostaje.

Tadek leci w dół.

Jesteśmy dokładnie w jednej linii. Krzyczy tylko:

- Jureeeeek!

REKLAMA

Nie może zrobić nic. Na takim stromym lodzie człowiek bez raków jest bezbronny. W pierwszym przebłysku świadomości chcę go łapać, nie dotarło nawet jeszcze do mnie, że przecież ja też stoję tylko dzięki rakom wbitym w maleńki lodowy stopień i zdążyłem jedynie w ostatniej chwili oba czekany wbić jak najmocniej w lód. Czuję potężne uderzenie, Tadeusz dosłownie zjeżdża po mnie i leci dalej.

Zanim oprzytomniałem i upewniłem się, że ciągle jeszcze stoję, upłynęły sekundy. Gdy odwracam się za siebie, dostrzegam tylko toczące się po stromiźnie grudki śniegu i wyrytą w płytkim śniegu rynnę, prowadzącą prosto w dół. Po jakichś stu metrach, w miejscu, w którym zbocze urywa się ścianą, ginie także bezpowrotnie ostatni ślad Tadeusza" -  tak wypadek opisał Jerzy Kukuczka.

Piotrowski swoje emocje dotyczące K2 opisywał tak:

"Przede mną wznosi się góra, o której marzyłem przez wiele lat. Teraz przybrała realne kształty. Z młodzieńczych mrzonek i męskich fascynacji, ze snów i pragnień, stała się rzeczywistością. Mam ją wreszcie przed oczyma: olbrzymią, wspaniałą, wyzywającą.

REKLAMA

Powiązany Artykuł

Artur Hajzer i ekipa ratunkowa po Andrzej Marciniak 1200 f.jpg
Ludzie gór pamiętają o "Słoniu". 7 lat temu Artur Hajzer odpadł od ściany Gaszerbrumu I

Wznosi się w niebo na zawrotną wysokość śmigłą piramidą skrzesanych skał, opancerzonych lodem i pokrytych odwieczną bielą śniegów. Nieme wyzwanie zgromadzonym tutaj ludziom. A jednym z nich jestem ja. Jakże niepozorni jesteśmy w jej obliczu, karły zaledwie na jej monumentalnym tle. A zgromadziło się nas, jej potencjalnych poskromicieli, całe mrowie.

Jak ćmy do światła, tak my lecimy do tej góry przyciągani jakąś magnetyczną siłą, nie zważywszy na żadne przeszkody ani trudności, których nikomu ona nie szczędzi.

Powiązany Artykuł

Everest 1980 baner zdjęcie 1200.jpg
SERWIS SPECJALNY - JAK POLACY ZDOBYLI EVEREST w 1980

Wielu boleśnie osmali sobie skrzydła na jej skutych lodem zboczach. Nie będzie to jednak przestrogą dla następców. Taka już jest natura tego dziwnego gatunku ludzi, którym na imię alpiniści. A ja jestem jednym z nich. Już rozpocząłem swoją walkę z górą" - pisał Piotrowski tuż przed wyruszeniem na szczyt K2, a słowa himalaisty zostały później opublikowane w książce "K2 1986. In memoriam Tadeusz Piotrowski" do której materiały zbierała Danuta Piotrowska, żona tragicznie zmarłego wspinacza.

Nie był to pierwszy i nie ostatni raz w historii polskiego himalaizmu, kiedy himalaiści nie donieśli do bazy swojego sukcesu. Letnie wyprawy w roku 1986 miały jednak wyjątkowo tragiczne statystyki, było to najtragiczniejsze lato w historii zdobywania drugiego co do wysokości szczytu na Ziemi. Zginęła wówczas trójka polskich wspinaczy, Wojtek Wróż i wspomniany już Tadeusz Piotrowski, a na drodze normalnej życie straciła Dobrosława Miodowicz-Wolf. Oprócz nich w 1986 roku na stokach K2, w wypadkach zginęło lub zmarło z wyczerpania kilka innych osób różnych narodowości.

REKLAMA

Czytaj także:

/Aneta Hołówek, PolskieRadio24.pl


Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej