Tragedia na Hillsborough. Zdarzenia sprzed 30 lat wstrząsnęły futbolem. "Zadeptano 96 osób. Wciąż mnie to prześladuje"

2019-04-15, 14:00

Tragedia na Hillsborough. Zdarzenia sprzed 30 lat wstrząsnęły futbolem. "Zadeptano 96 osób. Wciąż mnie to prześladuje"

15 kwietnia 1989 roku na stadionie Hillsborough w Sheffield doszło do największej stadionowej katastrofy, w której zginęło 96 osób. To był dzień, który zmienił wszystko. Liverpool po latach oddaje hołd ofiarom.

W trakcie półfinałowego meczu Pucharu Anglii między Liverpoolem FC a Nottingham Forest napierający tłum zadeptał i zadusił 96 osób. 766 kibiców zostało rannych. Wszyscy byli fanami Liverpoolu. Najmłodszą był zaledwie 10-letni Jon-Paul Gilhooley, kuzyn wieloletniego kapitana "The Reds" Stevena Gerrarda.

Była to największa stadionowa katastrofa, jaka kiedykolwiek wydarzyła się w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.

Przyczyną katastrofy była fatalna organizacja meczu i złe zachowanie policji, która nie potrafiła zapanować nad wydarzeniami. Stadion Hillsborough od 10 lat nie miał ważnego certyfikatu bezpieczeństwa, a do katastrofy przyczyniła się także decyzja o umieszczeniu kibiców Liverpoolu na mniejszej trybunie, Leppings Lane. Większą, Spion Kop, zajęli kibice Nottingham Forest, mimo że spodziewano się, iż grupa fanów Liverpoolu będzie liczniejsza. Dodatkowo władze The Football Association nie zgodziły się na udostępnienie kibicom Liverpoolu całej trybuny, o co wnioskowały władze klubu.

W związku z utrudnieniami drogowymi wielu kibiców pojawiło się przed kasami, gdy mecz już się rozpoczynał. Jako że otwarte zostały tylko dwie bramy prowadzące na trybunę Leppings Lane, tłum po rozpoczęciu spotkania zaczął napierać na bramy. Ostatecznie, gdy otwarto trzecią bramę, wielu kibiców znalazło się w sektorach 3 i 4, co doprowadziło do ich przepełnienia. Pod wpływem napierającej masy ludzi runęła jedna z barier odgradzających trybunę od boiska. Większość ofiar została zaduszona lub zadeptana. Mecz został zatrzymany po sześciu minutach pierwszej połowy.

W 1989 roku na stadionie Hillsborough w Sheffield kibice wpadli w pułapkę W 1989 roku na stadionie Hillsborough w Sheffield kibice wpadli w pułapkę

Wszystko rozpoczęło się kilka minut po pierwszym gwizdku arbitra. - Kazali nam zejść z boiska. Do szatni wbiegł jeden z naszych kibiców. Znaliśmy go. Był roztrzęsiony i zapłakany. Mówił, że przy nim zginęło 10 osób. Zadeptano ich - mówił w wywiadzie dla BBC były bramkarz "The Reds" Bruce Grobbelaar. - Wciąż mnie to prześladuje. Wszystko wydarzyło się tuż za moją bramką - wspominał.

Od razu stało się jasne, że mecz nie zostanie wznowiony. Piłkarze opuścili stadion i wracali z Sheffield do Liverpoolu.

- W autokarze nikt nie odezwał się ani słowem. Włączyliśmy radio. Co kilkanaście minut bilans ofiar się zmieniał. Kiedy doszedł do 30, wyłączyliśmy odbiornik. Nie mogliśmy tego słuchać... - opowiadał Grobbelaar.

