Kłopotek z Piterą
Swoją działalnością Julia Pitera coraz częściej przypomina jednoosobową policję polityczną.
2008-09-19, 16:16
Spór Eugeniusza Kłopotka i Julii Pitery jest czymś więcej niż kłótnią dwóch polityków. Swoją działalnością minister coraz częściej przypomina bowiem jednoosobową policję polityczną.
Przez kilka dni media żyły konfliktem Julii Pitery i Eugeniusza Kłopotka z PSLu. Minister stwierdziła, że działał on niezgodnie z prawem na rzecz bydgoskiego biznesmena, zaś poseł ludowców oskarżył ją o publiczne kłamstwo i zachowania niegodne członka rządu. Wygląda na to, że ludowcy mają dość Pitery. Nie wiadomo, czy partia rządząca zdoła uratować przydatną dla siebie minister. Znani z nepotyzmu i rodzinnego podejścia do spraw kadrowych działacze PSLu będą prawdopodobnie domagać się odwołania Julii Pitery. Preteksty do tego daje sama minister, której głównym zajęciem w ostatnich tygodniach jest ściganie politycznych konkurentów Platformy Obywatelskiej. Z zapałem zajmuje się ona takimi sprawami jak działanie Kłopotka w Bydgoszczy, prowokacja dziennikarzy TVNu, którzy udowodnili, że w Agencji Rynku Rolnego można znaleźć zatrudnienie, jeśli się jest znajomym ministra Sawickiego, tropienie wydatków ministrów rządu Prawa i Sprawiedliwości, działanie prezesa Narodowego Centrum Sportu Michała Borowskiego, czy szukanie nieprawidłowości w działaniach Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Badanie spraw nie związanych z ludźmi z PO pochłania ją to do tego stopnia, że nie starcza jej już czasu na zajmowanie się tym, co dotyczy jej partyjnych kolegów. Chyba tym trzeba tłumaczyć brak podobnie dużego zainteresowania takimi sprawami. Obsadzenie stanowiska prezesa tarnowskiej spółki Azoty przez byłego szefa gabinetu politycznego ministra skarbu Aleksandra Grada według minister Pitery w ogóle na naganę nie zasługuje. W programie „Kwadrans po ósmej” skrytykowała ona nie ministra czy jego współpracownika, który wygrał konkurs, tylko ludzi, którzy nie zdecydowali się wystartować w nim, bo uważali, że jest ustawiony, oraz swojego partyjnego kolegę za to, że całą sprawę ujawnił. Również zatrudnienie synowej radnej PO Elżbiety Neski w instytucji podległej urzędowi marszałkowskiemu, czy zatrudnianie rodzin działaczy Polskiego Stronnictwa Ludowego i Platformy Obywatelskiej w instytucji odpowiedzialnej za wdrażanie programów europejskich na terenie województwa mazowieckiego nie zajęły minister. W głośnej już sprawie obsadzania stanowisk w warszawskim Ratuszu przez Hannę Gronkiewicz-Waltz, która rozpisywała konkursy tak, by wygrywali jej zaufani ludzie, minister Pitera także nie wykazała specjalnie dużo dociekliwości. Jak sama informowała, sprawą zajęła się nie z własnej inicjatywy, tylko na wniosek posłów Prawa i Sprawiedliwości. Jej interwencja ograniczyła się do wysłania listu z zapytaniem do władz stolicy. Z triumfalną miną oświadczyła później, że zaskarżonych zostało zaledwie 16 konkursów. W innych przypadkach, dotyczących ludzi związanych z PO, zrobiła jeszcze mniej. Nie zareagowała np. na publikację „Rzeczpospolitej”, która dotarła do warunków przetargu Ministerstwa Sprawiedliwości na system dozoru elektronicznego (SDE). Został on tak napisany, by jego założenia spełniała tylko jedna firma, G4S. Informacja ta nie zainteresowała w ogóle minister Pitery. Podobnie było po doniesieniu o tym, że pełnomocnikiem rządu ds. Muzeum Westerplatte, a być może wkrótce szefem placówki zostanie współpracownik Sławomira Nowaka, szefa gabinetu politycznego premiera Donalda Tuska. Choć Maciej Krupa nie ma żadnego doświadczenia związanego z historia, czy muzealnictwem zorganizuje a potem być może pokieruje jednym z najważniejszych polskich muzeów, gdyż jest człowiekiem Nowaka. A on – jak sam mówił – „potrzebuje kogoś zaufanego na tym stanowisku”. Także doniesienia o tym, że władze PO chcą, by polskim komisarzem w Komisji Europejskiej został Jan Krzysztof Bielecki, przyjaciel Donalda Tuska i jego mentor, nie pojawiły się na liście spraw do załatwienia Julii Pitery. Choć wymienione działania są oczywistym przykładem kumoterstwa i kolesiostwa, minister nie zainteresowała się nimi w ogóle. Asymetria w działaniu Pitery jest wielce zadziwiająca.
Minister osamotniona
REKLAMA
W sporze Julii Pitery i Eugeniusza Kłopotka zastanawia osamotnienie działaczki PO. Ludowcy stanęli murem za swoim kolegą. Wsparli jego działania na rzecz bydgoskiego biznesmena. Tłumaczyli, że nie ma w nich nic złego, gdyż każdy poseł pomaga konkretnym osobom, bo to oni a nie instytucje zgłaszają się do nich. Na tłumaczeniu z resztą nie poprzestawali, atakując wspólnie minister za jej – ich zdaniem – skandaliczną działalność. Pitera nie mogła liczyć na taką solidarność. Jedynym komentarzem premiera do całej sprawy było stwierdzenie, że ma ona pewien margines, żeby przesadzać w walce z przejawami korupcji. Reakcja Platformy na konflikt Pitery i Kłopotka wyglądała tak, jakby z politycznych kalkulacji działaczom PO wynikało, że Pitery nie da się obronić i lepiej ją poświęcić na rzecz dobrych układów z PSLem. Obronę tropicielki korupcji utrudnia z resztą od dawna ona sama, ośmieszając siebie i ideę walki z korupcją. Wyniki prowadzonych przez nią głośnych audytów szokują oczywistością i podważają sensowność jej powołania na stanowisko. W ciągu kilku miesięcy swojego urzędowania zdążyła zbadać sprawę rzekomego łamania demokratycznych standardów przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, stwierdzić, że z Narodowego Funduszu Zdrowia masowo wyłudzane są pieniądze, oraz poinformować polskie społeczeństwo, że szpitale w naszym kraju są źle zarządzane. Wiarygodność minister obniża zarówno stwierdzanie oczywistości, jak i fakt, iż rzucając swe oskarżenia bardzo często się myli. Tak było choćby, gdy zaatakowała prezesa KRUSu, Romana Kwaśnickiego. Poinformowała, że kontrola Kancelarii Premiera potwierdziła, że w instytucji dochodzi do nepotyzmu, zaś prezes złamał zapisy ustawy antykorupcyjnej. Doniesienia Pitery doprowadziły do odwołania Kwaśnickiego. Kilka dni później okazało się, że nie potwierdziła ich ani kontrola przeprowadzona przez Ministerstwo Rolnictwa, ani Centralne Biuro Antykorupcyjne. Jak zaznaczał minister rolnictwa cała sytuacja „daje do myślenia” i podważa wiarygodność minister ds. walki z korupcją. Podobnie było ze sprawą rzekomego nepotyzmu Przemysława Gosiewskiego. Według Pitery miał on wpływ na decyzję o zatrudnieniu swojej żony w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Gosiewski zarzuty odrzucił i zapowiedział, że skieruje sprawę do sądu, jeśli Pitera go nie przeprosi. Poinformował, że jego żona została wybrana w drodze otwartego konkursu, jest absolwentką SGGW, a przed zatrudnieniem w ARiMR była przez sześć lat pracownicą Agencji Rynku Rolnego. Jej powołanie miało natomiast miejsce kilka miesięcy przed objęciem przez Gosiewskiego funkcji w rządzie. Gdyby okazało się, że Pitera pochopnie wypowiedziała swe słowa i są one nieprawdziwe lub niemożliwe do udowodnienia, będzie to oznaczało, że minister dopuściła się zwykłego pomówienia.
Jeszcze bardziej niż osamotnienie Pitery zastanawiające jest jednak to, że oskarżenie przez nią Eugeniusza Kłopotka zbiegło się w czasie z faktem, że jako jedyny stanął on w obronie szefa bydgoskiego oddziału Agencji Rynku Rolnego, który obiecał pomoc w znalezieniu pracy koledze ministra rolnictwa, Marka Sawickiego. Cała sprawa była prowokacją dziennikarzy TVNu. W sposób oczywisty uderzyła ona w otoczenie Polskiego Stronnictwa Ludowego. Jedynym politykiem, który bronił dyrektora bydgoskiej ARR, był właśnie Kłopotek. W jednym z wywiadów zasugerował nawet, że za akcją pracowników TVNu, która zapoczątkowała nagonkę na ludowców, może stać Platforma Obywatelska. Atak na posła PSL wygląda więc jak zemsta.
Spór Kłopotka i Pitery jest czymś więcej niż kłótnią dwóch polityków. Swoją działalnością minister rządu Donalda Tuska coraz częściej przypomina bowiem jednoosobową policję polityczną, która służy do atakowania rywali PO. Tropienie przypadków i zagrożeń korupcyjnych na własnym podwórku nie interesuje jej już tak bardzo. Choć działacze PO całą sprawę bagatelizują, konflikt może się odbić na koalicji. W specjalnym oświadczeniu działacz ludowców oskarżył bowiem polityczne zaplecze Pitery o przyzwolenie na jej „harce”. Zapowiedział, że poprosi Waldemara Pawlaka, by na posiedzeniu kierownictwa koalicji podniósł problem sposobu jej pracy. Zaznaczył, że jeśli minister nie zmieni sposobu działania może przyjść taka chwila, że PSL „zacznie się zastanawiać nad przyszłością koalicji”.
Stanisław Żaryn
REKLAMA
REKLAMA