Derby Północnego Londynu na White Hart Lane, gdzie niemożliwe staje się możliwe

- Nigdy nie przestawaj marzyć... NIGDY... NIE PRZESTAWAJ... MARZYĆ! - słowa, które usłyszałem tuż przed Derbami Północnego Londynu od jednego z fanów Tottenhamu wbijały się w moją świadomość przez cały mecz i są najlepszym podsumowaniem obecnego sezonu Premier League.

2016-03-11, 08:00

Derby Północnego Londynu na White Hart Lane, gdzie niemożliwe staje się możliwe
Kibice Tottenhamu Hotspur z Polski na Derbach Północnego Londynu. Foto: Spursmania/Tomek Trzaskalski

Posłuchaj

Relacja Marcina Nowaka (PolskieRadio.pl) po Derbach Północnego Londynu w audycji Sport na żywo w Polskim Radiu 24 (PR24)
+
Dodaj do playlisty

Północny Londyn, godzina 9.15 rano, sobota 5 marca 2016 roku. Pozostało 3 i pół godziny do rozpoczęcia 183. Derbów Północnego Londynu.

Przed słynnym pubem Bricklayers czeka już kilkudziesięcioosobowa grupa kibiców. Wszyscy na biało-granatowo. Tylko kibice Tottenhamu mają prawo wejść tu do środka. Selekcja na bramce wnikliwie sprawdza barwy klubowe, karty kibica. Podobnie jest w innych knajpach, które znajdują się wokół White Hart Lane.

Większość fanów ekipy Mauricio Pochettino spędzi resztę dnia właśnie w przystadionowych pubach. Tylko wybranym udało się dostać bilety na mecz. Koszt wejściówki u "koników” sięga jednak astronomicznej ceny 1000 funtów, co jest 20-krotnością wartości kart wstępu sprzedawanych wcześniej przez klub. Niewiele osób w północnym Londynie stać na tego typu wydatek.

Kolebka futbolu - piłkarskie centrum świata

Do otwarcia pubu jeszcze niecałe pół godziny. Kibice wykorzystują ten czas na "dotlenienie się" i pierwsze debaty na temat zbliżającego się meczu. Panuje względny optymizm, choć trudno ukryć nerwy. Wyczuwa się też ogromne podniecenie zbliżającymi się derbami. Ciężko pozbyć się uśmiechu na myśl o emocjach jakie czekają już za chwilę. Tego dnia stolica Anglii będzie piłkarskim centrum świata. W końcu to tu wymyślono futbol.

REKLAMA

Stadion Tottenhamu Hotspur od strony trybuny północnej Stadion Tottenhamu Hotspur od strony trybuny północnej

Nikomu nie przeszkadza deszcz, zimno, czy wczesna pora. Zresztą – trudno sobie wyobrazić, by północny Londyn przespał ostatnią noc spokojnie. Niektórzy fani czekali pewnie całą noc, by jak najwcześniej rozpocząć odliczanie do pierwszego gwizdka. Odliczanie, które rozpoczyna się właśnie w pobliskim pubie.

- Never stop dreaming (Nigdy nie przestawaj marzyć – tłum.) - to pierwsze słowa, jakie usłyszałem przed Derbami Północnego Londynu. Fan Tottenhamu powiedział je trochę nieśmiało, stojąc w kolejce przy barze. Popularne "Koguty" od lat były w cieniu swoich największych rywali. W tym sezonie role jednak się odwróciły. To Spurs są nad "Kanonierami” w tabeli i liczą się w wyścigu o mistrzostwo Anglii. Wiara w końcowym sukces, choć wciąż tłumiona instynktem samozachowawczym po latach "posuchy”, rośnie z meczu na mecz wśród fanów na White Hart Lane. Nie inaczej było też tego dnia - kilka godzin przed starciem z odwiecznymi rywalami.

- Nigdy nie przestawaj marzyć! - powtórzył kibic tym razem już ze stuprocentowym przekonaniem przy aplauzie zgromadzonych wokół niego sympatyków Spurs. Jakby właśnie uwierzył, że to się naprawdę dzieje.

Piłka nożna łączy ludzi

Koło 10 rano w Bricklayers jest już tak tłoczono, że przejście kilkunastu metrów wymaga nie lada balansu ciałem i ostrej pracy łokciami. Kolejka po piwo wydłuża się do około godziny oczekiwania. Ale to nie zniechęca spragnionych fanów "Kogutów". Gdy w końcu dochodzą do nalewaka - biorą zwykle po dwa plastikowe dzbanki i przeciskają się uśmiechnięci od ucha do ucha do reszty znajomych. Mamy tu modelowy przekrój wszystkich społeczności - ogolonych na łyso Anglików, długowłosych Szwedów, mniejszości z Pakistanu, Chin, czy innych rejonów Azji, z daleka na ten mecz przyjechali nawet Amerykanie. Są też polscy imigranci, Irlandczycy, Szkoci a przed bramą czekają na miejsce kolejni - z równie odległych rejonów świata. Wszystkich łączy jedno - herb z kogutem na piersi.

REKLAMA

Słynny wśród kibiców Tottenhamu pub Bricklayers - położony obok White Hart Lane, fot. Spursmania/Sebastian Safian Słynny wśród kibiców Tottenhamu pub Bricklayers - położony obok White Hart Lane, fot. Spursmania/Sebastian Safian

Szybko robi się bardzo głośno. Fani ćwiczą swój repertuar przed głównym widowiskiem. Króluje kawałek o Solu Campbellu - chyba najbardziej znienawidzonym przez kibiców Spurs byłym piłkarzu Arsenalu. Campbell przez lata był ikoną "Kogutów". W latach 1992-2001 ten wychowanek klubu z White Hart Lane rozegrał 255 spotkań w barwach Tottenhamu. Później zdradził jednak swój zespół dla odwiecznych rywali, podpisując kontrakt z Arsenalem. Od tamtej pory w biało-granatowej części Londynu znany jest jako "Judasz”, a fani Spurs nie marnują żadnej okazji, by wyrazić swoją pogardę dla tego byłego zawodnika.

Polscy kibice z pewnością kojarzą Campbella ze słynnego komentarza przed Euro 2012, w którym przestrzegał przed przyjazdem na turniej organizowany przez nasz kraj wspólnie z Ukrainą. "Możecie wrócić w trumnach" - straszył, obawiając się rasizmu i chuliganów na trybunach. W Bricklayers w trumnie chcieliby widzieć byłego obrońcę reprezentacji Anglii, o czym dają dobitnie znać w kolejnej przyśpiewce.

White Hart Lane - gdzie wszystko jest możliwe

Wraz z grupą kibiców z oficjalnego fanklubu Tottenhamu w Polsce (Spurs Poland, powstałego z serwisu Spursmania.org) opuszczamy Bricklayers i idziemy na specjalną wycieczkę po stadionie. Na White Hart Lane wraz z kibicami z Glasgow, Miami, Austin, czy Chicago pokonujemy trasę, jaką przed każdym meczem przemierzają piłkarze Tottenhamu. Po drodze galeria zdjęć z największymi sławami klubu, olbrzymie motto - To dare is to do (Odwaga jest czynem) i chyba największa atrakcja dla przybyłych tu z całego świata sympatyków Spurs - piłkarska szatnia. Wejście do niej przed tak ważnym meczem jest rzadkością, ale tego dnia spełniają się marzenia.

Fani Tottenhamu z Polski w szatni piłkarzy na White Hart Lane, fot. Spursmania Fani Tottenhamu z Polski w szatni piłkarzy na White Hart Lane, fot. Spursmania

W środku czekają już stroje dla poszczególnych zawodników, tablica do rozrysowania planu taktycznego. Na ścianie wiszą dwa podwieszone monitory telewizyjne. Dla nas to jak zaglądniecię za kurtynę teatru marzeń, wejście na teran niemal święty. To w tym miejscu przez lata zasiadały pokolenia piłkarzy Spurs. To tu cieszyli się, gdy zdobywali mistrzostwo Anglii w 1961 roku, czy płakali z rozpaczy, gdy przyszło im spaść z ligi w 1977. W tym miejscu wielu trenerów przed Mauricio Pochettino starało się wpoić swoją taktykę całej drużynie. Nikt nie zliczy, ile potu, gorących dyskusji, motywacyjnych przemów, kłótni, przekleństw, słów otuchy, łez radości czy smutku widziały te ściany.

REKLAMA

Chwilę później jesteśmy już przy samej murawie. Możemy usiąść na ławce trenerskiej i podziwiać cały obiekt, zanim jeszcze wpuszczeni zostaną pozostali kibice. Tylko w moim okresie kibicowania Tottenhamowi (od 1992 roku) - z tych trybun można było obserwować kapitalne akcje Gary’ego Linekera, cudowne przyjęcia piłki i kosmiczne dryblingi Davida Ginoli, kapitalne bramki Juergena Klinsmanna, świetne obrony Neila Sullivana, pełne poświęcenia interwencje w defensywie Ledleya Kinga, czy wreszcie cwaniactwo w polu karnym Robbiego Keane’a, sprinty Aarona Lennona, magię Luki Modricia, imponujące szarże i strzały z dystansu Garteha Bale’a, czy obecnie - idealne podania Christiana Eriksena i precyzyjne uderzenia Harry’ego Kane’a.

"The game is about glory" („W grze chodzi o chwałę”) – głosi jeden z najsłynniejszych sloganów na stadionie, który wisi tuż nad naszymi głowami. White Hart Lane widziało już swoje wielkie dni chwały. Ale tego dnia mecz Tottenhamu z Arsenalem toczyć się będzie nie tylko o chwałę, o cudowne akcje, o niezapomniane wrażenia, ale przede wszystkim - o arcyważne punkty. Możliwe, iż zadecyduje o mistrzostwie Anglii. Drugie w tabeli "Koguty" mają trzy punkty straty do lidera - Leicester City. Trzeci "Kanonierzy" - sześć punktów. A wszystko na 10. kolejek przed końcem sezonu. Obie drużyny czekały na szansę włączenia się o bój o najwyższe trofeum bardzo długo. Od 12 lat na mistrzostwo czeka Arsenal, a już od 55 (!) fani Spurs. Nic dziwnego, że takich derbów nie pamiętają nawet Ci najstarsi sympatycy obu drużyn.

90 minut nie do opisania

Wraz z grupą ze Spursmanii zajmujemy miejsca w trzecim rzędzie od murawy na East Stand. Boisko na wyciągnięcie ręki. W pierwszej połowie będziemy z bliska obserwowali starcia na lewej flance Danny'ego Rose'a i Christiana Eriksena z Hectorem Bellerinem i Aaronem Ramsey'em. W drugiej części czekają nas pojedynki na prawym skrzydle Kyle'a Walkera i Erika Lameli z Kieranem Gibbsem i Alexisem Sanchezem. Siadamy, zapinamy pasy i jedziemy!

REKLAMA

To, co wydarzyło się w ciągu następnych 90 minut, ciężko opisać słowami. Bo jak wyrazić frustrację po golu Aarona Ramseya dla Arsenalu, gdy pod naszą trybunę podbiegli piłkarze "Kanonierów", by celebrować prowadzenie? A jednocześnie Francis Coquelin swoimi gestami przy linii bocznej doprowadzał fanów Spurs do furii. Do dziś nie wiem, jak to się stało, że nikt nie doskoczył Francuzowi do gardła. Pozostała tylko seria słów nie nadających się do druku i nadzieja, że zaraz będzie lepiej.

