Lech Wałęsa gotowy na badanie wykrywaczem kłamstw. Pytania od internautów
Lech Wałęsa podczas spotkania z internautami na portalu Wykop.pl zapewniał, że gdyby donosił, to przyznałby się do błędu. Zadeklarował, że gotów jest „natychmiast” poddać się badaniu na wariografie i odpowiedzieć na pytania dotyczące ewentualnej współpracy.
2016-02-29, 15:20
Były prezydent odpowiedział na ponad 30 pytań internautów w serwisie społecznościowym Wykop.pl. Lech Wałęsa pytany był m.in. o przeszłość, o teczki, ale też o to, co sądzi na temat planu wicepremiera Mateusza Morawieckiego, ile zarabia, w co inwestuje, kto mu zrobił dziś śniadanie.
Na pytanie: "czy gdyby faktycznie Pan donosił, przyznałby się Pan do błędu?" Wałęsa odpowiedział: "oczywiście". "Nie gniewajcie się, ja byłem za odważny. Kto by na waszym miejscu wszedł na milicję i przemawiał?" - twierdził. Dodał, że "załatwiał pieniądze ze wszystkich parafii dla strajkujących". "Kto by to zrobił? Gwiazda? Borusewicz? Walentynowicz? Kto miał tyle odwagi? Byłem za odważny i to mnie tak dzisiaj kosztuje" - podkreślał.
Powiązany Artykuł

Lech Wałęsa spotkał się z KOD. "Postaram się być po właściwej stronie"
Były prezydent tłumaczył, że "kiedy zauważył, że nie ma szans na zwycięstwo, uznał, że trzeba to jak najszybciej skończyć, bo nas wykończą". "Hamowałem walkę się wydaje, ale tylko dlatego, aby walczyć mądrze. Tylko dzięki otarciu z bezpieką było to potem możliwe. Ale nigdy nie donosiłem. Chciałem ich zrozumieć, dlaczego nie chcą oni wolnego kraju?" – napisał. Podał, że w jego ocenie, "60 procent bezpieki to byli patrioci". "Dlatego ja im wybaczam. Tym patriotom. Wojna skończona. Budujmy Polskę" - zaapelował.
REKLAMA
Lech Wałęsa zadeklarował, że jest gotów "natychmiast" poddać się badaniu na wariografie i odpowiedzieć na pytania dotyczące ewentualnej współpracy. "Nigdy nie było zdrady" - dodał.
Powiązany Artykuł

IPN wszczyna śledztwo ws. ewentualnego fałszerstwa w dokumentach TW "Bolka"
Były prezydent podczas rozmowy z internautami przyznał, że nie wiedział o "teczce", którą trzymał w domu Czesław Kiszczak. "Zanim Kiszczak zabrał cokolwiek, to ona musiała tam być, musiała być weryfikowana. W moim przypadku weryfikacja była w Sądzie Lustracyjnym. Jesteśmy w stanie udowodnić, że te dokumenty zostały dorzucone, że do Kiszczaka torby dorzucono nowe dokumenty" – tłumaczył. Zapowiedział, że "będę się pytał, czy jesteśmy w stanie w sądzie udowodnić i złożę ja w sądzie sprawę". "Wtedy im wybaczałem, ale teraz - w Wolnej Polsce - nie wybaczę. I jak to zrobili - ogłosili na cały Świat, podważyli moje imię! Nie daruję Wam tego! Jestem katolikiem, ale dla dobra Polski muszę to wyjaśnić" - napisał.
Lech Wałęsa na pytanie, dlaczego za czasów swojej prezydentury wypożyczył z IPN wszystkie dokumenty na swój temat i ich nie zwrócił odpowiedział, że chciał poznać, w jaki sposób "go wrabiają". "I chciałem poznać agenta, czy on celowo to robił, czy też on sympatyzował" – dodał. Napisał, że w stoczni spotkał się z osobą, która podała, że jest z kontrwywiadu. "Miałem taką koncepcję, żeby z nimi rozmawiać, z 5 spotkań było. On najeżdżał na bezpiekę i chciał sprawdzić, czy w Gdańsku nie mieszają się Żydzi, Niemcy... Tylko w to celował. To go interesowało" - napisał.
REKLAMA
Później na konferencji prasowej Lech Wałęsa mówił, że gdyby założyć, że donosy są jego, to trzeba sprawdzić, jakie miałyby być ich konsekwencje. - Gdybym nawet uznał, że to są moje donosy, to sprawdźcie - ja sprawdzałem - czy ktokolwiek był zwolniony z pracy z mojego donosu, czy ktokolwiek zapłacił kolegium, czy ktokolwiek siedział w więzieniu, został spałowany z tych donosów - mówił.
A - dodał - "Lech Wałęsa został zwolniony ze stoczni, mimo że miał mandat delegata na zjazd związkowy, mandat delegata społecznego inspektora pracy związków zawodowych". - To był zakaz zwalniania takich ludzi i ja zostałem zwolniony. Kto tu zapłacił jaką cenę? - mówił Wałęsa. - To mnie należy przeprosić, a nie ja mam przepraszać - stwierdził. - Sprawdziłem, nie ma żadnego człowieka - dodał Wałęsa.
Były prezydent szerzej omówił też kontekst spotkań z agentem. - Teraz akcja o tym, że ja byłem naiwny w tamtym czasie. Skąd się wzięła moja naiwność? Otóż, po przegranym strajku w stoczni, gdzie byłem szefem właściwie, po dwóch dniach przyjechałem do Gdańska autobusem 115, chciałem zobaczyć, jak Gdańsk wygląda po tej całej walce. Ok. godz. 12 w południe wysiadam z autobusu, ktoś siedzi bardzo blisko, idzie za mną i mówi do mnie tak: Nie oglądaj się - to się nie oglądam. - Dzisiaj będziesz aresztowany, jeśli masz gdzie, to schowaj się i przeczekaj ten czas - mówił Wałęsa. Wówczas - jak powiedział - rzeczywiście został aresztowany, a podczas przesłuchania rozpoznał po głosie osobę, która go ostrzegła.
Powiązany Artykuł

Notatki ze spotkań, ocena współpracy, doniesienia. Zawartość teczki TW "Bolka"
W wywiadzie dla portalu Wirtualna Polska Wałęsa mówił z kolei, że na swoje pierwsze przesłuchanie "jest nawet obrażony". "Oni nie zaproponowali mi współpracy. Teraz już wiem dlaczego. Musieli rozpoznać, rozpoznać rodzinę, rozpoznać co, więc nie wychodzili z żadnymi propozycjami oprócz przesłuchania" – powiedział. "Ten człowiek zostawił mi telefon, nie korzystałem z jego telefonu. Gdzieś po dwóch tygodniach, po miesiącu kierownik wezwał mnie w pracy do biura, przychodzę, a tam siedzi ten człowiek i przedstawia się jako kontrwywiad, nie bezpieka" – wspominał.
REKLAMA
"Nie mogłem nie przyjść. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, ale w żadnym wypadku o żadnych kablowaniach, o żadnej współpracy" – podkreślił. Jak podał, spotkań z nim odbyło się ok. pięć, raczej zawsze w pracy; może jedno było na mieście. Pytany, czy jego rozmówca pisał notatki ze spotkań z nim, Wałęsa stwierdził, że "nie wie, czy pisał". "Ja nic nie podpisywałem" – podkreślił.
Powiązany Artykuł

Czy ujawnione dokumenty wpłynęły na ocenę Lecha Wałęsy?
Mówiąc o kpt. SB w Olsztynie Edwardzie Graczyku, który w swoim raporcie informował o pozyskaniu do współpracy Wałęsy, były prezydent stwierdził, że Graczyk zdobył jego zaufanie. "Miałem do niego zaufanie przez fakt uprzedzenia mnie, potem biletu, potem jeszcze coś (...). Źle to wyszło. Z tego, co dziś widać to brał pieniądze, pisał sprawozdania. Źle to wygląda, ale to nie ja. Ja uwierzyłem kontrwywiadowi, ja uwierzyłem człowiekowi, który mnie ostrzegł i który sympatyzował, wydawałoby się" – powiedział.
W kolejnym wywiadzie, dla TVN24, zapytany czy podpisywał dokumenty "Lech Wałęsa Bolek", były prezydent zaprzeczył. - Te dokumenty już wyjaśniliśmy, już wiemy jak to się stało, że one tam się znalazły. Nie mamy jeszcze możliwości udowodnienia. Szukam teraz tylko i włącznie możliwości udowodnienia, bo sprawa dokumentów jest wyjaśniona; my, i ja osobiście wiem, jak to się stało; na pewno nie było tych dokumentów w kartonie Kiszczaka. Te dokumenty inaczej doszły do dokumentacji, już o tym wiemy - powiedział Wałęsa.
Jak dodał, "Kiszczak miał tylko dokumenty na wysokości sądu lustracyjnego; nie miał prawa, możliwości, żeby mieć inne". - Wszystko inne jest dostarczone później - podkreślił. Dopytywany dodał, że gdyby wiedział, kto dokumenty tam dołożył, to by powiedział. Podkreślił, że te "dosypane dokumenty są w stu procentach sfałszowane".
REKLAMA
Wałęsa był też pytany o to, czy gen. Kiszczak oddziaływał na niego w okresie jego prezydentury. - Zdarzyły się chyba dwa czy trzy przypadki, które można uznać za próbę wpływania - odpowiedział Wałęsa. Pierwszy przypadek zdarzył się w czasie internowania, gdy przyjechał "jego dowódca plutonu dowodzenia z Koszalina", wówczas jako pułkownik, który - jak mówił - próbował go przekonać do wygłoszenia w telewizji apelu o zaprzestanie walk. "Ja powiedziałem: Proszę pana, byliśmy kumplami, jesteśmy, ale drzwi, dziękuję. Czy to można uznać za szantaż? Chyba nie" - podkreślił.
źródło: TVN24/x-news
REKLAMA
Drugi przypadek dotyczył przesłuchania, podczas którego funkcjonariusz SB miał nawiązywać do wcześniejszej rozmowy. Trzeci raz - jak mówił - to, gdy próbowano zaszkodzić mu "dokumentami, które dano Walentynowicz" - mówił. Ale - jak podkreślił Wałęsa - "Walentynowicz wtedy zachowała się dzielnie i wyrzuciła te papiery, zniszczyła". "Potem w te same papiery, jak już była wolność, ona uwierzyła" - dodał.
W zeszłym tygodniu IPN udostępnił część dokumentów przejętych z domu Czesława Kiszczaka, w tym teczkę personalną i teczkę pracy "Bolka". Są tam m.in. odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek" z 21 grudnia 1970 r., doniesienia "Bolka" oraz notatki funkcjonariuszy SB ze spotkań z nim oraz oceny SB okresu jego współpracy. Na swoim mikroblogu b. prezydent kolejny raz oświadczył, że nie współpracował z SB, nigdy na nikogo nie donosił, nie brał żadnych pieniędzy i nie dał się złamać.
W poniedziałek w wywiadzie dla portalu Wirtualna Polska Wałęsa ocenił, że IPN niewłaściwie zajął się materiałami, które go dotyczą. "Bez sprawdzenia, bez udowodnienia ogłaszają wobec całego świata, podrywają mi opinię. Czy tak należy postępować?"– powiedział. Dopytany o ocenę działań kierownictwa Instytutu, stwierdził, że "to zbrodnia przeciwko narodowi, nie tylko przeciwko Wałęsie".
PAP/fc
REKLAMA
REKLAMA