Media: fiasko szkoleń dla rebeliantów w Syrii, organizowanych przez USA
Pentagon zainwestował 500 mln dolarów w program szkolenia rebeliantów w Syrii do walki z Państwem Islamskim (IS), nie przyniósł on jednak oczekiwanych rezultatów - pisze dziennik "Washington Post". Z IS walczy na razie jedna z wyszkolonych grup, jednak według "WP" jej los jest zagrożony.
2016-05-28, 14:51
W swym artykule Liz Sly przypomina, że oddział Nowej Armii Syrii przeszedł amerykańskie szkolenie w Jordanii. Następnie w marcu br. wkroczył do Syrii, gdzie zajął mały obszar w pobliżu przejścia granicznego z Irakiem - Tanaf, które znajduje się na południowym wschodzie kraju w prowincji Hims. W przeciwieństwie do innych grup wyszkolonych przez Amerykanów, udało mu się obronić przed dżihadystami swoje pozycje, a także nie dopuścić do fali dezercji lub porwań. Pierwotnie oddział liczył 50 osób.
Powiązany Artykuł

Ekspert: Obama mogł lepiej wesprzeć syryjską opozycję
Jednak według Sly los tej jednostki jest zagrożony, po tym jak na początku maja IS przeprowadziło samobójczy zamach na ich bazę - zginęło wtedy wielu bojowników. Atak według "WP" odbił się na morale oddziału, a jego członkowie zastanawiają się na kontynuowaniem walki z dżihadystami.
Bojownicy Nowej Armii Syrii skarżą się również na niewystarczające wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych.
W odpowiedzi na te zarzuty rzecznik amerykańskiej armii pułkownik Steve Warren zapewnił, że siły USA odpowiadają na wezwania o pomoc i jej udzielają. Wyraził też przekonanie, że mimo chwilowych trudności oddział przetrwa.
REKLAMA
"Nadal kontrolują Tanaf i otrzymali zaopatrzenie, w związku z tym uważamy, że się utrzymają. Uważamy, że dysponują wystarczającą siłą ognia, a z naszej strony zapewniamy im wsparcie lotnicze" - tłumaczył amerykański wojskowy w rozmowie z "WP".
Błędy USA w Syrii
Sly podkreśla, że majowy atak terrorystyczny IS na bazę Nowej Armii Syrii unaocznia błędy, jakie popełniły władze w Waszyngtonie, próbując stworzyć w Syrii siły zdolne do walki z IS.
Opracowany dwa lata temu i wart 500 mln dolarów program prezydenta USA Baracka Obamy był wdrażany w wolnym tempie, a szkolenia rozpoczęły się dopiero w zeszłą wiosnę - podkreśla w artykule "WP". Kilka miesięcy później projekt został zawieszony po tym, jak jedna ze szkolonych grup bojowników została porwana przez dżihadystów, a druga zdezerterowała, oddając swoją broń Frontowi al-Nusra. W międzyczasie amerykanie zaczęli wspierać siły Kurdów walczących z IS, zmniejszając swoje zainteresowanie Nową Armią Syrii - dodaje "WP".
Jednak zdaniem byłego syryjskiego dyplomaty mieszkającego obecnie w Waszyngtonie Nowa Armia Syrii ma nadal potencjał, aby urosnąć w siłę.
REKLAMA
"Obecnie Nowa Armia Syrii jest bardzo mała, jednak bardzo łatwo można by ją wzmocnić i zasilić" - wyjaśniał "WP" Bassam Barabandi.
Według "WP" kwestia rekrutacji nowych bojowników do walki z IS pozostaje słabą stroną amerykańskiego programu. Dziennik przypomina, że rekruci muszą podpisać zobowiązanie, że będą walczyć tylko z oddziałami IS, a nie np. z siłami prezydenta Syrii Baszara al-Assada.
W tym samym czasie Nowa Armia Syrii trwa na obszarze oddalonym od większych miast, na środku pustyni - podkreśla Sly.
PAP/agkm
REKLAMA
REKLAMA