Emerytura obywatelska: wszyscy po równo, ale niewiele
To świadczenie, które otrzymują wszyscy obywatele danego kraju, dochodząc do określonego wieku emerytalnego. W kilku państwach m.in. w Nowej Zelandii obowiązuje właśnie taki system emerytalny. W Polsce też są zwolennicy tzw. obywatelskich emerytur.
2016-03-11, 21:00
Posłuchaj
Kwoty wypłacane są w tej samej wysokości, niezależnie od tego, ile w ciągu życia dana osoba pracowała i ile odprowadziła składek. To niezbyt wysokie sumy, ale umożliwiające normalną egzystencję.
– To świadczenie płacone każdemu obywatelowi po przekroczeniu urzędowego wieku. Ale bez jakichkolwiek składek. To jest system, jaki w Polsce dzisiaj obowiązuje dla sędziów, prokuratorów i wojskowych, gdzie 100 proc emerytury jest wypłacana z budżetu i nie ma składek. W Nowej Zelandii i w kilku jeszcze innych państwach przyjęto, że nie da się przeżyć życia nie pracując, stąd nie ma znaczenia, czy ktoś pracuję na umowę o pracę, czy wykonuje działalność gospodarczą, czy na umowę cywilną. W Polsce jest osiem tytułów wykonywania pracy, które się opodatkowuje – wyjaśnia Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, który był gościem radiowej Jedynki.
Po prostu trzeba pracować
I dlatego stworzono rozwiązanie dla każdego obywatela, takie, że będzie miał zagwarantowane świadczenie na podstawowym poziomie.
– Wyliczaliśmy to kilka lat temu i wtedy było to na poziomie tysiąc złotych. Ale to trzeba przeliczać na dobra realne. Nie wiadomo, jaka będzie cena chleba za 10 czy 15 lat, ani jaka cena czynszów – mówi Andrzej Sadowski.
REKLAMA
Przyjęto jednak oczywiste założenie, że każdy chce mieć inny standard życia i stąd na tę ekstra emeryturę będzie poświęcał jakąś część swojej aktywności życiowej.
Trzeba dać obywatelom szansę
Andrzej Sadowski wskazuje, że i dzisiaj nasi obywatele są zamożniejsi: mają wcześniej kupione mieszkania dla dzieci czy wnuków i mają aktywa.
– Tylko trzeba dać obywatelom szansę, aby sami sobie stworzyli emeryturę. A nie tworzyć złudzenia, że rząd będzie im wypłacał emerytury za 40 lat od tego, co im dziś zabierze. To nie ma żadnego związku przyczynowo-skutkowego – uważa Andrzej Sadowski.
Zwraca przy okazji też uwagę, jak dynamicznie rośnie liczba osób, które nie incydentalnie, ale na zasadzie wykupowanych abonamentów korzystają z prywatnej służby zdrowia.
REKLAMA
A płatna służba zdrowia jest dziś obecna wszędzie, nie tylko w wielkich miastach.
Reforma była po to, by wypłacać mniej
Zasady wypłacania emerytur zmieniały się w ciągu ostatnich 27 lat i widać.
– Mówienie, że mamy niezbywalne prawo do emerytury jest, co do zasady słuszne, ale jak widać rząd od 1998 roku, kiedy wprowadził reformę emerytalną – zmniejsza świadczenia emerytalne. Bo główny cel tej reformy był taki: redukcja świadczeń emertytalnych – komentuje gość Jedynki.
I dodaje: – Ten cel został przykryty zmasowaną kampanią Otwartych Funduszy Emerytalnych, ale tak naprawdę rząd chciał nam radykalnie obniżyć emerytury.
REKLAMA
A obywatele oszczędzają na różne sposoby.
– Nie wierzę, że pieniądze umieszczone w tym III filarze rząd w pewnym momencie nie zracjonalizuje albo powie, że trzeba wziąć od tego ekstra podatek. Zwłaszcza, że rządy się zmieniają i zobowiązania, które wcześniej były podejmowane, kolejne rządy umniejszają, nie zabierają, ale umniejszają – podaje gość Jedynki.
Lepiej jest się zabezpieczać samemu
– Polacy oszczędzają, może nie w bankach, bo tam akurat niewiele z tego mają. Ale inwestują w inne dobra – podaje Andrzej Sadowski.
Prawdą jest jednak też to, że spora grupa społeczeństwa nie ma z czego oszczędzać.
REKLAMA
Zdaniem gościa Jedynki są ku temu oczywiste powody.
– Jeżeli za sam fakt bycia na etacie, rząd zabiera około 69 proc., czyli do każdego tysiąca złotych trzeba doliczyć ok. siedmiuset złotych różnych składek i podatków – to obywatele żyją od pierwszego do pierwszego – uważa prezydent Centrum im. Adama Smitha.
To zło wynikające z założenia, że tylko podatki nałożone na pracę mają finansować emerytury i zobowiązania.
A przecież mniej osób się rodzi, mniej osób pracuje i tych pieniędzy na zobowiązania emerytalne jest coraz mniej.
REKLAMA
– Mówi się o tzw. dziurze w ZUS, a to są niedoszacowania, których rząd nie chce uwzględniać – podaje gość Jedynki.
I dlatego przez to cały czas podwyższa się opodatkowanie pracy.
– To zabija oszczędności obywateli. A wyjazd 2 mln obywateli za granicę spowoduje załamanie systemu emerytalnego i to za kilka lat – komentuje Andrzej Sadowski.
Trzeba też pamiętać, że z wiekiem zmieniają się okoliczności życia i możliwości finansowe, więc część osób rezygnuje ze swych dotychczasowych warunków na rzecz skromniejszych możliwości czy upodobań.
REKLAMA
Sylwia Zadrożna, gra
REKLAMA