Prywatne listy w książce o łączniczce ŻOB. Będzie ponowny proces

Będzie ponowny proces o wykorzystanie prywatnych listów bohatera powstania w getcie warszawskim Simhy Rotema-Kazika Ratajzera w książce o łączniczce Żydowskiej Organizacji Bojowej Irenie Gelblum, z którą był kiedyś emocjonalnie związany - orzekł Sąd Apelacyjny w Warszawie.

2017-02-16, 15:01

Prywatne listy w książce o łączniczce ŻOB. Będzie ponowny proces
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: IAR/Krystian Dobuszyński

Sąd Apelacyjny uwzględnił apelację od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, który w 2015 roku uznał, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda przez wydawnictwo PWN.

Według SO, zgoda powoda na wykorzystanie listów nie była potrzebna, bo wystarczająca była zgoda córki nieżyjącej już Ireny Gelblum (adresatki listów). SA uznał, że nie było "świadomej zgody" Simhy Rotema na ich wykorzystanie.

"Llisty to jedna trzecia całej książki"

Adwokat mieszkającego w Izraelu 92-letniego Rotema mec. Maciej Ślusarek powiedział, że jest teraz duża szansa, iż Sąd Okręgowy uzna powództwo. - Kwestionowane listy to jedna trzecia całej książki - zaznaczył.

Rotem - prawdopodobnie ostatni żyjący bojowiec Żydowskiej Organizacji Bojowej - poczuł się dotknięty wykorzystaniem w książce Remigiusza Grzeli o Gelblum, bez swej zgody i wiedzy, swoich listów do niej (tworzyli parę podczas wojny i tuż po niej).

Gelblum była słynącą z odwagi i zimnej krwi łączniczką ŻOB. Dokonała wielu bohaterskich akcji. Walczyła też w Powstaniu Warszawskim.

REKLAMA

Po 1968 roku wyemigrowała z Polski i zaczęła się przedstawiać jako włoska poetka Irena Conti di Mauro. Zaprzeczała swej przeszłości z lat wojny, a przyjaciół z tych lat "nie poznawała". Marek Edelman mówił o niej ciepło "Irka-wariatka".

Po jej śmierci w 2009 roku, Grzela, który znał ją jako włoską poetkę, opisał jej życie w wydanej w 2014 roku książce pt. "Wybór Ireny". Przytoczył listy Rotema do niej (dostał je od córki Gelblum), zawierające - jak głosi pozew - "prywatne wyznania i odczucia", z którymi powód nie zamierzał się dzielić z innymi.

Rotem uznał to naruszenie praw autorskich, które chronią także prywatne listy oraz złamanie tajemnicy korespondencji - a przez to także i dóbr osobistych, do których należy m.in. prawo do prywatności.

Pozew wnosił o zakazanie rozpowszechniania fragmentów książki z listami, o przeprosiny m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Dzienniku Gazecie Prawnej" i "Rzeczpospolitej" oraz o wpłatę 40 tys. zł na cel charytatywny.

"Dostałem cios od bohaterka"

Na wniosek powoda Sąd Okęgowy zakazał w drodze tzw. zabezpieczenia powództwa dalszego rozpowszechniania książki do prawomocnego zakończenia procesu. Część nakładu wcześniej sprzedano.

Grzela stwierdził w Sądzie Okręgowym, że dostał "cios od wielkiego żydowskiego bohatera, pisząc o wielkiej żydowskiej bohaterce". - Mój klient nie wiedział, że Grzela ma te listy, a gdyby to wiedział, nie zgodziłby się na ich opublikowanie - oznajmił mec. Ślusarek.

Mec. Ślusarek postępowanie autora nazwał niemoralnym, bo - według adwokata - musiał on wiedzieć, że na publikację takich listów nikt nie pozwoli. - Wydawnictwo nie może naruszać praw osób trzecich, a nie podjęło żadnych działań na etapie przygotowania publikacji - dodał.

Pełnomocnik wydawnictwa mec. Michał Kluska wnosił o oddalenie pozwu, bo "działało ono profesjonalnie". Wskazał, że wydawnictwo miało zaufanie do swego autora, nie miało zaś "obowiązku weryfikacji linijka po linijce". Podkreślił, że koszt żądanych przeprosin to ok. 250 tys. zł, a książka "nie była sukcesem ekonomicznym".

REKLAMA

Wyrok i apelacja

Sąd Okręgowy oddalił pozew, bo uznał, że dóbr powoda nie naruszono, gdyż jego zgoda nie była konieczna do wykorzystania listów, skoro zgodziła się na to córka adresatki jako jej następczyni prawna.

- Adresat ma pełne prawo dysponowania swą korespondencją i tylko jego zgoda jest istotna - oświadczyła sędzia Krystyna Gromek, według której doszło do "zgodnego z prawem ujawnienia korespondencji".

Dodała, że w wyjątkowych przypadkach na takie ujawnienie musi wyrazić nadawca, ale tylko gdy dany list zawiera chronione tajemnice, np. medyczną, służbową, bankową itp., czego tu nie było.

Według SO nie można też mówić o naruszeniu praw autorskich powoda, bo wobec listów powoda nie może być stosowana definicja "utworu", chronionego przepisami prawa autorskiego.

Mec. Ślusarek nazwał wyrok "poważnym wyłomem w rozumieniu ochrony tajemnicy korespondencji". Złożył apelację do Sądu Apelacyjnego.

"Nie mają związku z wojną"

W Sądzie Apelacyjnym mec. Ślusarek powiedział, że Sąd Okręgowy bezpodstawnie uznał, iż listy nie podlegają ochronie praw autorskich; że jedynym uprawnionym do zgody na ich publikację jest adresat; że bohaterowie wojenni są pozbawieni prawa do ochrony prywatności oraz że powód dał zgodę na ich publikację.

Adwokat dodał, że nie chce "pastwić się dłużej nad tymi stwierdzeniami SO". - Listy mojego klienta to wspaniałe i piękne wyznania miłości, przemyślenia. To typowy przejaw twórczości i korzystają one z ochrony praw autorskich - podkreślił adwokat. - To są intymne listy nie mające związku z wojną – zaznaczył.

Pełnomocniczka wydawnictwa radca prawna Aleksandra Sajewicz wniosła o utrzymanie wyroku. Uznała, że w tym przypadku listy nie są utworem w myśl prawa autorskiego. Według niej Ratajzer i Gelblum to osoby publiczne.

Trzyosobowy skład Sądu Apelacyjnego uznał apelację za zasadną, gdyż Sąd Okręgowy "nie rozpoznał istoty sprawy".

REKLAMA

- Materiał dowodowy wskazuje, że nie było przynajmniej świadomej zgody powoda na wykorzystanie listów - wskazała sędzia SA Ewa Stefańska w uzasadnieniu wyroku. Dodała, że powód myślał, że Grzela mailowo prosił go o zgodę na wykorzystanie tego, co mu sam opowiadał i mógł nie pamiętać swych listów do Gelblum.

SA uznał też, że SO nie ma racji, uznając, że listy te nie są utworem, gdyż brak im "waloru oryginalności formy". - A treść? - zapytała retorycznie sędzia Stefańska.

SA nie zgodził się też z SO, że można "wyłączyć bezprawność" naruszenia prywatności i tajemnicy korespondencji. - Osoba wysyłająca list nie jest pozbawiona wpływu na jego wykorzystanie - zaznaczyła sędzia Stefańska.

Ponadto SA uznał, że listy nie mają związku z działalnością publiczną Rotema i Gelblum.

***

Simha Rotem-Kazik Ratajzer walczył w powstaniu w getcie warszawskim. Przygotował po "aryjskiej stronie" ratunek dla bojowców Żydowskiej Organizacji Bojowej, którzy wyszli z getta kanałami. Dzięki niemu ocaleli. Wziął też udział w Powstaniu Warszawskim.

W 1945 roku wraz z Ireną Gelblum opuścił Polskę. Przyłączyli się do Żydów ocalałych z Holokaustu, planujących zemstę na Niemcach. Brali udział w nieudanej akcji zatrucia chleba dla esesmanów w amerykańskim obozie pod Monachium.

REKLAMA

W 1946 roku Kazik osiadł w Palestynie, gdzie zmienił nazwisko na Simha Rotem. Gelblum w 1948 roku wróciła do Polski.

Rotem walczył w trzech wojnach Izraela z państwami arabskimi. Jako członek Rady Instytutu Yad Vashem dopilnował, aby Polacy, którzy pomagali powstańcom z getta, mieli swe drzewka sprawiedliwych.

W 70. rocznicę powstania w getcie został odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.

kk

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej