Premier League: błękitna część Manchesteru triumfuje. Guardiola wygrywa starcie z Mourinho
Manchester City przegrał z Manchesterem United 1:2 (1:2) w pierwszym meczu czwartej kolejki angielskiej Premier League. Gola dla gospodarzy strzelił Zlatan Ibrahimović, dla gości trafiali Kevin de Bruyne i Kelechi Iheanacho.
2016-09-10, 18:45
Derby Manchesteru z każdym kolejnym sezonem nabierają rumieńców. Coraz większe pieniądze, głośne nazwiska na murawie i trenerskie gwiazdy za sterami - nic dziwnego, że nastroje były bardzo bojowe, a na spotkanie Manchesteru City z Manchesterem United czekała nie tylko piłkarska Anglia, ale praktycznie wszyscy fani futbolu.
Najciekawiej zapowiadał się jednak pojedynek Jose Mourinho i Pepa Guardioli. W przypadku tych dwóch ludzi można mówić już nie tyle o tym, że mają swoich zwolenników, co wyznawców swoich filozofii, które budowali latami. Guardiola - ogarnięty obsesją totalnej kontroli, ciągłej dominacji, i Mourinho, cyniczny, wyrachowany i potrafiący wybijać przeciwnikom atuty z rąk.
Ich zawodowe drogi skrzyżowały się najpierw w Hiszpanii, gdy Mourinho był asystentem Bobby'ego Robsona w Barcelonie, której kapitanem na boisku był wtedy Hiszpan. Portugalczyk nie ukrywał, że miał ochotę kiedyś zostać głównym sternikiem, np. w 2008 roku, kiedy szefowie klubu dość niespodziewanie oddali drużynę startującemu do wielkiej szkoleniowej kariery byłemu piłkarzowi, a nie jemu, mającemu już uznaną markę.
Na trenerskich ławkach po przeciwnych stronach boiska zetknęli się dość szybko - bo już w półfinale Ligi Mistrzów w 2010 roku. Inter Mourinho "mordując futbol" - jak to określili niektórzy eksperci - wyeliminował Barcelonę kierowaną przez Guardiolę, a w swojej radości Portugalczyk tyleż cieszył się z sukcesu, co z zemsty na pokonanych, których ewidentnie prowokował.
REKLAMA
Później wielokrotnie iskrzyło między nimi, gdy Mourinho pracował w Realu Madryt, a apogeum konfliktu okazało się włożenie przez niego palca w oko ówczesnego asystenta Guardioli Tito Vilanovy.
Ostatecznie jednak panowie nie żywią do siebie pretensji czy urazy, a przed pierwszym gwizdkiem podali sobie dłonie. Na murawie atmosfera była jednak momentami gorąco. Mimo tego, na pierwszym planie pozostała piłka. I to na najwyższym światowym poziomie. Eksperci wyliczali, że to będzie mecz, w którym na boisku będą biegać zawodnicy, których wartość zapisze się w historii - jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by wyjściowe jedenastki kosztowały tak ogromne pieniądze jak w tym przypadku. Wartość miała przełożenie na jakość, którą dawali piłkarze.
Od pierwszych minut Manchester City dominował, sprawiał wrażenie bardziej dojrzałego i mającego więcej pomysłu na to, jak ma wyglądać ich gra. Guardiola nie marnował czasu w ostatnich miesiącach, z każdym kolejnym spotkaniem widać, że "Obywatele" to jego drużyna. Niedociągnięcia jeszcze są, ale momentami jej gra może imponować. Rozwagą, umiejętnością przyspieszenia gry, wybieraniem najlepszych możliwych opcji.
REKLAMA
Wynik został ustalony jeszcze przed przerwą. Kevin De Bruyne strzelił pierwszego gola dla gości, a 20 minut później po jego uderzeniu piłka trafiła w słupek i spadła pod nogi Kelechi Iheanacho, który podwyższył prowadzenie. W 42. minucie Zlatan Ibrahimović zdobył jedyną bramkę dla gospodarzy, wykorzystując błąd bramkarza Claudio Bravo.
Belgijski ofensywny pomocnik miał wielkie powody do satysfakcji. Zemsta - można użyć tego słowa w kontekście tego, jak "odwdzięczył" się Mourinho za to, że ten nie widział w nim zawodnika pasującego do jego Chelsea. Kapitalny mecz De Bruyne potwierdził, że ten zawodnik będzie u Guardioli jednym z reżyserów gry ofensywnej, potrafiącym asystować i trafiać do siatki w ważnych momentach. Mourinho zaś może żałować, patrząc na rozwój tego piłkarza.
Wśród bohaterów jest też młodziutki Kelechi Iheanacho. 19-latek zakończył mecz z asystą i bramką, po meczu podkreślał, że strzelenie decydującego gola było dla niego spełnieniem marzeń. Trudno zresztą się dziwić - napastnik znalazł się w składzie dzięki zawieszeniu Sergio Aguero, który został zdyskwalifikowany na trzy mecze. Swoją szansę jednak wykorzystał.
REKLAMA
Manchester City obejmuje prowadzenie w tabeli Premier League, ale w niedzielę może się z nim zrównać punktami Chelsea, która zagra na wyjeździe ze Swansea. Zespoły z Manchesteru mają zdaniem większości ekspertów największe szanse na to, by sięgnąć po tytuł. Sezon dopiero się zaczyna, a ekipa Guardioli daje znać lokalnemu rywalowi, że w pewnych elementach nie będzie mieć sobie równych na Wyspach. Pierwszy krok do mistrzostwa został właśnie wykonany? Na takie stwierdzenia jest jeszcze za wcześnie, ale na pewno było to bardzo ważne zwycięstwo, pewnego rodzaju manifestacja siły.
Oprócz tego kibice niebieskiej części miasta muszą być w euforii. Dostali wynik, który w najbliższych kilku miesiącach daje im prawo do tego, by chodzić z podniesionymi głowami.
Źródło:
REKLAMA
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA