Mieczysław Orłowicz – naczelny miłośnik Bieszczad
Dziś na cześć jego pamięci nazwany jest jeden z ważniejszych szlaków w Bieszczadach – Przełęcz Orłowicza. 64 lata temu zmarł wielki pasjonat tych gór – Mieczysław Orłowicz.
2023-10-04, 05:33
Urodził się 17 grudnia 1881 w Komarnie na Ukrainie, ale jego rodzina często zmieniała miejsce zamieszkania. Już w młodości zainteresował się studiowaniem map i przewodników turystycznych. Na ich podstawie planował pierwsze wycieczki górskie.
Posłuchaj
Na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie ukończył prawo i historię sztuki. W 1906 roku założył Akademicki Klub Turystyczny we Lwowie. Propagował głównie turystykę po terenach wschodnich II RP, jego wielką pasją były Bieszczady.
Mieczysław Orłowicz napisał wiele przewodników miast, regionów, krajów i pasm górskich w całej Europie. Mówiono o nim, że był chodzącą encyklopedią turystki. Podobno w ciągu całego życia pokonał w czasie pieszych wędrówek 140 tysięcy kilometrów.
REKLAMA
W 1954 roku w swoim przewodniku pisał: "Bieszczady Zachodnie jako góry nie są trudne do zdobycia, a wspinaczka nie jest szczególnie ciężka, ani niebezpieczna. Trudności są innego rodzaju, mianowicie – aprowizacyjno-noclegowego i dlatego turyści udający się na te tereny powinni odznaczać się ogromną wytrzymałości. Powinni być przygotowani do znoszenia wszelkiego rodzaju niewygód. Muszą być przyzwyczajeni do noszenia w plecaku większych zapasów żywności, bo przez szereg dni, nieraz będą musieli się zadowolić tylko tym, co zawiera ich plecak. Nieraz też spędzą noc w warunkach prymitywnych i z tych właśnie względów wycieczki w Bieszczady należą do najtrudniejszych w naszych górach".
Wielka pasja Orłowicza zawarta w jego przewodnikach została przekazana w ten sposób kolejnym pokoleniom Bieszczadników. Z jego książek korzystał Stanisław Kryciński, który dziś sam swoje bieszczadzkie doświadczenia przelewa na papier.
– Kiedy byłem pierwszy raz w Bieszczadach w 1974 roku, to praktycznie wyglądało to tak, jak pisał Orłowicz – mówił Stanisław Kryciński, autor przewodników po Bieszczadach. – Oczywiście w ciągu dwóch tygodni zdarzały się jakieś punkty po drodze, że dopadło się sklep, co jednak nie było równoznaczne z tym, że się w nim coś kupi. Sklepy nie były otwarte codziennie i praktycznie przywożono tam tylko tyle jedzenia, żeby wystarczyło dla mieszkańców.
Posłuchaj wspomnień Stanisława Krycińskiego o dawnych Bieszczadach.
mb
REKLAMA
REKLAMA