"Wykończyłem caracale". Wacław Berczyński: jak trzeba wszystko wytłumaczę prokuraturze
- Nie zrobiłem niczego niezgodnego z prawem - podkreślił przebywający w USA Wacław Berczyński w wywiadzie dla "Super Expressu".
2017-05-18, 13:30
Wacław Berczyński, były szef powołanej w Ministerstwie Obrony Narodowej podkomisji smoleńskiej, opuścił Polskę 13 kwietnia po wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej", w którym mówił m.in., że to on "wykończył caracale".
Powiązany Artykuł
Przewodniczący podkomisji smoleńskiej Wacław Berczyński podał się do dymisji
Opozycja żąda ścigania go za bezprawny dostęp do niejawnych materiałów i wpływanie na przetarg w tej sprawie. MON zapewnia, że prawa nie złamano.
Po wyjeździe do USA Berczyński zrezygnował z kierowania podkomisją smoleńską i radą nadzorczą Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1 w Łodzi.
- Nie uciekłem i nigdzie się nie ukrywam. Bilet do USA kupiłem pod koniec lutego tego roku. Moja "ucieczka" była planowana na 13 kwietnia. "Uciekłem" do domu, w którym mieszkam od 1987 roku. Chciałem spędzić Wielkanoc z rodziną. A to chyba nie przestępstwo - powiedział Berczyński "Super Expressowi".
TVP
REKLAMA
"Posłowie PO rżną głupa"
Berczyński przyznał, że miał "do wglądu dokumenty, w których były zapytania ofertowe". - Wszystkie one miały najniższą klauzulę tajności - oznajmił.
- Dokumenty są klasyfikowane jako: poufne, zastrzeżone, tajne, ściśle tajne. Te, które miałem do wglądu, nie wymagały przechowywanie w sejfie. Procedura dostępu do nich jest bardzo dokładna, o czym byłem poinformowany. Z inspektoratu dokumenty przesyłane są do Tajnej Kancelarii, potem do kogoś, kto może je bezpiecznie przechować w sejfie, a potem do adresata, czyli do mnie - wyjaśnił.
- Miałem do niedawna Security Clearence, czyli autoryzację dostępu do tajnych informacji w USA, gdyż pracowałem nad projektem dla armii amerykańskiej, więc te procedury doskonale znam. Byłem w tym zakresie szkolony zarówno w USA, jak i w Polsce - wskazał.
Według niego posłowie PO Tomasz Siemoniak, Cezary Tomczyk i Marcin Kierwiński wiedzą o tym, "ale udają zaskoczenie, czyli rżną głupa".
Berczyński zapewnił, że jeśli dostanie wezwanie do prokuratury, to przyjedzie do Polski. - Jak trzeba, to pojadę i na pewno udzielę wszelkich wyjaśnień - powiedział.
"To była próba kradzieży"
Jego zdaniem francuskie helikoptery są "przeciętne i były dwa razy za drogie".
- To była próba kradzieży z Polski miliarda albo więcej dolarów. To był duży, a może największy przekręt w historii Polski. Moje polskie sumienie (...) nie pozwoliło mi przejść nad tym obojętnie - podkreślił.
Berczyński zaznaczył, że nie miał nic wspólnego z wyborem samolotów dla VIP-ów. - Z nikim na ten temat nie rozmawiałem - stwierdził.
REKLAMA
- Można było kupić boeingi lub airbusy, innych nie ma. To są dwie firmy produkujące te samoloty na świecie. Nikt inny ich nie robi. Są mniej więcej w tej samej cenie, od 100 mln dolarów za sztukę plus wyposażenie - powiedział.
Indagowany czy jako były pracownik boeinga nie lobbował za tą firmą w Polsce Berczyński zaprzeczył i dodał, że nie pracuje dla niej od 10 lat.
Zapytany o pożyczkę, jaką uzyskał od Boeing Credit Union, wyjaśnił, że był to kredyt hipoteczny, który wziął, bo oferowali mu "niższy procent niż inni". - Dawno już go spłaciłem. Taki kredyt może dostać każdy obywatel, nawet nie pracownik Boeinga - oświadczył.
kk
REKLAMA