Czy KERM Morawieckiego pogodzi dyscyplinę finansową z wydatkami na rozwój?
Dziesięciu ministrów weszło w skład Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów (KERM), który ma zapewnić koordynację działań i sprawne podejmowanie decyzji w sprawach gospodarczych i rozwojowych. Zdaniem ekspertów zaskakujący jest brak w Komitecie minister cyfryzacji.
2016-10-03, 20:10
Posłuchaj
To drugi tego rodzaju Komitet Rady Ministrów w naszej historii. Pierwszy funkcjonował w latach 1997– 2001.
Prof. Balcerowicz i prof. Hausner
Do tej pory podobne kompetencje jak wicepremier, minister rozwoju i minister finansów i kierujący obecnie KERM Mateusz Morawiecki miał tylko jeden polityk.
– Taką skalę kompetencji, przede wszystkim patrząc na oczekiwania pani Premier oraz partii rządzącej, to tak mocno był upozycjonowany jedynie prof. Leszek Balcerowicz, w momencie tych pierwszych przemian. On nie miał tak szeroko podległych sobie resortów, był tylko ministrem finansów i wicepremierem. Ale jednak jego siła i narzędzia, które mu wówczas dano, dawały mu olbrzymią przewagę i de facto decyzję jednoosobową. Miał on w rządzie Mazowieckiego taką pozycję, która była bezdyskusyjna, bez niego nic nie mogło się odbyć. I on kształtował ręcznie cały proces przemian – wyjaśnia gość Jedynki dr Artur Bartoszewicz ze Szkoły Głównej Handlowej.
I dodaje, że druga osobą, która mieliśmy o podobnej skali, choć może nie tak wielkiej, i w innej logice ułożenia w rządzie, był prof. Jerzy Hausner. Który z kolei ze względu na swoją sprawność, i potężną inteligencję potrafił koordynować dosyć duże resorty.
REKLAMA
– Wówczas było to i Ministerstwo Gospodarki, i Ministerstwo Pracy, a nawet Ministerstwo Zdrowia. I gdyby kolejni ministrowie tam odpadali, to Hausner zbierałby wszystko, bo to był naprawdę mistrz intelektu. I pozostawił on bardzo dobra szkołę dla administracji procesów zarządczych. Może dużej przemiany nie zrobił, ale do dziś w wielu instytucjach administracji rządowej wspomina się poprawność procesów decyzyjnych, które on ukształtował – podkreśla dr Artur Bartoszewicz.
Mieli władzę, i mieli swoje Plany
Wszystkie te trzy nazwiska łączy jeden mianownik: każdy z tych ministrów-wicepremierów miał swój plan. Był Plan Balcerowicza, był Plan Hausnera czyli program uporządkowania i ograniczania wydatków publicznych, a teraz mamy Plan Morawieckiego czyli Strategię na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju.
– Ale tamte plany to były zupełnie inne plany, inne modele działania. Balcerowicz miał plan transformacyjny, i jego głównym celem było uporządkowanie finansów publicznych, i walka z lękiem przed utratą możliwości zapanowania nad nimi. Bo przecież był dług, były potężne dysproporcje związane z możliwościami wydatkowania pieniędzy i zebrania ich od podatników, a także problemy uksztaltowania całego systemu – tłumaczy ekspert z SGH.
REKLAMA
Natomiast jego zdaniem Hausner był człowiekiem, który chciał trochę uporządkować. Czyli był okres działań, i przyszedł czas na usprawnienie działania administracji. Bo był to taki człowiek-państwowiec, i w tym kierunku przede wszystkim odczytywał swoją misję.
Nie tylko diagnoza, ale i kierunek działania
– Natomiast wicepremier Morawiecki to jest zupełnie inny model, bo to jest wizjoner. To jest człowiek, który potrafi powiedzieć o dużych wyzwaniach, potrafi świetnie zdiagnozować. I tym, co właśnie ma Strategia, to jest dobra diagnoza – zaznacza dr Bartoszewicz.
Ale warto też przypomnieć, że taka dobra diagnoza była przygotowana na początku rządów Platformy Obywatelskiej i PSL, a którą przygotował minister Boni. To również był dokument diagnostyczny.
– Wicepremier Morawiecki też postawił na diagnozę, ale wskazał kierunki działań. I tak jak diagnoza jest bezdyskusyjna, tak dyskusyjne są kierunki działań, z uwagi na ich skalę i wielkość oraz wymagania finansowe. Co do konieczności wyłożenia pieniędzy i zorganizowania całego procesu włączenia wszystkich aktorów, żeby w ogóle można było coś takiego realizować – ocenia gość radiowej Jedynki.
REKLAMA
Nie tylko pilnowanie, ale też rozwój
Strategię dla Polski – Program naprawy finansów Rzeczypospolitej, miał też prof. Grzegorz Kołodko.
– Jednak jego rola może nie tyle była mniejsza, ale miał on potworne ambicje. To jest profesor, ówczesny minister finansów o bardzo wysokich ambicjach. Był też trochę takim showmanem. Sprawiał wrażenie, że posiada ogromne wpływy. Ale jego pozycja nie była aż tak znaczna, choć miał oczywiście wpływ na kształtowanie finansów, ale mniej na gospodarkę. To jednak cały czas był minister finansów. I to też jest bardzo ważne, że w tych okresach od 1989 roku pozycja ministra finansów była decydująca. Ponieważ głównym problemem, który rządy zakładały, to była próba zapanowania nad finansami publicznymi. Teraz mamy pierwszy raz do czynienia z sytuacją, że to minister rozwoju dostaje do ręki Ministerstwo Finansów. Mówi się, że jest to obniżenie rangi ministra finansów, ale ja myślę, że to nie do końca jest tak – komentuje dr Artur Bartoszewicz.
Nowa rola dla nowego ministra finansów
Dzisiaj minister finansów powinien być kimś takim, jak w brytyjskiej logice jest minister skarbu, czyli ten, który „pilnuje Skarbu”. Ale nie znaczy to, że zarządza on spółkami Skarbu Państwa, nadzoruje je. Odstawiamy to na bok.
– To jest kwestia gospodarowania Skarbem Państwa, wszelkimi zasobami, które państwo posiada. Minister zajmuje się także koordynowaniem służb, które gwarantują dochody budżetowe, czyli cła, kwestie związane z urzędami skarbowymi.
REKLAMA
Te służby przez ostatnie lata przeszły ogromne zmiany. Jeśli ktoś miałby wskazać, która ze sfer odniosła największy sukces to właśnie te służby – zwraca uwagę ekspert z SGH.
Jego zdaniem wykonano tu ogromną pracę. I każdy z nas widzi to, chociażby w urzędach skarbowych, gdzie jest wyższa jakość obsługi, i podatnik jest o wiele pozytywniej obsługiwany. To też pokazuje, jaką rolę będzie miał obecnie nowy minister finansów.
– Ponieważ musi on gromadzić pieniądze, musi gwarantować bezpieczeństwo finansów publicznych. Ale z drugiej strony, jako minister rozwoju będzie musiał kierować konkretnymi decyzjami rozwojowymi. I to nie tylko wobec siebie, swoich Ministerstw, ale też wobec wszystkich Ministerstw, które jak petenci ustawiają się w kolejce. Ponieważ każdy, kto chce coś zrobić, musi dysponować pieniędzmi – wyjaśnia dr Bartoszewicz.
„Czynnik ludzki” może przesądzić o sukcesie
Od wielu czynników zależy to, co będzie możliwe do realizacji. Według gościa Jedynki, można mieć bardzo silne chciejstwo i taką ambicję, a tym się wykazuje wicepremier Morawiecki, ale ważniejsza jest umiejętność skoordynowania pracy poszczególnych instytucji, i posiadanie ludzi.
REKLAMA
– To potrafił właśnie prof. Hausner, potrafił zgromadzić ludzi z doświadczeniem, z administracji. Natomiast wicepremier Morawiecki charakteryzuje się związkami z innym środowiskiem – to finanse i bankowość. I nawet silne ściąganie przez niego ekspertów z tej dziedziny nie musi się przełożyć na to, żeby ci ludzie „złapali” bezpośredni język z administracją, i stali się partnerem. Zrozumieli jak to funkcjonuje.
Ponieważ finanse publiczne to nie są zwykłe finanse. I zapanowanie nad sferą, która nie jest chętna do zmiany, bo Ministerstwa są bardzo zachowawcze, i ludzie tam pracujący są bardzo zachowawczy, jest trudne. Trzeba do nich umieć dotrzeć. Nie jestem pewny czy uda się stworzyć takie zespoły ludzkie – komentuje gość Jedynki dr Artur Bartoszewicz ze Szkoły Głównej Handlowej.
A Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów w najbliższym czasie zajmie się takimi tematami, jak prawo wodne, regulacje rynku mocy, prawo zamówień publicznych, konstytucja dla biznesu czy ułatwienia dla przedsiębiorców – jak wyliczał ostatnio wicepremier Morawiecki.
Sylwia Zadrożna, mb
REKLAMA