Bronisław Komorowski o aferze taśmowej: to nie prezydent zmienia rządy w Polsce

- Należy minimalizować straty, które ponosi państwo polskie w wyniku podsłuchiwania polityków - oświadczył prezydent. Jak mówił, w sytuacji kryzysowej, w jakiej znalazło się państwo polskie, należy z pełną konsekwencją postępować zgodnie z Konstytucją.

2014-06-23, 22:06

Bronisław Komorowski o aferze taśmowej: to nie prezydent zmienia rządy w Polsce
Prezydent Bronisław Komorowski . Foto: PAP/Jacek Turczyk

Posłuchaj

Prezydent w sprawie "afery taśmowej". Relacja Sylwii Białek (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Bronisław Komorowski mówił, że ustawa zasadnicza nie przewiduje możliwości powołania rządu przez prezydenta. Utworzenie nowego gabinetu zależy wyłącznie od sejmowej większości. Podobnie sytuacja wygląda z ewentualnymi przedterminowymi wyborami.

Komorowski podkreślił jednocześnie, że z konstytucji wynika m.in., że prezydent powinien działać "szczególnie w sytuacjach kryzysowych jako czynnik stabilizujący państwo, a nie je jeszcze bardziej destabilizujący". - Prezydent nie inicjuje zmiany rządu, prezydent uczestniczy w procesie powoływania ewentualnie nowego rządu, jeśli taka jest wola parlamentu - oświadczył.

W jego ocenie, dziś najważniejsze jest dążenie do ustabilizowania sytuacji. Bo jak tłumaczył, mamy do czynienia z zagrożeniem "realną destabilizacją państwa". Przyznał, że jest głęboko poruszony ujawnionymi nagraniami. Dodał jednocześnie, że stara się je oceniać przede wszystkim z punktu widzenia prawa.
- Nie mamy dzisiaj wystarczającej wiedzy o tym, kto i jakim celu dokonywał i upowszechniał nielegalne nagrania. Możemy się jedynie domyślać złych intencji i złych celów, które temu zjawisku towarzyszyły od samego początku po dzień dzisiejszy. Widzimy już dzisiaj, że efektem tych działań jest zagrożenie realną destabilizacją państwa - powiedział Komorowski.
Przyznał, że z przykrością czyta zapisy z nielegalnych podsłuchów. - Jestem nimi głęboko poruszony, ale staram się oceniać te zapisy przede wszystkim z punktu widzenia prawa, a nie tylko estetyki politycznej. Z punktu widzenia tego czy świadczą one o łamaniu przez funkcjonariuszy państwa polskiego prawa, a nie tylko dobrych obyczajów - choć i dobre obyczaje są ważne, a nawet bardzo ważne - zaznaczył prezydent.

Według Komorowskiego, sytuację może dziś ustabilizować między innymi wyjaśnienie kto i dlaczego nagrywał polityków. Jak mówił wnioski z tej sytuacji powinni wyciągać politycy, których rozmowy zostały podsłuchane i opublikowane przez tygodnik "Wprost".

REKLAMA

- Podjąłem działania zmierzające do wyjaśnienia, czy istnieje wola dalszego trwania tego rządu - mówił. Jak poinformował rozmawiał już w tej sprawie z premierem i liderem PO Donaldem Tuskiem. W planach jest także spotkanie z prezesem PSL i wicepremierem Januszem Piechocińskim.

Wcześniej premier Donald Tusk mówił, że nie będzie wyciągał konsekwencji wobec nagranych nielegalnie ministrów. - Osoby, które w sposób przestępczy organizują podsłuchy, nie będą dyktowały rządowi postępowania - oświadczył.
- Wiem, jak łatwo można zelektryzować opinię publiczną nagraniami z rozmów prywatnych, poufnych, o kameralnym charakterze, natomiast dzisiaj kluczowe - i tym będę się zajmował jako premier polskiego rządu - jest zidentyfikowanie zagrożeń, jakie wynikają z tego faktu, a także zidentyfikowanie grupy, która, dziś w jakimś sensie zakonspirowana, działa na rzecz destabilizacji państwa polskiego - tłumaczył szef rządu.

Rząd na podsłuchu. Serwis specjalny portalu Polskiego Radia>>>

- Stany Zjednoczone są dla nas niesłychanie ważnym sojusznikiem; oficjalna linia państwa polskiego w stosunku do Stanów Zjednoczonych nie zmieniła się i nie zmieni - podkreślił prezydent Bronisław Komorowski na poniedziałkowej konferencji prasowej.
Pytany o słowa ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego m.in., że "polsko-amerykański sojusz jest nic niewarty. Jest wręcz szkodliwy", powiedział: - nie mam zwyczaju komentowania rozmów prywatnych ministrów, szczególnie rozmów nagranych w sposób nielegalny i nie zamierzam od tego odstępować. W związku z tym powiem w ten sposób: nie mają większego znaczenia w relacjach międzypaństwowych wypowiedzi prywatne czy nieoficjalne. Decydujące znaczenie zawsze ma oficjalna linia państwa polskiego i ta linia państwa polskiego w kwestiach relacji ze Stanami Zjednoczonymi nic się nie zmienia" - powiedział prezydent i podkreślił: "Nie zmieniła się, nie zmienia i w moim przekonaniu nie zmieni się.
Jak mówił, linia ta oparta jest na przekonaniu, że "Stany Zjednoczone są dla nas niesłychanie ważnym sojusznikiem, niesłychanie ważnym partnerem we wszystkich obszarach, ze szczególnym uwzględnieniem obszaru bezpieczeństwa i współpracy na gruncie Sojuszu Północnoatlantyckiego". Zaznaczył, że jego zdaniem obowiązuje w dalszym ciągu zasada, że Polska stara się te relacje umacniać, a nie osłabiać.
- Obowiązuje zasada, że dążymy równolegle do umacniania naszej pozycji i roli w ramach integrującej się Europy i w ramach zacieśniania sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. I w ten sposób, że staramy się, by następowało zbliżenie i zacieśnienie współpracy pomiędzy Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi. To leży w naszym żywotnym interesie. Dlatego też jesteśmy zwolennikami zacieśniania tej współpracy poprzez budowanie specjalnej, wspólnej strefy ekonomicznej  - dodał.
Jak zaznaczył, jest pewien, że również sojusznik amerykański, tak sprawę widzi, że liczy się oficjalna linia państwa polskiego, i że wie, że ta linia nie jest poddawana żadnym zmianom.
Poinformował, że w odpowiednim trybie ambasador Stanów Zjednoczonych zostanie poinformowany, że jeśli chodzi o oficjalną linię państwa polskiego - nic się nie zmienia.

REKLAMA

PAP/asop

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej