Lidia Geringer de Oedenberg wyjaśnia, dlaczego odeszła z SLD
Miała zostać wiceszefową Europarlamentu lub kwestorem. - Negocjacje w tej sprawie przebiegały pomyślnie, do momentu, gdy bez konsultacji z innymi, pan Bogusław Liberadzki wymienił moje nazwisko na swoje - relacjonuje Geringer de Oedenberg.
2014-06-30, 20:59
Europosłanka oświadczyła, że nie posłucha apeli wysuwanych przez dawnych kolegów partyjnych. - Nie będę rezygnować z mandatu. Jestem lojalna wobec 54 tysięcy osób, które na mnie głosowały. Poparcie dla SLD w moim regionie było zdecydowanie większe niż średnia dla tej partii w kraju. To poparcie zostało wypracowane przeze mnie - tłumaczyła.
O opuszczeniu Sojuszu Lewicy Demokratycznej europosłanka poinformowała w miniony weekend na swoim blogu. W poniedziałek w Strasburgu wyjaśniała w rozmowie z dziennikarzami powody swojej decyzji.
Według niej delegacja polska we frakcji socjalistów uzgodniła, że wystawi jej kandydaturę na wiceprzewodniczącą PE albo kwestora. W ostatniej chwili Bogusław Liberadzki wykreślił jej nazwisko i wpisał swoje. Jak dodała do tego typu sytuacji doszło już po raz trzeci. - Postanowiłam nie działać już w takiej partii, gdzie brak szacunku dla słowa, lojalność i waga podejmowanych decyzji jest ignorowana - powiedziała. Według niej zarząd SLD wiedział o tej sytuacji i został poproszony o rozwiązanie konfliktu. - Pomoc jednak nie nadeszła - dodała.
Poinformowała, że otrzymała propozycję pozostania we frakcji Socjalistów i Demokratów jako posłanka bezpartyjna oraz objęcia funkcji pierwszej wiceprzewodniczącej komisji prawnej PE. Także frakcja liberałów zaproponowała jej członkostwo oraz kandydowanie na funkcję kwestora. Europosłanka postanowiła jednak pozostać u socjalistów.
Liberadzki zaprzeczył zarzutom. - Deklarowała ona, że chce kandydować na wiceprzewodniczącą PE i to postawiła sobie za jedyny cel, jaki chce osiągnąć. Żadnych innych deklaracji nie składała i nie było też innych obietnic - powiedział polityk Sojuszu. Tłumaczył, że w gronie wiceprzewodniczących PE dla reprezentanta SLD nie starczyło miejsca. - Za małą jesteśmy delegacją - dodał.
Z ramienia frakcji socjalistów stanowiska wiceprzewodniczących objąć mają przedstawiciele liczniejszych grup z Włoch, Francji i Rumunii.
Liberadzki zapewnił, że realizuje on decyzje delegacji SLD i UP w Europarlamencie. - To nie jest żadna moja indywidualna decyzja - powiedział.
Komentując decyzję europosłanki, podjętą tuż przed pierwszą sesją nowego PE, niektórzy politycy SLD ocenili w niedzielę, że powinna ona zrzec się mandatu. - Szczytem politycznej hipokryzji jest zabiegać o miejsce na liście wyborczej, prosić o wsparcie formacji, wygrać wybory z tą formacją i przed pierwszym posiedzeniem europarlamentu odchodzić, zwalać winę na formację, mówiąc, że to jest jakiś problem - komentował sekretarz generalny Sojuszu Krzysztof Gawkowski. Jego zdaniem, gdyby Geringer de Oedenberg "chciała zachować się fair w stosunku do wyborców to powinna zrzec się tego mandatu".
Rzecznik SLD Dariusz Joński jest zdania, że politycy, którzy startowali w wyborach pod konkretnym szyldem, a następnie kilka tygodni później nagle rezygnują z zasiadania w tej partii, powinni rezygnować z mandatów. - Nie zostali wybrani z imienia i nazwiska jako osoby niezależne, ale z konkretnych partii politycznych - zaznaczył.
W maju tego roku Lidia Geringer de Oedenberg uzyskała mandat europosłanki, startowała z list koalicji SLD - UP. Wcześniej z list Sojuszu dostała się do PE w wyborach w 2004 roku oraz w 2009 roku. W szeregi SLD wstąpiła w 2006 roku.
PAP/asop
REKLAMA