Gminy nie chcą kąpielisk, bo są drogie. Wolą coś innego

Gmina ma obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa osobom korzystającym z obiektów rekreacji, również nad wodą. Bezpośrednią ochronę zapewniają jednak firmy wyłonione w drodze przetargu i to one ponoszą wszelką odpowiedzialność.

2016-07-27, 13:46

Gminy nie chcą kąpielisk, bo są drogie. Wolą coś innego
Ustawa o samorządzie gminnym określa katalog zadań gminy, do których należy m.in. utrzymywanie obiektów sportowych i rekreacyjnych, ale także zapewnienie odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa osobom z nich korzystających. Foto: pixabay.com

Beztroskie spędzanie czasu nad wodą nierozłącznie wiąże się z wakacyjnym wypoczynkiem. Niestety, okres letni to również czas dużej liczby utonięć, o czym każdego roku przypominają policyjne statystyki. W maju tego roku utonęło w sumie 47 osób, a w czerwcu niemal dwa razy tyle – 83.

Zgodnie z kodeksem wykroczeń za kąpiel na tzw. dzikim kąpielisku policja, bądź straż miejska, może nałożyć karę grzywny w wysokości do 250 złotych. Ale trzeba pamiętać, że odpowiedzialność nie leży jedynie po stronie mieszkańców czy turystów, ale także samorządów.

Samorządy odpowiadają za bezpieczeństwo osób

Ustawa o samorządzie gminnym określa katalog zadań gminy, do których należy m.in. utrzymywanie obiektów sportowych i rekreacyjnych, ale także zapewnienie odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa osobom z nich korzystających. Dotyczy to również wszystkich obiektów służących do wypoczywania nad wodą. Gminy w większości przypadków nie chcą jednak posiadać własnych kąpielisk i wykorzystują tańszą drogę, jaką daje im ustawodawstwo.

Jak tłumaczy dr Dariusz Skalski – ekspert ratownictwa wodnego, instruktor i wykładowca WOPR – zgodnie z nowelizacją ustawy Prawo wodne z 2010 roku, to na wójta, burmistrza lub prezydenta jest nałożony obowiązek, aby do 31 maja danego roku rada gminy podjęła uchwałę odnośnie działania kąpielisk na jej terenie.

REKLAMA

– Jeśli kąpieliska nie zostaną podjęte w formie uchwały, to ich teoretycznie nie ma. Wtedy pozostaje jeszcze forma nazywana „miejscem wykorzystywanym do kąpieli”. To jest zamiennik, który różni się wyposażeniem, normami oznakowania i przede wszystkim badaniem jakości wody – zaznacza dr Dariusz Skalski.

Utrzymanie kąpielisk jest drogie, dlatego nikt ich nie chce

W przeciwieństwie do kąpielisk, miejsca wykorzystywane do kąpieli nie są wyznaczane przez radę gminy, choć muszą posiadać organizatora, którym może być osoba fizyczna, prawna lub jednostka organizacyjna nieposiadająca osobowości prawnej. Dodajmy, że wójt, burmistrz lub prezydent nie prowadzi ewidencji miejsc wykorzystywanych do kąpieli.

Gminy uciekają od formuły kąpielisk, ponieważ wiążą się z nimi dodatkowe opłaty. Dla każdego kąpieliska w danym sezonie trzeba wykonać cztery próbki badania wody. Jest to oczywiście płatne, a badanie wykonuje stacja sanepidu.

Jak zaznacza dr Skalski, zgodnie z nowelizacją ustawy Prawo wodne z marca 2010 roku, w miejscach wykorzystywanych do kąpieli wystarcza tylko jedno badanie wody na cały sezon (nie licząc badania na 14 dni przed uruchomieniem kąpieliska). Jest to tańsze i dlatego chętniej wykorzystywane przez gminy.

REKLAMA

Oprócz mniej rygorystycznych badań dotyczących jakości wody, również wymagania związane z bezpieczeństwem są niższe – ratownicy nie muszą posiadać megafonów czy podwyższonych stanowisk. Nie ma też wymogu zamieszczania tablicy z informacją dla kąpiących się o stanie jakości wody.

– Kompleksowo zbadałem cztery powiaty w województwie pomorskim i na całą tą ilość wszyscy zamiast kąpielisk stosowali miejsca wykorzystywane do kąpieli – zaznacza dr Skalski.

Mowa o powiatach: karkuskim, kościelskim, starogardzkim i chojnickim. Jak wykazało badanie, na te cztery powiaty (łącznie 121 gmin) było tylko 7 kąpielisk uznanych przez gminy i 114 miejsc wykorzystywanych do kąpieli. Natomiast w obrębie powiatu znajduje się aż 515 jezior. Jak zapewnia doktor, dane te mają przełożenie na cały kraj.

Kto pilnuje bezpieczeństwa wypoczywających nad wodą?

Trzeba podkreślić jednak, że zarówno kąpieliska jak i miejsca wykorzystywane do kąpieli muszą mieć ratowników, którzy zadbają o bezpieczeństwo osób spędzających czas nad wodą. Dzisiaj gminy nie mają swoich pracowników pod postacią ratowników, lecz zatrudniają firmy w drodze zamówienia publicznego. Jak mówi Dariusz Skalski, zgodnie z ustawą o bezpieczeństwie osób przebywających na obszarach wodnych, na liście Ministerstwa Spraw Wewnętrznych znajduje się 111 podmiotów uprawnionych do działalności w ratownictwie wodnym, które mogą wziąć udział w takim przetargu.

REKLAMA

Jednak zdaniem eksperta wśród tych 111 podmiotów czasami trafiają się firmy zupełnie przypadkowe, ze słabą kadrą i nie do końca rozumiejące ideę ratownictwa wodnego. Wtedy z bezpieczeństwem nad wodą może być różnie. To jednak firma ponosi odpowiedzialność za swoje działania, a nie gmina.

– Dla gminy najwygodniej jest zrobić zamówienie, podpisać umowę cywilno-prawną i scedować wszystkie te obowiązki na firmę – ocenia Skalski.

Trudno zabezpieczyć wszystkie miejsca, w których ludzie się kąpią

Pozostaje jeszcze kwestia tzw. dzikich kąpielisk, o których najczęściej się słyszy, gdy dochodzi do utonięcia. Tutaj ekspert nie ma wątpliwości: – Musimy pewne rzeczy wyjaśnić. Po pierwsze, nie ma czegoś takiego jak dzikie kąpieliska. Jeśli ludzie znajdą „kawałek wody” i tam wchodzą, to robią to na własną odpowiedzialność – mówi dr Dariusz Skalski.

Jak dodaje, w polskim prawie nie ma takich pojęć, jak kąpiel na własną odpowiedzialność, zakaz kąpieli z uwagi na brak ratownika czy dzikie kąpielisko. Zbiorniki wodne, które nie figurują na gminnym wykazie kąpielisk są w zasadzie nie do zabezpieczenia, bo gmina musiałaby obstawić wszystkie dojścia do wody służbami ratowniczymi, które pilnowałyby przestrzegania zakazu.

REKLAMA

Innymi słowy, w miejscach gdzie kąpiele są kategorycznie zakazane, jedyną formą prewencji są służby mandatowe, które mogą ukarać grzywną osoby niestosujące się do zakazu.

Michał Nowak


Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej