Podręcznik szkolny odchodzi do lamusa
Premier Donald Tusk zaproponował jeden podręcznik dla wszystkich pierwszoklasistów. Pomysł wywołał burzliwą dyskusję w kręgach wydawców, pedagogów rodziców dzieci, które niebawem pójdą do szkoły.
2014-01-17, 15:01
Posłuchaj
Jeden podręcznik dla najmłodszych dzieci wydaje się być dobrym pomysłem. Pojawia się jednak pytanie czy państwo może mieć monopol na wybór jednego wydawnictwa.
- Z doświadczenia wiemy, że nie ma darmowych obiadów. Ktoś za tę zmianę będzie musiał zapłacić. Wszystkie materiały metodyczne dla małego dziecka muszą być przygotowane w odpowiedni sposób, poprzedzone merytorycznym namysłem. Niestety wszystko chcemy zrobić bardzo szybko i nie myślimy o tym, co będzie najlepsze dla dziecka - powiedziała prof. Renata Nowakowska-Siuta, Centrum Kształcenia Nauczycieli Języków Obcych i Edukacji Europejskiej Uniwersytetu Warszawskiego
- W Europie funkcjonują dwa wzory podręczników. Jedną z tych dwóch ścieżek podążamy. Podobny projekt przedstawił premier Węgier Wiktor Orban, który znacjonalizować rynek podręczników i pozostawił tylko rządowe. Drugi europejski kierunek dominuje w większości państw. Produkcja podręczników jest pozostawiana wydawcom, a państwo partycypuje w kosztach - powiedział Piotr Marciszuk Przewodniczący Sekcji Wydawców Edukacyjnych Polskiej Izby Książki.
Uczniowie klas 1-3 szkoły podstawowej mogą korzystać z programu „wyprawka szkolna”. Rodzice dzieci najbardziej potrzebujących otrzymują zwrot kosztów na podręczniki. Może era podręcznika to już przeszłość?
- W najmłodszych klasach szkoły podstawowej być może w ogóle nie są potrzebne podręczniki dla ucznia. Może wystarczyłby metodyczny pakiet multimedialny, który umożliwiałby różnicowanie treści. Nauczyciel decydowałby o tym jak chce pracować z swoimi podopiecznymi. Ujednolicenie i podarowanie jednego podręcznika dla wszystkich jest wątpliwe i zaburza autonomię nauczyciela – uwzględniła Renata Nowakowska-Siuta.
PR24/Paulina Olak