Antyrządowe demonstracje w Tajlandii. Nie uda się przeprowadzić wybory?
Przeciwnicy rządu wdarli się na teren szkoły lotniczej w stolicy Tajlandii, Bangkoku, gdzie tymczasowy premier miał się spotkać z komisją wyborczą, by ustalić nową datę wyborów parlamentarnych. Spotkanie trzeba było odwołać.
2014-05-15, 10:08
Posłuchaj
Kilkuset demonstrantów zaczęło gromadzić się pod szkołą lotniczą w północnej części Bangkoku, gdy dowiedziano się, że szef tymczasowego rządu Niwattumrong Boonsongpaisan ma się tam spotkać z przedstawicielami komisji wyborczej. Spotkanie to już raz przełożono z obawy o bezpieczeństwo uczestników.
Krótko po tym incydencie tajlandzka komisja wyborcza zaapelowała o przeniesienie wyborów parlamentarnych, wstępnie zaplanowanych na 20 lipca, jako powód podając nieustające niepokoje w kraju. - Przeprowadzenie ich nie jest już możliwe. Powinny zostać przeniesione - powiedział przewodniczący komisji Puchong Nutrawong.
Atak na demonstrantów
W czwartek nad ranem mężczyźni uzbrojeni w broń palną i granaty zaatakowali obóz antyrządowych demonstrantów w centrum Bangkoku. Dwie osoby zginęły na miejscu, a trzecia w szpitalu z powodu odniesionych obrażeń; ponad 20 zostało rannych. Był to najpoważniejszy od trzech miesięcy incydent w trwających od listopada protestach. Dotychczas w konflikcie zginęło 28 osób, a kilkaset zostało rannych.
Usunięcie premiera
Kryzys w Tajlandii pogłębił się w ubiegłym tygodniu, gdy Trybunał Konstytucyjny usunął ze stanowiska oskarżaną o nepotyzm premier Yingluck Shinawatrę oraz dziewięciu jej ministrów.
CNN Newsource/x-news
Nie zadowoliło to demonstrantów, którzy wskazują, że zastąpił ją inny polityk z rządzącej Partii dla Tajów (PdT), Niwattumrong Boonsongpaisan, i domagają się dymisji reszty rządu. Żądają interwencji Senatu i sądów w celu wyznaczenia "neutralnego premiera", jednak rząd się na to nie zgadza twierdząc, że zagrażałoby to demokracji w kraju i było równoznaczne z "sądowym zamachem stanu".
pp/PAP/IAR
REKLAMA