Szef CASE: Brexitu nie będzie, ale to nie oznacza mandatu dla dalszej integracji
- Brexitu nie będzie, czerwcowe referendum minimalnie wygrają zwolennicy pozostania w Unii Europejskiej - ocenia w rozmowie z PAP szef CASE (Center for Social and Economic Research) Christopher Hartwell. Podkreśla jednocześnie, że nie będzie to oznaczać mandatu dla dalszej integracji Wielkiej Brytanii ze Wspólnotą.
2016-05-28, 09:26
- Spodziewam się - i mam nadzieję, że kiedy przyjdzie do referendum, Brytyjczycy w głosowaniu opowiedzą się za Unią Europejską - mówi Hartwell. Ocenia, że instytucje, zwłaszcza te ponadnarodowe, jak Unia Europejska, mają tendencje do podtrzymywania status quo.
- Obserwujemy obecnie działania podejmowane pod wpływem chwili. Widać to też w Polsce. Można być antyeuropejskim, ale czy na pewno oznacza to chęć funkcjonowania poza UE? Sądzę, że kiedy Brytyjczycy zagłosują, minimalnie wygrają zwolennicy pozostania w Unii. To nie będzie spektakularne zwycięstwo, ani mandat udzielony dalszej integracji ze Wspólnotą, ale w ostatecznym rozrachunku Wielka Brytania pozostanie w Unii Europejskiej - dodaje ekspert z.
pap
Referendum w sprawie dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w UE odbędzie się w czwartek, 23 czerwca.
REKLAMA
G7 za pozostaniem Wielkiej Brytanii w UE
Liderzy siedmiu najbogatszych państw świata ostrzegli, że wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej mogłoby mieć katastrofalne konsekwencje gospodarcze. W deklaracji przyjętej na zakończenie dwudniowego szczytu grupy G7 w Japonii napisano, że taki krok spowodowałby zawrócenie z obecnej drogi rozwoju globalnego handlu i inwestycji, a także związanego z tym tworzenia nowych miejsc pracy.
(Premier David Cameron o Brexicie. Wideo: Cihan News Agency; 10.05.2016)
REKLAMA
Na miesiąc przed referendum w sprawie dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w UE sondaże są podzielone w przewidywaniu wyników głosowania. - Kluczowa będzie mobilizacja wyborców - podkreślają eksperci i przestrzegają przed wyciąganiem pochopnych wniosków.
Badania opinii publicznej wykazały w ostatnich dniach lekką przewagę zwolenników pozostania Wielkiej Brytanii we Wspólnocie, ale szeroki - sięgający nawet kilkunastu punktów procentowych - rozdźwięk między wynikami badań telefonicznych i internetowych sprawia, że więcej uwagi niż wynikom sondaży poświęca się ich metodologii.
Dokładność brytyjskich sondażowni pozostaje tematem dyskusji po tym, jak większość z nich błędnie przewidziała wyniki ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych, zaniżając w prognozach wynik zwycięskiej Partii Konserwatywnej, a sugerując wyższe niż rzeczywiste poparcie dla opozycyjnej Partii Pracy.
REKLAMA
(Szefowa MFW ostrzega przed Brexitem. Wideo: Bloomberg, 13.05)
Na dzień przed tamtym głosowaniem większość badań wskazywała, że wybory nie przyniosą jednoznacznego rozstrzygnięcia, a w ich wyniku powstanie parlament niezdolny do rządzenia Wielką Brytanią. Po podliczeniu głosów okazało się, że Partia Konserwatywna Davida Camerona nie tylko poprawiła swój wynik, ale uzyskała samodzielną większość, bez koalicyjnych Liberalnych Demokratów.
Podobne wątpliwości towarzyszą kampanii przed czerwcowym referendum w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii w UE: sondaże telefoniczne i internetowe pokazują bowiem zupełnie inne wyniki. Jeśli wierzyć tym pierwszym, zwolennicy pozostania we Wspólnocie mają komfortową przewagę sięgającą nawet kilkunastu punktów procentowych, jeśli tym drugim - losy głosowania wciąż dalekie są od rozstrzygnięcia, a sympatycy Brexitu mogą nawet być na lekkim prowadzeniu.
Sondażownie nie mogą się nawet zgodzić co do tego, ilu wyborców jest wciąż niezdecydowanych. Wśród potencjalnych przyczyn tych różnic wylicza się m.in. błędne przedstawienie wykształcenia w próbach badawczych, albo nadmierne preferowanie poszczególnych grup wyborczych przez przyjęty sposób przeprowadzania sondażu.
REKLAMA
pp/PAP/IAR
REKLAMA