Jakie zdania oddadzą to, że niedługo później - tego samego Coquelina cały stadion żegnał machaniem dłonią, gdy schodził z czerwoną kartką z boiska? Co napisać o dwóch błyskawicznych golach Tottenhamu w drugiej połowie (po strzałach Toby'ego Alderweirelda i Harry'ego Kane'a), które doprowadziły do wybuchu euforii, jakiego nie widziałem nigdy przedtem?

Wreszcie - jak przekazać skalę mojego rozczarowania po wyrównaniu Alexisa Sancheza? Odpowiedź jest krótka - nie da się. Nie ma takich słów, które w pełni oddałyby nasze uczucia z tego dnia. Mam więc tylko nadzieję, że w jakimś niewielkim stopniu oddadzą to wszystko zdjęcia z White Hart Lane, które aż kipią z emocji.

REKLAMA

Przebieg tego arcyciekawego starcia choć trochę przybliżyć mogą też pomeczowe statystyki. Tottenham - 26 sytuacji bramkowych (!), w tym 11 celnych strzałów, przy 10 sytuacjach Arsenalu, w tym 4 celnych strzałach. Do tego wspomniana czerwona kartka dla Francisa Coquelina w 55. minucie spotkania i najważniejsze - aż cztery gole (po dwa dla każdej z drużyn). Takim bilansem zakończyło się już 183. spotkanie Tottenhamu z Arsenalem. Od pierwszego meczu tych drużyn między sobą minęło aż 129 lat. 78 zwycięstw zanotowali "Kanonierzy", było 50 remisów oraz 55 wygranych "Kogutów". Więcej o rywalizacji obu drużyn i historii, jaka za nią stoi przeczytacie jednak w innym tekście – "Skandal, martwa papuga i wielka piłkarska wojna, czyli Derby Północnego Londynu".

Czytaj dalej
Tottenham 1200.jpg
Skandal, martwa papuga i wielka piłkarska wojna

Bitwa o Londyn nierozstrzygnięta, ale wojna o Anglię trwa

Skupmy się więc na teraźniejszości. Wynik na pewno nie satysfakcjonował żadnej ze stron. Najbardziej cieszyć się mogli fani lidera tabeli Premier League - Leicester City. Przewaga "Lisów" nad drużynami z północnego Londynu powiększyła się po 29. kolejce Premier League do 5 punktów w przypadku Tottenhamu i aż 8 punktów w przypadku Arsenalu.

Remis nie załamał jednak kibiców z White Hart Lane. Owszem, w pomeczowych dyskusjach - tym razem już w słynnym Bill Nicholson Pub - słychać było głosy rozczarowania. Stojąc na podłodze kompletnie zalanej piwem (efekt rzucania do góry kuflami z piwem po golu dla Spurs - rzecz tutaj na porządku dziennym podczas takich spotkań) wszyscy wychwalali samą grą podopiecznych Mauricio Pochettino. Nikt nie miał wątpliwości, że była spora szansa na odniesie zwycięstwa przez Tottenham, które wymknęło się w samej końcówce spotkania.

REKLAMA

Kapitalne derby północnego Londynu. Tottenham z Arsenalem na remis

Foto Olimpik/x-news

Ale jedno jest pewne - po takim boju kibice Spurs mogli stać dumnie z podniesioną głową. Tym bardziej, że wiara w końcowy sukces wciąż jest wśród nich bardzo żywa. "Never stop dreaming" ("Nigdy nie przestawaj marzyć") - te pierwsze słowa, jakie usłyszałem na White Hart Lane tego dnia - są nadal aktualne. Bitwa o północny Londyn pozostała nierozstrzygnięta, a wojna o Anglię toczy się dalej.


*Wielkie podziękowania dla fanów Tottenhamu ze Spursmanii - w tym szefa Spurs Poland - Tomka Trzaskalaskiego. Bez Was ten tekst by nigdy nie powstał. COYS!

REKLAMA

Marcin Nowak, PolskieRadio.pl, fan Tottenhamu od 1992 roku, należy do stowarzyszenia Spurs Poland

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej