75 lat temu urodził się Kazimierz Deyna. "Kaka" niejednego zrobił "w balona"

Na długo przed Robertem Lewandowskim przecierał polskie szlaki w czołówce plebiscytu Złotej Piłki France Football. Był dyrygentem "Orłów Górskiego", koszmarem bramkarzy, który zawsze chodził swoimi ścieżkami. Gdyby żył, Kazimierz Deyna obchodziłby dziś 75-te urodziny.

2022-10-23, 09:23

75 lat temu urodził się Kazimierz Deyna. "Kaka" niejednego zrobił "w balona"
Kazimierz Deyna urodził się 75 lat temu w Starogardzie Gdańskim. Z reprezentacją Polski wywalczył m.in. trzecie miejsce na mistrzostwach świata 1974.Foto: PAP

75 lat od narodzin legendy

- Był piłkarzem skutecznym, eleganckim i wszechstronnym. Mógł grać na każdej pozycji, sprawdziłby się pewnie nawet jako bramkarz. Miał niezwykły talent do dryblingu - wydawało się, że się waha, a on za chwilę ruszał i już nikt nie mógł go zatrzymać. Dziś takich piłkarzy już nie ma - tak z wielkim uznaniem o Kazimierzu Deynie wypowiadał się Franz Beckenbauer.

Słynny "Cesarz" wie co mówi, choć w 1974 roku tylko on i Johan Cruijff byli wyżej niż Polak w plebiscycie Złotej Piłki. Beckenbauer miał jednak sporo szczęścia - akurat z Niemcami "Biało-Czerwoni" i ich lider nie mogli pokazać pełni umiejętności w słynnym "meczu na wodzie". Gdyby pogoda dopisała, być może nie tylko skład finału mundialu 1974, ale też kolejność w ankiecie France Football byłaby inna.

Zanim zaczął dyrygować kolegami z reprezentacji Kazimierz Deyna już jako dziecko rozstawiał po osiedlowych boiskach kolegów i członków rodziny, którzy musieli bronić jego strzały. W Starogardzie Gdańskim, gdzie urodził się 23 października 1947 roku, szybko zaczął uchodzić za duży talent.

REKLAMA

Dwóch się biło, skorzystał...czwarty

Tak duży, że stał się obiektem transferowego sporu między klubami z Trójmiasta - Lechią Gdańsk i Arką Gdynia. Jego rodzice zbyt pochopnie podpisali kontrakt z tą drugą, za co syn, wciąż mający ważną umowę z Włókniarzem Starogard Gdański, zapłacił roczną dyskwalifikacją.

Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta, a czasem nawet czwarty. Trzecim chciał być ŁKS Łódź przygarniając nastolatka jeszcze podczas trwania banicji. Jesienią 1966 roku zdążył zadebiutować w nowych barwach, po czym nastał czas...powołań do wojska. O utalentowanego juniora bój toczyły dwa wojskowe kluby - Zawisza Bydgoszcz i Legia Warszawa. Wygrał ten, który miał większą siłę przebicia - czyli ten ze stolicy.

W Legii spędził kolejnych dwanaście lat, dwukrotnie sięgając po krajowe mistrzostwo - na więcej nie pozwoliła silna koalicja śląskich klubów z wielkim Górnikiem Zabrze na czele. Deyna poprowadził jednak "Wojskowych" do osiągnięcia bez precedensu w dziejach naszej piłki - półfinału Pucharu Mistrzów edycji 1969/1970. W barwach CWKS rozegrał łącznie 390 meczów i zdobył 141 bramek - liczby imponujące jak na pomocnika.

Nietykalny w Warszawie, wygwizdany w Chorzowie

W stolicy, gdzie dziś ma pomnik, był nietykalny. "Deyna Kazimierz, nie rusz Kazika bo zginiesz" - śpiewali kibice Legii i nie było w tym odrobiny przesady.

REKLAMA

Co innego w kadrze. Na boisku jego pozycja była niepowtarzalna, jako reprezentant Warszawy nie cieszył się jednak poparciem kibiców, zwłaszcza podczas spotkań na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Jeden z takich meczów został zapamiętany w sposób szczególny.

W 1977 roku mierzyliśmy się z Portugalią w decydującym boju o awans na mistrzostwa świata 1978 w Argentynie. Zwycięski remis osiągnęliśmy dzięki bramce Deyny bezpośrednio z rzutu rożnego. Stadion uniósł się w zachwycie, by za chwilę wygwizdać strzelca, gdy kibice zorientowali się, że jest nim reprezentant z Warszawy.

Król środka pola

To tylko jedna z wielu zasług "Kaki" dla "Orłów Górskiego", jak nazywa się reprezentację Polski z tamtych lat. Jej twórca, Kazimierz Górski, tak wspomina dzisiejszego jubilata:

- Król środka pola, dyspozytor piłki. Zawsze podał tam, gdzie trzeba było podać.

REKLAMA

A czasem potrafił też wcielić się w rolę egzekutora. Tak jak w finale olimpijskim z 1972 roku. Do przerwy przegrywaliśmy i w tym Deyna również miał swój udział - gol dla Węgrów padł po jego stracie na własnej połowie. W drugiej części zawodów popisał się jednak dwoma niezapomnianymi bramkami, które dały Polakom złoto.

Jego popisem był także mundial 1974, a do historii przeszła bramka, którą strzelił Włochom. Piłka po jego strzale nabrała niezwykłej rotacji, wprawiając w zdumienie bezradnego Dino Zoffa.

Na 10 strzałów 11 goli

Niecodzienna technika strzału stała się zresztą znakiem firmowym "Kaza":

- Jedna z tych bramek, którą Kazik mi strzelił, śni mi się do dzisiaj. Nadal nie wiem, jak on to zrobił. Piłka wpadła mi po prostu za kołnierz. Teraz już nie, ale kiedyś bardzo mnie to męczyło. Ale Deyna nie tylko mnie zrobił w balona - wspominał po latach bramkarz Józef Młynarczyk.

REKLAMA

Inny wybitny specjalista z tamtych lat, Jan Tomaszewski, też ma coś w tym temacie do dodania:

- Byłem jednym z najlepszych bramkarzy świata, ale Kazik robił ze mną co chciał. Na 10 strzałów strzelał mi 11 goli. Nadawał piłce niesamowitej rotacji. Gdy na treningach był w grupie, która strzelała na moją bramkę prosiłem go, by przeniósł się do innej, lub sam się do niej przenosiłem.

Koledzy z boiska nadali Deynie wiele mówiący pseudonim "Generał".

- W dużej mierze dzięki niemu z przeciętnych piłkarzy staliśmy się drużyną światowej klasy - dodaje Tomaszewski.

REKLAMA

Częściej był jednak nazywany "Kaka". Do dziś nie wiadomo czy to z powodu techniki strzału, po którym piłka odbijała się od ziemi, czy specyficznego sposobu chodzenia.

Argentyńska wpadka

Piękna przygoda w kadrze nie zakończyła się jednak tak, jak życzyłby sobie tego Deyna. Na mundial w Argentynie jechaliśmy jako jedni z faworytów. W drużynie wciąż byli Lato, Gadocha, Szarmach, a już wchodzili do niej Boniek czy Nawałka. Potencjalnie to najlepsza reprezentacja Polski w historii. Nic dziwnego, że oczekiwano przynajmniej powtórki sprzed czterech lat, czyli miejsca na podium.

Na przeszkodzie stanęła porażka z Argentyną 0:2. Jeszcze przy stanie 0:1 "Kaka" nie wykorzystał karnego. Nie wytrzymał presji, być może wpływ na to miał fakt, że wg oficjalnych wówczas statystyk był to jego mecz nr 100 z orzełkiem na piersi. Choć po argentyńskim turnieju zakończył reprezentacyjną karierę, po kilku weryfikacjach zostało mu dziś 97 spotkań w kadrze, w których zdobył 41 goli.

Atmosfera w tamtej ekipie też była nie najlepsza. Wielu piłkarzy myślało już bardziej o sobie, niż drużynie. Do legendy przeszła kłótnia Deyny z Bońkiem, którzy niemal pobili się grając w tenisa stołowego.

REKLAMA

Nie ten czas, nie ta liga

"Kaka" zresztą zawsze chadzał własnymi ścieżkami. Był samotnikiem, który - jak wspomina Kazimierz Górski - nagle otwierał się przy kobietach, do których miał słabość.
Nieudany występ na mundialu 1978 miał dla Deyny jeden plus - pozwolono mu wreszcie wyjechać z kraju do zagranicznego klubu. Miał już wówczas 31 lat i choć wcześniej chciały go Bayern Monachium czy Real Madryt, teraz trafił do Manchesteru City, który nie był taką potęgą jak dziś.

Kazimierz Deyna, legenda polskiego futbolu Kazimierz Deyna, legenda polskiego futbolu

Bez cienia wątpliwości - jeżeli chodzi o ligę wybrał najgorzej jak mógł. Atletyczny styl gry w Anglii nie pozwalał mu w pełni rozwinąć skrzydeł. Do tego doszły problemy z aklimatyzacją i nieznajomość języka. Często był sadzany na ławce i jako piłkarz przyzwyczajony do centralnej roli na boisku nie mógł się z tym pogodzić.

Karierę w barwach "Citizens" zamknął 13 golami w 41 meczach. Mimo tego został zapamiętany na Wyspach. Magazyn FourFourTwo umieścił go wśród 50 najlepszych najlepszych zagranicznych piłkarzy w historii ligi angielskiej, Sunday Times wśród 50 najlepszych graczy w historii Manchesteru City.

22 piłki w bagażniku

W 1981 roku wyjechał do San Diego. Między grą w Anglii i USA wystąpił jeszcze w filmie "Ucieczka do zwycięstwa" u boku Sylwestra Stallone, Michaela Caine'a i Pele. Słynny Brazylijczyk również był zresztą fanem talentu Deyny i namawiał go, by jego śladem przeszedł grać do USA.

REKLAMA

W barwach san Diego Sockers "Kaka" został dwukrotnie mistrzem Stanów Zjednoczonych na dużych boiskach i trzykrotnie w hali. Coraz częściej zajmował się też szkoleniem młodzieży. Marzył o własnej szkółce piłkarskiej po powrocie do Polski.

Swoich planów nie zdążył zrealizować. 1 września 1989 roku, krótko po 1:00 w nocy prowadzone przez niego auto uderzyło w zaparkowaną ciężarówkę. Jadący zbyt szybko Deyna poniósł śmierć na miejscu. W bagażniku samochodu znaleziono 22 piłki, którymi przeprowadził ostatni trening.

W Legii Warszawa i San Deigo Sockers nikt już nie zagra z numerem "10", który został zastrzeżony.


Czytaj także:

MK


 

 

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej