Aleksander Doba wrócił do domu. Przepłynął Atlantyk kajakiem

Aleksander Doba, który jako pierwszy na świecie przepłynął kajakiem Atlantyk z Europy do Ameryki, powrócił w poniedziałek po ośmiu miesiącach do domu w Policach. W jego ocenie "rzeka jest większą frajdą od oceanu".

2014-05-26, 20:07

Aleksander Doba wrócił do domu. Przepłynął Atlantyk kajakiem
Aleksander Doba po powrocie do rodzinnych Polic. Foto: PAP/Marcin Bielecki

67-letni Doba, emerytowany inżynier mechanik z Polic koło Szczecina, kajakarz z pasji, opuścił swe mieszkanie 30 września 2013 roku. Powrócił do niego 26 maja, chociaż do kraju przyleciał już w czwartek.

Nie czuł zagrożenia

Pięć dni, które spędził w Warszawie, poświęcił mediom, od porannych audycji do prawie nocnych spotkań. Wszyscy chcieli się dowiedzieć, jak żył na kajaku, który przez 167 dni był jego domem, jak zmagał się z żywiołem, co jadł i pił, czy ma już jakieś plany itp. Nie miał też spokojnej podróży do Szczecina. W pociągu także udzielał wywiadów.
Jak podkreślił, miał bardzo bezpieczny kajak i trzy wiosła długości 2,70 każde, ale gdy dopadał go sztorm, to pragnął, aby jak najszybciej się skończył.
- Nie czułem zagrożenia, jednak w nocy nie udawały się nawet próby drzemki. Natomiast przy pogodnym niebie widziałem spadające meteory niczym gwiazdy. To najlepszy czas na to, by pomyśleć życzenie. A że miałem ich sporo, więc często spoglądałem w sklepienie. A tak w ogóle, to warto marzyć, potem starać się je realizować i mieć wielką frajdę, satysfakcję z osiągnięcia celu - zaznaczył.
Doba przyznał, że nie odczuwał samotności. Miał dwa telefony satelitarne i często rozmawiał. Jedyna przerwa trwała... 47 dni, gdy nie mógł nawiązać łączności.

Latające ryby to przysmak

Z jedzeniem i piciem nie miał problemów. Zaopatrzony był w produkty liofilizowane i odsalarkę. Najsmaczniejsze były jednak latające ryby.

- Osiągają prędkość ponad 70 km, uderzały w kajak i... jadłem je na surowo. Palce lizać! - ocenił.
Nie ma też powodów, by narzekać na zdrowie.

- W młodości, jak jechałem do Turcji, zaszczepiłem się na cholerę. Od tego czasu żadna cholera mnie nie bierze. A na Atlantyku dwukrotnie zmagałem się z zapaleniem spojówek i solą na rękach - wspomniał Doba.
Następne wyzwanie?

- Różne chodzą mi po głowie, ale w formie luźnej. Na razie chcę odpocząć od wody. A potem pomyślę. Pewnie też o wodzie. Czy o przepłynięciu Atlantyku w drugą stronę - z USA do Europy? Nie wiem. Moim zdaniem rzeka jest większą frajdą od oceanu. Ale nie mówmy o tym, bo... żona usłyszy - zaznaczył.

REKLAMA

Żona - największe wsparcie

Gabriela Doba, kierowniczka Ośrodka Pomocy Społecznej w Policach przyznała, że od początku była przeciwna pomysłowi, by mąż samotnie płynął kajakiem przez Ocean Atlantycki z Lizbony do brzegów Florydy.
- Robiłam wszystko, aby odwieść go od tego projektu. Ale on był bardzo zdeterminowany. Kiedy uświadomiłam sobie, że to jego marzenie, pasja, nie miałam innego wyjścia, jak wspierać go w przygotowaniach, a potem na oceanie - powiedziała.
Aleksander Doba potwierdził, że początkowo żona była "przeciwnikiem", a potem...

- Najbardziej mnie wspierała. A ja jej obiecałem, że wrócę cały i zdrowy. I słowa dotrzymałem, a dobry anioł czuwał nade mną - podkreślił.
Na powitanie męża żona przygotowywała się od czwartku, kiedy to przyleciał do Warszawy.

- Nie pojechałam na lotnisko, aby mu nie przeszkadzać. Wiedziałam, że musi przejść przez media. Powitałam go dzisiaj w Szczecinie na dworcu, a wieczorem - już w domu, po ośmiu miesiącach. Na uroczystą kolację przyszedł także mieszkający w Policach syn Bartłomiej, z żoną Katarzyną i jej dwoma córeczkami. Drugi syn - Czesław, jest w Anglii - dodała.

Doba zachęca, żeby oderwać się od fotela

Aleksander Doba wystartował z Lizbony 5 października 2013 roku. Z konieczności 24 lutego musiał zawitać na Bermudy, by naprawić zerwanie steru po sztormie. Wiosłowanie kontynuował od 25 marca. Do Florydy dotarł 19 kwietnia. W sumie na wodzie spędził 167 dni (dokładnie 166 dób, 23 godziny, 38 minut). Pokonał 6710 mil morskich (12 578 km).
Z Atlantykiem zmierzył się po raz drugi. W 2011 roku jako pierwszy człowiek samotnie przepłynął ocean kajakiem. Wówczas w najwęższym miejscu, z Afryki do Brazylii. Tym razem w najszerszym.
- Mam nadzieję, że wielu moich rówieśników dzięki mnie oderwie się od fotela i telewizora i gdzieś ruszy - zamarzył Doba, który przygodę z kajakiem zaczął dopiero w wieku 40 lat. Opłynął m.in. Bałtyk i Bajkał.

ps

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej