20 lat temu 50 proc. zawałów kończyło się zgonem, dziś 8-10 proc.

Dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie gen. Grzegorz Gielerak wyjaśnił, że jest to efekt m.in. postępu w kardiologii.

2015-02-21, 21:29

20 lat temu 50 proc. zawałów kończyło się zgonem, dziś 8-10 proc.
. Foto: Glowimages/Eastnews

Wskaźniki mogłyby być - zdaniem gen. Grzegorza Gieleraka - jeszcze lepsze, gdyby zwiększyć profilaktykę, szczególnie w zakresie badań przesiewowych oraz propagować edukację o właściwych zachowaniach prozdrowotnych i postępowaniu w sytuacji kryzysowej.

- To, jak szybko jesteśmy pacjentowi w stanie udzielić pomocy, zależy w największym stopniu od samego pacjenta - powiedział szef Wojskowego Instytutu Medycznego (WIM) w Warszawie. Często pacjent zbyt długo zwleka ze zwróceniem się o pomoc do służb medycznych. - Niestety niewielu pacjentów trafia do szpitala w czasie tzw. złotej godziny, czy nawet dwóch godzin od zaistnienia problemów - podkreślił.
Opóźnienie w uzyskaniu pomocy medycznej dopiero w dalszej kolejności wynika z czynników niezależnych od pacjenta, np. zdarzających się w zatłoczonych miastach trudności z szybkim przetransportowaniu karetką. Zdaniem dyrektora WIM, w dobrze działającym szpitalu czas od momentu hospitalizacji do wykonania zabiegu (zwany "drzwi-balon" od ang. door to balloon) nie przekracza dziś 30 minut.
- Jesteśmy tak zorganizowani w zakresie ratownictwa medycznego i procedur wypracowanych i obowiązujących w szpitalach, że jeżeli tylko pacjent wpadnie w ręce systemu, to damy sobie radę i zagwarantujemy, że zwężone, zamknięte naczynie wieńcowe zostanie otwarte - zapewnił Gielerak.
Najważniejsze to się badać
Jego zdaniem, konieczne jest edukowanie społeczeństwa o konieczności szybkiego podjęcia działań w przypadku dolegliwości związanych z sercem. Kluczowa zaś - jak podkreślił - jest profilaktyka, która pozwoli "wyłapać" zagrożonych pacjentów .

- W Polsce najczęściej rozpoznajemy chorobę niedokrwienia serca u naszych pacjentów - w zdecydowanej większość w sytuacji wystąpienia zawału. Tylko 4 proc. pacjentów ma rozpoznawaną chorobę na podstawie próby wysiłkowej, a na Zachodzie odsetek ten wynosi ponad 40 proc. - wskazał szef WIM.
Gielerak jest przekonany, że wciąż zbyt mało osób ma poczucie konieczności i celowości przeprowadzania badań okresowych. W jego opinii, tylko poprzez zmianę postaw pacjentów jesteśmy w stanie obiektywnie ograniczyć ryzyko wystąpienia zdarzeń sercowo-naczyniowych czy chorób nowotworowych, które są drugą, po chorobach układu krążenia, przyczyną zgonów w Polsce.
Kiedy dzwonić po pogotowie?
Jak wyjaśnił szef pracowni hemodynamiki WIM dr Wojciech Wąsek, zawał może mieć typowe objawy, jakim jest np. przerażający ból w klatce piersiowej, który uniemożliwia wykonywanie innych czynności. Kłopot interpretacyjny pojawia się, gdy ból nie jest tak dotkliwy i inaczej zlokalizowany, np. w przedramieniu.
- Jeśli boli nas coś za mostkiem, jest to ból niepokojący, rozrywający, promieniujący do ramienia lub szczęki, trwa dłużej niż pół godziny, nie znika, gdy zmienimy pozycję albo przyjmiemy leki, to na pewno warto zadzwonić po pogotowie - dodał.
Do zawału dochodzi, gdy tętnica wieńcowa odżywiająca fragment serca zostanie zamknięta przez zakrzep. Efektem tego jest niedotlenienie i obumieranie pewnego obszaru mięśnia sercowego. Najczęstszą przyczyną zawału są zmiany miażdżycowe w naczyniach.
PAP, kk

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej