Tajlandia: starcia z demonstrantami i masowe aresztowania. Zginął policjant
Funkcjonariusz zginął podczas usuwania demonstrantów z gmachu rządu.
2014-02-18, 07:45
Według mediów policja użyła gazu łzawiącego i gumowych kul. Podczas starć z protestującymi poniósł śmierć funkcjonariusz postrzelony w głowę, a 14 innych zostało rannych. Z relacji świadków, na których powołuje się agencja Reutera, wynika, że w Bangkoku słychać było strzały, a broń palną posiadali zawórno uczestnicy starć, jak i przedstawiciele władz.
W relacji tajlandzkiej telewizji widać chmury gazu łzawiącego i policjantów walczących z manifestantami w pobliżu siedziby rządu. Nie jest jasne - jak pisze Reuters - kto użył gazu łzawiącego i broni palnej. Władze obwiniają o to demonstrantów.
- Mogę zagwarantować, że siły bezpieczeństwa nie użyły gazu łzawiącego, ponieważ nie wzięły go na akcję - powiedział szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego Paradorn Pattanatabut. - To protestujący atakowali gazem łzawiącym. Policja jest tylko uzbrojona w pałki i tarcze. Nie używa też gumowych kul - podkreślił.
Dochodzą sprzeczne informacje co do liczby funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa, którzy brali udział we wtorkowej operacji. Reuters pisze o 15 tysiącach, a według agencji Kyodo do operacji usuwania demonstrantów z pięciu okupowanych przez nich miejsc w Bangkoku oddelegowano 25 tys. policjantów.
Pattanatabut powiedział, że ok. 100 demonstrantów zatrzymano w kompleksie ministerstwa energetyki pod zarzutem naruszenia obowiązującego w Bangkoku stanu wyjątkowego. Jak dodał, nie było oporu ze strony manifestantów.
Protestujący od ponad trzech miesięcy domagają się ustąpienia rządu premier Yingluck Shinawatry.
Demonstranci byli policyjnymi ciężarówkami wywożeni na przesłuchanie - relacjonował jeden z przywódców protestu, Rawee Matchamadon.
Agencje zauważają, że po raz pierwszy od rozpoczęcia najnowszej serii protestów jesienią ubiegłego roku władze przystąpiły do tak masowych aresztowań demonstrantów, którzy okupują wiele budynków administracji oraz ministerstw.
W piątek kilkuset funkcjonariuszy sił prewencji rozbiło miasteczko namiotowe wokół siedziby rządu, której Yingluck Shinawatra nie używa od prawie dwóch miesięcy. W czasie tej operacji nie doszło ani do poważniejszych starć, ani aresztowań. Wkrótce potem demonstranci zaczęli na nowo wznosić barykady z opon i worków wypełnionych piaskiem.
W poniedziałek rano tysiące przeciwników władz otoczyły siedzibę rządu. Liderzy protestujących mówili, że nie pozwolą ministrom wznowić prac.
Tajlandzka premier jest postrzegana jako reprezentantka interesów przebywającego poza krajem brata Thaksina Shinawatry, który za jej pośrednictwem wywiera wpływ na politykę rządu. Został on zaocznie skazany w 2008 r. na więzienie za korupcję.
Chcąc wyjść z kryzysu politycznego, władze ogłosiły rozpisanie przedterminowych wyborów. Opozycja chciała odłożenia głosowania do czasu przeprowadzenia reform politycznych w kraju. Antyrządowi demonstranci domagają się powołania "rady ludowej", której zadaniem byłoby wprowadzenie reform niezbędnych do ukrócenia korupcji w polityce.
Przedterminowe wybory, które odbyły się 2 lutego, nie pozwoliły wyjść z impasu politycznego.
REKLAMA
PAP, IAR, bk
REKLAMA