Liverpool Football Club nigdy później nie rozegrał żadnego meczu 15 kwietnia. Efektem tragedii na Hillsborough oraz Heysel był Raport Taylora, ministra sprawiedliwości Zjednoczonego Królestwa. W raporcie przedstawiono pomysły rozwiązań koniecznych do poprawy bezpieczeństwa na angielskich stadionach. Dokument ten nakazywał wprowadzenie numerowanych krzesełek na każdym sektorze, zakaz udostępniania miejsc stojących i wiele innych.

Nie od razu wskazano właściwych winnych 

W 1991 roku sąd uznał tragedię za "przypadkową śmierć", a winą obarczył – podobnie jak brytyjska prasa – niewłaściwie zachowujących się fanów. Społeczność kibicowska uznała to za próbę przykrycia zaniedbań i uniknięcia odpowiedzialności. Kibice Liverpoolu zorganizowali wówczas kampanię "Sprawiedliwość dla 96", która domagała się ponownego procesu.

W kwietniu 2014 roku rozpoczął się drugi proces. Ponaddwuletnie dochodzenie sądowe było najdłuższym w historii brytyjskiego sądownictwa.

Sąd w Warrington jednogłośnie stwierdził, że kibice nie są odpowiedzialni za wydarzenia. Wskazano przy tym na "poważne" zaniedbania po stronie policji, służb ratunkowych, projektantów stadionu i zarządzających obiektem władz Sheffield Wednesday.

Ławnicy uznali sytuację za nieumyślne zabójstwo 96 kibiców.

To otworzyło drogę do wszczęcia spraw przeciwko osobom odpowiedzialnym za katastrofę, m.in. koordynatorowi działań policji na stadionie w dniu katastrofy, dziś emerytowanemu policjantowi Davidowi Duckenfieldowi.

Po odczytaniu decyzji sądu rodziny ofiar odśpiewały przed budynkiem sądu hymn Liverpoolu, "You Will Never Walk Alone" ("Nigdy nie będziesz szedł sam"). Skandowano "Sprawiedliwość dla 96".

Margaret Aspinall, szefowa stowarzyszenia rodzin ofiar, stwierdziła, że po wyroku orzekającym winę policji "wreszcie odbierze akt zgonu swojego syna podający prawdziwą przyczynę śmierci".

Wkrótce po ogłoszeniu wyroku brytyjski premier David Cameron napisał na Twitterze, że chciałby "uhonorować niezwykłą odwagę rodzin domagających się prawdy". Wskazał, że wyrok jest oznaką "sprawiedliwości, na którą czekaliśmy zbyt długo".

30 lat po tych tragicznych wydarzeniach walka o sprawiedliwość wciąż jednak trwa, bo proces Davida Duckenfielda nie został zakończony.

Tragedia na Hillsborough doprowadziła do wypracowania nowych standardów dla działań w zakresie bezpieczeństwa na obiektach piłkarskich nie tylko w Wielkiej Brytanii.

Liverpool uczcił pamięć ofiar

W niedzielę 14 kwietnia 2019 roku, podczas ligowego spotkania Premier League pomiędzy Liverpoolem a Chelsea na stadionie Anfield, pamięć 96 ofiar uczczono minutą ciszy. 

Hołd oddaje ofiarom także cały Liverpool. Na St George's Hall zawieszono 96 banerów ze zdjęciami fanów, którzy zginęli podczas meczu między Liverpoolem a Nottingham Forest 30 lat temu. 

15 kwietnia 2019 roku, o godz. 15.06 (o tej godzinie 15 kwietnia 1989 roku sędzia spotkania wstrzymał grę), cały Liverpool uczci minutą ciszy ofiary. Burmistrz Liverpoolu powiedział, że miasto „zatrzyma się, by się solidaryzować".

- Nigdy nie zapomnieliśmy o ofiarach, pomimo że w Liverpoolu kibicuje się różnym drużynom. Przez 30 lat byliśmy zjednoczeni we wspieraniu rodzin ofiar i ocalałych z tragedii i nadal będziemy to robić - powiedział Joe Anderson. 

Aneta Hołówek, PolskieRadio24.pl 

Polecane

Wróć do strony głównej