Rosja: olbrzymia kara za nieprzyznanie się do bycia "agentem"
Rosyjskie stowarzyszenie Gołos, broniące praw wyborców, zostało ukarana bezprecedensowo wysoką grzywną w wys.1,2 mln rubli (ok.18,3 tys. USD) za nieoznakowanie materiałów hasłem, że organizacja jest "zagranicznym agentem" - podało we wtorek radio Echo Moskwy.
2016-04-19, 13:50
Posłuchaj
Powiązany Artykuł

Putin tworzy młodą armię w nowym roku szkolnym
Chodzi o trzy materiały na stronie internetowej Golosinfo.org, których nie oznakowano informacją, że opublikowane są przez organizację uznaną za "zagranicznego agenta", czyli otrzymującą środki finansowe z zagranicy - powiedział przedstawiciel Gołosu Grigorij Mielkonjanc dziennikowi "Kommiersant".
Mielkonjanc dodał, że strona internetowa Golosinfo.org została zarejestrowana przez osoby fizyczne, czyli aktywistów, i nie jest związana ze stroną internetową stowarzyszenia (Golos.org).
Dokumenty do sądu w tej sprawie skierował Roskomnadzor (Federalna Służba Nadzoru w sferze łączności, technologii informatycznych i masowego przekazu). Według materiałów cytowanych przez "Kommiersant" mowa jest w nich o tym, iż stowarzyszenie "faktycznie prowadzi działalność poprzez stronę Golosinfo.org" i kształtuje opinię publiczną przygotowując oświadczenia i raporty.
Sąd, jak pisze "Kommiersant", zgodził się z tymi dowodami. Nałożył grzywny w wys. 300 tys. rubli (4,5 tys. USD), 400 tys. rubli (6,1 tys. USD) i 500 tys. rubli (7,6 tys. USD) za trzy odrębne materiały. Posiedzenie sądu odbyło się 11 kwietnia pod nieobecność przedstawicieli Gołosu.
REKLAMA
W Rosji organizacje monitorujące władze są prześladowane
W 2014 roku stowarzyszenie Gołos zostało przymusowo wpisane do rejestru "zagranicznych agentów" przez rosyjskie Ministerstwo Sprawiedliwości. Gołos podjął wówczas decyzję o faktycznym wstrzymaniu działalności jako stowarzyszenie; istnieje natomiast jako ruch o tej samej nazwie.
Zgodnie z ustawą przyjętą w Rosji w 2012 roku organizacje otrzymujące środki finansowe z zagranicy i uczestniczące w życiu politycznym kraju otrzymują status "pełniących funkcje zagranicznych agentów" oraz zostają objęte restrykcyjną kontrolą ze strony państwa. Za niepodporządkowanie się nowym przepisom takim NGO i ich szefom grożą wysokie kary pieniężne, a nawet więzienie.
W czerwcu 2013 roku Gołos został prawomocnie uznany przez sąd za "zagranicznego agenta". Sama organizacja odmówiła dobrowolnego wystąpienia do resortu sprawiedliwości o wpisanie jej do rejestru "zagranicznych agentów". Argumentowała, że prowadzi działalność społeczną, a nie polityczną i zaprzeczała, by po uchwaleniu ustawy z 2012 roku otrzymywała zagraniczne granty.
Gołos istnieje w Rosji od 2002 roku. Zajmuje się monitorowaniem wyborów wszystkich szczebli, szkoleniem obserwatorów na wybory i dokumentowaniem przypadków łamania ordynacji wyborczej.
REKLAMA
Pomysł Putina
Od 2012 roku obowiązuje w Rosji prawo nakazujące organizacjom, które korzystają z grantów informowanie opinii publicznej, że są "zagranicznymi agentami”. Pomysłodawca takiego rozwiązania, prezydent Władimir Putin, wielokrotnie tłumaczył, że obywatele muszą wiedzieć, kto i za czyje pieniądze prowadzi działalność polityczną w Rosji.
Na liście tzw. "zagranicznych agentów” znalazło się wiele szanowanych, rosyjskich organizacji zajmujących się obroną praw człowieka i wolności obywatelskich. Jednocześnie, korzystając z innego przepisu, rosyjskie władze wpisały niektóre organizacje zagraniczne na listę "niepożądanych”, co skutkowało zakazem działalności na terytorium Federacji.
Organizacje oczywiście nie są "zagranicznymi agentami". Jednak władze w ten sposób dyskredytują ich działalność, bo ujawniają one ich nadużycia, korpucję, fałszerstwa i bronią praw człowieka i obywatela.
Takie oskarżenia władz wpisują się machinę antyzachodniej retoryki, propagandowe media przedstawiają Zachód jako agresora, który tylko "czyha" na "spokojną" Rosję i próbuje ją "osłabić".
REKLAMA
IAR/PAP/agkm
(Potrzebna jest stała infrastruktura NATO-wska o dużej skali na wschód od Niemiec - przekonuje dyrektor amerykańskiego think-tanku CEPA Wess Mitchell. Dodaje, że w dłuższej perspektywie to jedyny sposób, aby uniknąć militarnej niestabilności na wschodniej flance Sojuszu. Mitchell przyznaje jednak, że kwestia stałej infrastruktury NATO-wska o dużej skali na wschód od Niemiec "to bardzo kontrowersyjny temat wewnątrz Sojuszu".
"Na (lipcowym) szczycie NATO w Warszawie nie dojdzie do istotnych ustaleń w tym kierunku. Ale ważne jest, aby wszyscy rozumieli, że w długiej perspektywie jest obecność znaczącej infrastruktury Sojuszu to jedyne rozwiązanie, jedyny sposób, aby uniknąć powtarzania cyklicznych kryzysów i militarnej niestabilności na wschodniej flance NATO" - podkreśla ekspert).
REKLAMA