Kongres zjednoczeniowy talibów. Chcą uniknąć podziałów (analiza)

Afgańscy talibowie, podzieleni sprawą sukcesji po ich zmarłym emirze mulle Omarze, od miesiąca radzą w pakistańskiej Kwecie, jak uniknąć ostatecznego rozłamu.

2015-09-06, 09:44

Kongres zjednoczeniowy talibów. Chcą uniknąć podziałów (analiza)
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: Martin H./wikipedia

Wieść o śmierci emira, ujawniona pod koniec lipca przez afgański rząd oraz komendantów talibów, zaniepokojonych przedłużającą się nieobecnością ich przywódcy i niezadowolonych z rządów jego zastępcy, stała się trzęsieniem ziemi, które śmiertelnie zagroziło afgańskiej partyzantce. Dolaniem oliwy do ognia okazał się dodatkowo sposób, w jaki wybrano nowego emira, i to, kto nim został.

Na stanowisko to wyniesiony został dotychczasowy zastępca emira mułła Achtar Mohammed Mansur, a jego elekcji dokonała niewielka grupa jego zwolenników z pospiesznie zwołanej Rady Kierowniczej. Oburzeni przeciwnicy mułły Mansura twierdzili, że nowego emira wybrać może wyłącznie Wielka Rada, składająca się z komendantów partyzanckich, przywódców politycznych, duchowych i plemiennych. Ich gniew był tym większy, że wyszło na jaw, iż choć mułła Omar nie żył od dwóch lat (zmarł 23 kwietnia 2013 r.), Mansur nie tylko ukrywał jego śmierć, ale wydawał w jego imieniu rozkazy i orędzia.

Powiązany Artykuł

WTC zamach 1200.jpg
Doradca Schroedera: po 11 września USA rozważały atak jądrowy na Afganistan

Bunt syna emira

Na czele buntu przeciwko emirowi samozwańcowi stanął Jagub, pierworodny syn mułły Omara, i młodszy brat zmarłego emira, Abdul Manan. Wsparli ich tak potężni przywódcy talibów jak starzy druhowie mułły Omara, jego były minister policji mułła Abdul Razzak i finansów Mutassim Agha Dżan, były wiceminister dyplomacji talibów mułła Dżalil i dawny osobisty sekretarz emira Sajjed Tajeb Agha, który w sierpniu demonstracyjnie ustąpił ze stanowiska oficjalnego ambasadora talibów w Katarze. Powołał go na nie mułła Omar i jeszcze za życia jego jedynego upoważnił do prowadzenia jakichkolwiek rokowań o pokoju w Afganistanie.

REKLAMA

Do buntowników przyłączył się też mułła Mansur Dadullah, brat jednego z najpotężniejszych i najkrwawszych komendantów talibów, mułły Dadullaha, zabitego przez Amerykanów w 2007 r. Pod koniec sierpnia w prowincji Zabul na południu Afganistanu doszło nawet do walki między partyzantami mułły Mansura i talibami wiernymi nowemu emirowi. Na początku września podobne bratobójcze walki między talibami wybuchły w Szindandzie w prowincji Herat na zachodzie kraju. W innych częściach Afganistanu partyzanccy komendanci, nie mając pojęcia, kto nimi dowodzi, nakazywali swoim oddziałom wstrzymać się od walk także przeciwko wojskom rządowym.

Podziały wśród talibów

Schizmy wśród talibów (afgański wywiad informował o co najmniej czterech, wrogich sobie frakcjach), groziły, że w przeddzień spodziewanego zwycięstwa w wojnie z ustanowionym przez Amerykanów rządem w Kabulu partyzanci zmarnują swoją szansę i pogrążą się w bratobójczych walkach. Oznaczałoby to także dramatyczny spadek znaczenia Pakistanu, który od lat próbuje zainstalować w Afganistanie przyjazne sobie rządy, a od ponad dwudziestu lat wspiera talibów (do 2001 r. jawnie, a potem dyskretnie i skrycie). Islamabad nie zamierzał do tego dopuścić i biernie przyglądać się kłótniom swoich afgańskich faworytów, dzięki którym zamierzał wpływać na obecny i przyszłe rządy w Kabulu.

W sierpniu pakistański wywiad wojskowy ISI, wyznaczony do kurateli nad talibami, przekonał samozwańczego nowego emira mułłę Mansura (uważanego nawet wśród talibów za ulubieńca Islamabadu), by zgodził się zwołać partyzancką Wielką Radę, która zatwierdziłaby jego intronizację, ale przede wszystkich przywróciła zgodę w obozie talibów.

Zapowiedzi zgody

Ku oburzeniu i protestom USA i Afganistanu oraz za wiedzą i zgodą pakistańskich władz, odżegnujących oficjalnie od jakichkolwiek znajomości z talibami, już w połowie sierpnia do Kwety, stolicy Beludżystanu i kwatery głównej talibów na uchodźstwie, ściągnęło z Afganistanu i Pakistanu ponad tysiąc partyzanckich komendantów i sprzyjających im plemiennych wodzów i mułłów. Przewodnictwo Wielkiej Radzie, nazwanej kongresem zjednoczeniowym, powierzono Ahmadowi Rabbaniemu, który zapowiadał, że przed nastaniem jesieni doprowadzi wśród talibów do zgody. Pochwalił też przeciwników mułły Mansura, brata i syna zmarłego emira, że poprzysięgli uznać wszelkie postanowienia Wielkiej Rady i podporządkować się im. Rabbani przyznał, że mułła Mansur takiej przysięgi nie złożył, ale zapewniał, że i bez niej Wielka Rada wyda swój wyrok i będzie on ostateczny.

REKLAMA

Powiązany Artykuł

Afganistan wciąż niebezpieczny. ONZ: rekordowa liczba ofiar wśród cywilów

Mimo optymistycznych zapowiedzi przewodniczącego partyzanckiej Wielkiej Rady po miesiącu obrad nie udało jej się rozstrzygnąć sporu o przywództwo nad talibami ani usankcjonować intronizacji nowego emira. Mułła Mansur zdaje się jednak być pewny swego. Na rozpoczęcie Wielkiej Rady jego zwolennicy opublikowali jego oficjalną biografię. 45-letni Mansur ma poparcie pakistańskiego wywiadu, wierność poprzysiągł mu przywódca Al-Kaidy Ajman al-Zawahiri, a także dowódcy partyzantów, toczących zwycięskie walki w afgańskich prowincjach Kunduz na północy kraju i w Helmandzie na południu. Aby uwiarygodnić się w oczach partyzantów i zaprzeczyć plotkom, jakoby był tylko pakistańską marionetką, mułła Mansur zerwał rozmowy z Kabulem, do których przymuszali go Pakistańczycy, i nakazał wiernym mu talibom wzmożenie walk.

Mohammed Ismail Kasimjar z kabulskiej Najwyższej Rady Pokoju, powołanej do nawiązania rozmów z talibami, przyznał w rozmowie z zagranicznymi dziennikarzami, że mimo sporu z towarzyszami broni poparcie, jakiego udziela mu Pakistan, wciąż czyni mułłę Mansura jedynym pretendentem do tytułu emira wszystkich talibów. Potwierdzeniem tego zdaje się być wymowne milczenie niedawnego głównego rywala mułły Mansura, mułły Abdula Kajjum Zakira, pokonanego w walce o stanowisko zastępcy mułły Omara. Jakby uznając, że nie ma szans na rewanż albo że nie nadeszła jeszcze na to odpowiednia pora, mułła Zakir nie kryjąc dawnej niechęci do Mansura, unika jednak otwartej z nim konfrontacji.

Wojciech Jagielski (PAP)
pp

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej