Wzloty, upadki i znowu wzloty - niebywały sezon Agnieszki Radwańskiej

Karuzela - tak w skrócie można podsumować sezon popularnej "Isi". Polka zaczynała rok od turnieju w Sydney z 6. miejsca w światowych rankingach WTA. W sierpniu spadła jednak na 15. pozycję, by na koniec awansować na 5. miejsce i zdobyć najważniejszy tytuł w swojej karierze.

2015-11-03, 09:30

Wzloty, upadki i znowu wzloty - niebywały sezon Agnieszki Radwańskiej
Agnieszka Radwańska z trofeum WTA Finals. Foto: PAP/EPA/WALLACE WOON

Posłuchaj

Dawida Celt, członek sztabu szkoleniowego i sparingpartner Agnieszki Radwańskiej po sukcesie Polki na WTA Finals (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Na początku roku do sztabu trenerskiego Agnieszki Radwańskiej dołączyła legendarna tenisistka - Martina Navratilova. Wygrała 167 turniejów singlowych, w tym 18 zaliczanych do Wielkiego Szlema. Liczne sukcesy odnosiła również w deblu i mikście. Karierę zakończyła ostatecznie w wieku 50 lat. Liderką światowego rankingu była łącznie przez 332 tygodnie.

Pod jej okiem i wciąż pracującego z Radwańską - Tomasza Wiktorowskiego - Polka miała wskoczyć na wyższy poziom i wreszcie osiągnąć swoje najważniejsze cele - w tym wygranie turnieju Wielkiego Szlema.

Współpraca zaczęła się jednak pechowo - od porażki w 2. rundzie turnieju w Sydney. Radwańska nie poradziła sobie wówczas z 21-letnią Hiszpanką Garbiñe Muguruzą (6:3, 6:7, 2:6), sklasyfikowaną wtedy na pozycji numer 24.

REKLAMA

Serwis specjalny
tenis 1200 F.jpg
Tenis

Następnie polska tenisistka zaliczyła występ na pierwszym wielkoszlemowym turnieju 2015 roku - Australian Open. Walczyła dzielnie do 1/8 finału, gdzie musiała uznać wyższość doświadczonej Amerykanki Venus Williams (3:6, 6:2, 1:6). Przerwa w zawodach WTA na spotkanie Polski z Rosją w Fed Cup również okazała się bolesna - zakończona porażkami ze Swietłaną Kuzniecową i Marią Szarapową.

Kolejne turnieje w lutym znów przyniosły porażki ze wspomnianymi wcześniej rywalkami - Muguruzą (1/8 finału w Dubaju) i Venus Williams (ćwierćfinał w Doha). Marzec także nie przyniósł poprawy formy. Przegrana z Heather Watson (1/16 finału w Indian Wells) i Carlą Suarez Navarro (1/8 finału w Miami) dopełniły czary goryczy. Wyniki w 2015 roku nijak miały się do mocnego startu z 2014 roku (półfinał w Australian Open, półfinał w Doha, finał w Indian Wells, czy ćwierćfinał w Miami).

Legenda tenisa nie była w stanie pomóc

Na kwietniowy turniej w Katowicach 26-letnia Polka jechała więc z mocnym postanowieniem poprawy. Podobnie jak w zeszłym roku dotarła tu jednak tylko do półfinału, choć była zdecydowaną faworytką zawodów w Spodku. Radwańska została w kraju by w Zielonej Górze bronić miejsca Polski w Grupie Światowej Fed Cup w spotkaniu ze Szwajcarkami. Nie udało się. Biało-czerwone przegrały po dramatycznym boju i spadły do Grupy Światowej II. Fatalny miesiąc "Isia" zakończyła porażką w 1. rundzie turnieju w Stuttgarcie z Sarą Errani.

Pod koniec kwietnia miarka się więc przebrała. Agnieszka Radwańska spadła już na 9. miejsce w rankingach WTA i postanowiła zrezygnować z dalszej współpracy z Martiną Navratilovą, o czym poinformowała swoich fanów na Twitterze.

REKLAMA

"Chciałam podziękować Martinie za jej czas i wysiłek, poświęcony w ostatnich kilku miesiącach. To było wspaniałe doświadczenie pracować z jedną z najlepszych tenisistek w historii. Jednak obie uzgodniłyśmy, że jeśli Martina nie może zaangażować się w stu procentach w ten projekt, to nie będziemy współpracować w dłuższej perspektywie. Pozostajemy przyjaciółkami. Życzę jej wszystkiego najlepszego w życiu prywatnym i zawodowym" - napisała Radwańska.

Zmiana nie przyniosła jednak poprawy gry. Polka w 1/8 finału turnieju w Madrycie przegrała z Caroline Wozniacki (5. WTA), a później zaliczyła totalną klęskę na kolejnym wielkoszlemowym turnieju - French Open. Na kortach im. Rolanda Garrosa Radwańską już w pierwszej rundzie wyeliminowała Niemka Annika Beck (2:6, 6:3, 1:6), wówczas sklasyfikowana dopiero na 83. miejscu na światowych listach.

REKLAMA

Powiązany Artykuł

Agnieszka Radwańska 1200.jpg
Radwańska zagrała na nosie malkontentom

Polka czerwiec rozpoczęła z 13. pozycji w rankingu WTA. Fani Radwańskiej liczyli jednak na odrodzenie na trawiastych nawierzchniach, na których właśnie rozpoczęły się turnieje. W końcu krakowianka jedyny finał Wielkiego Szlema w karierze grała na wimbledońskiej trawie. Nadzieja okazała się uzasadniona. Polska tenisistka najpierw dotarła do półfinału turnieju w Nottingham (porażka z Rumunką Monicą Niculescu - 61. WTA), a potem do finału w Eastbourne (porażka ze Szwajcarką Belindą Bencic - 31. WTA). Dobre występ w turniejach niższej rangi na trawie zaowocowały na Wimbledonie. Polka doszła aż do półfinału, ale tu już po raz trzeci w tym sezonie stanęła na jej drodze Hiszpanka - Garbine Muguruza. Po raz trzeci urodzona w Wenezueli zawodniczka znów pokonała "Isię" (6:2, 3:6, 6:3), mimo iż była sklasyfikowana niżej od niej (20. w rankingu WTA).

Mimo zawodu na koniec turnieju na kortach Wimbledonu - Polka awansowała na 7. pozycję na światowych listach. Radość trwała jednak krótko. Porażka z Niemką polskiego pochodzenia - Angelique Kerber (14. WTA) w ćwierćfinale turnieju w Stanford zepchnęła ją aż na 15. miejsce w rankingu WTA. Kolejne wyniki - ćwierćfinał turnieju w Toronto (porazka z Rumunką Simoną Halep, 3. WTA), zaledwie 1. runda turnieju w Cincinnati (porażka z kwalifikantką - Słowaczką Anną Karoliną Schmiedlovą, 41. WTA), czy ćwierćfinał w New Haven (porażka z Czeszką Petrą Kvitovą, 5. WTA) to nie było to czego oczekiwali kibice krakowianki.

- To był bardzo dobry mecz. Agnieszka świetnie returnuje. Cieszę się, że udało mi się wygrać w dwóch setach. Gram tak, jak najlepiej potrafię, bo z Agnieszką tylko tak można, bo to sprytna zawodniczka. Chciałam rozstrzygać akcje pierwszym i drugim uderzeniem, ale musiałam też być cierpliwa - podsumowała po spotkaniu Kvitova.

Rok 2016 będzie należał do Radwańskiej? Ekspert studzi optymizm: Przed tym sezonem mówiliśmy to samo

TVN24/x-news

REKLAMA

Na ostatni turniej Wielkiego Szlema - US Open Radwańska jechała z numerem 15. na świecie. Ostatni raz tak nisko kończyła sezon na początku kariery - w 2007 roku (26. miejsce w rankingu WTA). Nic dziwnego, że komentatorzy tenisa zaczęli mówić o najgorszym kryzysie formy Radwańskiej. Polka zaczęła jednak dobrze. W drugiej rundzie doszło do jej spotkania z inną naszą tenisistką - Magdą Linette. Agnieszka Radwańska przyznała, że - mimo iż wynik na to nie wskazuje - Magda Linette sprawiła jej trochę kłopotu w drugiej rundzie wielkoszlemowego US Open. - Nie spodziewałam się, że jest taka dobra - przyznała tenisistka z Krakowa, która wygrała 6:3, 6:2.

- Wydaje mi się, że był to lepszy mecz w moim wykonaniu niż ten w pierwszej rundzie. Grałam naprawdę dobrze. To był w ogóle fajny mecz. Nie spodziewałam się, że Magda jest taka dobra. Nigdy wcześniej z nią nie grałam. Nawet z czasów juniorskich nie pamiętam żadnego naszego pojedynku. Znamy się od wielu lat, ale nie miałyśmy wcześniej okazji się zmierzyć - podkreśliła na konferencji prasowej Radwańska.

Czytaj dalej
Agnieszka Radwańska 1200.jpg
Radwańska udowodniła, że precyzja ważniejsza jest od masy

Niestety w kolejnej rundzie nie było już "tak fajnie", parafrazując słowa podopiecznej Tomasza Wiktorowskiego. Polka niejako potwierdziła opinie o kryzysie formy - przegrywając w 1/16 finału US Open z Amerykanką Madison Keys (19. WTA) w dwóch setach bez historii (3:6, 2:6).

REKLAMA

Tegoroczny US Open był 15. imprezą wielkoszlemową z rzędu, z której Agnieszka Radwańska odpadła po porażce z niżej sklasyfikowaną tenisistką. Ostatnim turniejem tej rangi, w którym Polkę wyeliminowała wyżej notowana zawodniczka był Australian Open w 2012 roku, kiedy w ćwierćfinale lepsza okazała się Wiktoria Azarenka. Krakowianka była wtedy ósma w rankingu WTA, a Białorusinka - trzecia.

Później Radwańska przegrywała wyłącznie z tenisistkami plasującymi się niżej na liście światowej, włącznie z Amerykanką Sereną Williams, która w momencie ich finału w Londynie w 2012 roku była szósta, podczas gdy Polka - trzecia.

Azja dała nadzieję

Przed kolejnymi imprezami ciężko było o optymizm w obozie szkoleniowym Radwańskiej, ale wiary nie tracił jej sparingpartner - Dawid Celt. - Zawsze lubiła grać w Tokio, odpowiadały jej tamtejsze warunki i nawierzchnia. Ogólnie Azja zawsze była dobrym, mocnym punktem w kalendarzu Agnieszki. Ale każdy rok jest inny, w poprzednim sezonie było tam słabo, więc mam nadzieję, że teraz będzie inaczej - powiedział.

Nadzieje Dawida Celta spełniły się. Turniej w Tokio, gdzie "Isia" wygrała zawody, okazał się przełomowym punktem sezonu. W finale krakowianka pewnie rozprawiła się z Belindą Bencić (15. WTA) 6:2, 6:2. - Jestem szczęśliwa, grałam dzisiaj swój najlepszy tenis. To był finał, tutaj trzeba walczyć o każdą piłkę, aby zwyciężyć. W Tokio czuję się świetnie i lubię tu wracać. Dziękuję kibicom za wsparcie - powiedziała po meczu Radwańska.

REKLAMA

Adam Romer: Kibice krytykowali Radwańską, dziś pokazała, że potrafi wykorzystać swoją szansę

TVN24/x-news

Potem była kolejna wpadka w Wuhan (porażka w 1. rundzie z Venus Williams), ale chwilę potem nastąpiła poprawa na turnieju w Pekinie, gdzie Polka dotarła do półfinału. Tu znów przeszkodą nie do przejścia okazała się Muguruza. Już po raz czwarty w tym sezonie. - Agnieszka też już może być trochę zmęczona występami w Azji, ale ostatnio gra dobrze. Pokazuje się z dobrej strony. Jeśli chodzi o jakość gry, to prezentuje bardzo wysoki poziom - ocenił wówczas Dawid Olejniczak, były tenisista.

Znalazła sposób na Muguruzę

Zwycięstwo w turnieju w Tiencin podczas następnych zawodów (pogrom Danki Kavinić, 75. WTA w finale 6:1, 6:2) zapewnił Radwańskiej udział w turnieju mistrzyń na zakończenie roku. - Jestem bardzo podekscytowana tym, że zagram w Singapurze także w tym roku. Mam stamtąd dobre wspomnienia z poprzedniego sezonu. Kibice są niesamowici i nie mogę się doczekać, by znów rywalizować tam z najlepszymi zawodniczkami na świecie -podkreśliła 26-letnia tenisistka.

REKLAMA

Powiązany Artykuł

Agnieszka Radwańska 1200.jpg
Radwańska wygrała WTA Finals

Polka po fantastycznym tournee po Azji na WTA Finals jechała z 6. miejsca w rankingu WTA. Zaczęło się znów słabo - od dwóch porażek w grupie z Flavią Pennettą (8. WTA) i Marią Szarapową (4. WTA). Na koniec "Isia" wygrała jednak z wiceliderką rankingu WTA - Simoną Halep w dwóch setach i dzięki wynikom z innych spotkań awansowała do półfinału zaledwie z jednym zwycięstwem. W półfinale na Radwańską czekał jednak pojedynek z jej absolutnym nemezis z tego sezonu - Garbine Muguruzą. Cztery poprzednie pojedynki zakończyły się zwycięstwem młodej Hiszpanki. Od pierwszego turnieju w Sydney Polka nie potrafiła znaleźć recepty na świetnie dysponowaną rywalkę. Historia zatoczyła jednak koło i na koniec sezonu to "Isia" okazała się lepsza od rywalki po niesamowitej batalii 6:7 (5), 6:3, 7:5.

- Nasze dwa ostatnie mecze były bardzo zacięte. Długie, bardzo ciężkie bitwy. Trudno tu więc mówić o strategii. To była tak naprawdę kwestia kilku punktów. Dziś także. Byłam lepsza o dwa punkty. W naprawdę ważnych momentach trzeba wykorzystać swoje szanse. O to właśnie chodzi w tego typu spotkaniach - podkreśliła Agnieszka Radwańska po awansie do finału.

Finał z Czeszką Petrą Kvitovą był niemniej emocjonujący i znów zwycięski dla Polki po trzysetowym boju 6:2, 4:6, 6:3. Tym samym Radwańska zdobyła swoje najważniejsze trofeum w karierze i zakończyła sezon na 5. miejscu w rankingu WTA.

- Po raz pierwszy wygrałam mastersa. To niewiarygodne. Jeszcze kilka tygodni temu nawet nie wiedziałam, czy w ogóle tutaj wystąpię, a teraz mam główne trofeum. Nie spodziewałam się tego zupełnie, zwłaszcza że początek roku nie był zbyt udany. Myślę, że do tej sytuacji pasuje zdanie "Nie jest ważne jak zaczynasz, ale jak kończysz". Trudno wyrazić słowami, co czułam na korcie" - zaznaczyła Radwańska.

REKLAMA

Przyjaciółka Radwańskiej: Aga jest bardzo ambitna, chce potrafić coś więcej niż tylko gra w tenisa

TVN24/x-news

Marcin Nowak, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej