Kiedy Putin zapłaci za rosyjskie zbrodnie w Syrii?
Decyzja o opuszczeniu Syrii przez większość rosyjskiej armii nie oznacza, że władze w Moskwie przestają się interesować tym regionem, czy że nie będą prowadzić w nim dalszych działań zbrojnych. Wprost przeciwnie – Rosja nie tylko wzmacnia tam swoje bazy, ale ma wciąż zamiar wspierać zbrodniczą działalność dyktatora Baszara al-Asada wobec własnego narodu. To zaś sprawia, że konflikt ten, mimo rozbicia Państwa Islamskiego, będzie nadal trwał.
2017-12-30, 06:25
W mijającym tygodniu Kreml poinformował, że rosyjska armia zaczęła ustanawiać „stałą obecność” w swych bazach w porcie Tartus i w bazie lotniczej w Hmejmin w Syrii. Na mocy wcześniej zawartego porozumienia z władzami w Damaszku, Rosja będzie mogła utrzymywać w pierwszej z nich do 11 okrętów jednocześnie i będzie bezpłatnie użytkować jej infrastrukturę. W ten sposób baza Tartus, będąca jedynym rosyjskim punktem w rejonie Morza Śródziemnego - zostanie wzmocniona, co pozwoli rosyjskim okrętom na dostęp do syryjskich wód i portów. Obie bazy umożliwiają Władimirowi Putinowi na dalsze rozgrywanie syryjskim dramatem, podtrzymywanie konfliktu dla realizacji własnych interesów i wypychanie, przy pomocy Iranu, wpływów amerykańskich z regionu.
Powiązany Artykuł
Czy tę wojnę wygra dyktator?
Barbarzyńskie bombardowania
Kreml deklarował, że wysyła swoją armię do Syrii (oficjalnie od jesieni 2015 roku, ale w rzeczywistości dużo wcześniej), by ta zwalczała Państwo Islamskie. Przedstawiał przy tym Baszara al-Asada jako gwaranta niedopuszczenia dżihadystów do przejęcia kontroli nad całym terytorium kraju. Nigdy nie potępili dokonywanych przez syryjskiego dyktatora zbrodni m.in. gazowania własnych obywateli - wprost przeciwnie, za każdym razem przekonywali, że oskarżenia te są motywowane politycznie. Tę samą odpowiedź Moskwa stosowała, gdy pod jej adresem formułowano oskarżenia o zbrodnie dokonywane na ludności cywilnej.
Rosjanie przez cały okres swojej obecności w tym kraju specjalizowali się w barbarzyńskim bombardowaniu celów cywilnych (m.in. szpitali), znajdujących się na obszarach kontrolowanych przez wspieranych przez USA umiarkowanych rebeliantów. Nie były to błędy, pomyłki, przypadkowe ofiary – Kreml z premedytacją dokonywał zniszczeń, tak by osłabić morale przeciwników Asada i dać do zrozumienia, że władze w Damaszku, dzięki wsparciu Moskwy, wygrają tę wojnę.
REKLAMA
Dramatyczne dane, relacje świadków, zagranicznych korespondentów czy działaczy organizacji pomocowych nie były w stanie powstrzymać rosyjskiego bestialstwa – nikt za nie nie został pociągnięty do odpowiedzialności, a media z czasem ograniczyły się do przedstawiania suchych faktów. Na nic zdała się także krytyka działalności Rosji na arenie międzynarodowej. Skala zbrodniczej działalności Moskwy w Syrii ciężka jest dziś do oszacowania. Proceder ten nie skończy się wraz z opuszczeniem tego kraju przez większość rosyjskich żołnierzy, gdyż Moskwa nie tylko utrzymuje w tym kraju swoją bazę lotniczą, ale i wspiera lotnictwo syryjskie. Damaszek, wzorując się na Moskwie, nie przejmuje się niczym. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka informowało w tym tygodniu, że tylko w przypadku prowincji Idlib w ciągu jednej doby samoloty rządowe zrzuciły kilkadziesiąt bomb beczkowych, które zabijają szczególnie wielu cywilów. Rosjanie jednak o tym nie wspominają. Wolą chwalić się, że w trakcie operacji ich armia zlikwidowała 60 tysięcy islamistów, w tym 2,8 tysiąca pochodzących z Rosji – są to dane potwierdzone jedynie przez Moskwę, więc ich wiarygodność jest żadna.
Rosjanie przez cały okres swojej obecności w tym kraju specjalizowali się w barbarzyńskim bombardowaniu celów cywilnych
Krew będzie wciąż płynąć
W niedawnej rozmowie z dziennikiem "Komsomolskaja Prawda", szef Sztabu Generalnego sił zbrojnych Rosji gen. Walerij Gierasimow nie ukrywał, że rosyjscy doradcy znajdują się praktycznie we wszystkich oddziałach podległych Damaszkowi i zajmują się m. in. planowaniem działań bojowych. Dodał, że doradcy otrzymują rozkazy z centrum dowodzenia w rosyjskiej bazie lotniczej Hmejmin. Zarówno ta baza, jak i morska w Tartusie mają – według jego relacji – na celu nie tylko wspieranie wojsk rządowych, ale także ochronę rosyjskich interesów na Bliskim Wschodzie. Relacja ta potwierdza tylko wcześniejsze informacje zachodnich wywiadów o skali zaangażowania rosyjskiego w operacje armii Asada. Oznacza to, że Władimir Putin bierze też odpowiedzialność za zbrodnie popełniane przez oddziały podległe Damaszkowi.
#Syria - #Idlib: #Russia-n Warplanes Bombard Al-Tah Hospital Southern Idlib 19-9-2017https://t.co/CG2Kxmdotp pic.twitter.com/DPIYtX056R
— Qasioun News Agency (@QASIOUN_NEWS) 19 września 2017
Według informacji AP w Syrii walczyły tysiące rosyjskich najemników, którzy pozostaną w niej po wycofaniu większości sił rosyjskiej armii. Tego typu formacje były obecne w Syrii jeszcze przed rozpoczęciem otwartej interwencji zbrojnej, a obecnie ich rola może się jeszcze zwiększyć. Dla Rosji posługiwanie się nimi jest korzystne, gdyż śmierć osoby niebędącej żołnierzem w służbie czynnej ma mniejsze konsekwencje, niż w sytuacji gdy ginie żołnierz. Za najemnika nie trzeba też brać odpowiedzialności – a o tym, co to oznacza w przypadku walk w Syrii, pisałem chwilę wcześniej.
REKLAMA
Wypychanie USA
Warto się więc zastanowić, jaki był i jaki jest wciąż interes Moskwy w tym regionie? W analizie „Bliskowschodnia polityka Rosji. Regionalne ambicje, globalne cele” eksperta Ośrodka Studiów Wschodnich Witolda Rodkiewicza czytamy, że Kreml był bardzo źle nastawiony wobec „arabskiej wiosny”, jako masowego ruchu stawiającego sobie za cel odsunięcie od władzy autorytarnych reżimów, gdyż obawia się, że może być to przykład dla rosyjskiego społeczeństwa.
„Władze w Moskwie obawiały się ponadto, że polityczna mobilizacja dokonana pod hasłami obrony islamu i wymierzona przeciwko laickiemu reżimowi może stać się atrakcyjnym wzorem dla muzułmańskich społeczności zarówno w Rosji, jak i w Azji Centralnej”.
Witold Rodkiewicz Strategicznym celem uczestnictwa w bliskowschodniej grze geopolitycznej było wzmocnienie pozycji Moskwy wobec Waszyngtonu
Innym ważnym motywem syryjskiej polityki Kremla była „chęć wzmocnienia swojej wewnętrznej legitymizacji poprzez zademonstrowanie rosyjskiemu społeczeństwu, że Rosja pod rządami Putina odzyskuje wpływy na arenie międzynarodowej i jest w stanie być równorzędnym konkurentem Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie. (…) Strategicznym celem uczestnictwa w bliskowschodniej grze geopolitycznej było wzmocnienie pozycji Moskwy wobec Waszyngtonu i zmuszenie go do brania pod uwagę rosyjskiego stanowiska przy rozwiązywaniu problemów regionalnych. Dlatego też Rosja dążyła do osłabienia amerykańskich wpływów w regionie z jednej strony poprzez blokowanie działań Waszyngtonu i jego regionalnych sojuszników, a z drugiej – oferowanie państwom alternatywy dla Waszyngtonu w postaci politycznego i wojskowego poparcia oraz dostaw broni i technologii nuklearnych (elektrownie atomowe) nieobciążonych warunkami dotyczącymi polityki wewnętrznej. Polityka rosyjska wykorzystuje przy tym brak jasności i konsekwencji w polityce Waszyngtonu oraz jego niechęć do wojskowego zaangażowania się w regionie”.
REKLAMA
Pokaz siły
Czy Moskwie udało osłabić wpływy Waszyngtonu w regionie? Wszystko wskazuje, że tak. Dziś to Rosja, wraz z Iranem rozdają karty w Syrii i przejęły kontrolę nad „procesem pokojowym” w tym kraju, nad którym, wraz ze stronami konfliktu (a raczej jedynie Damaszkiem) debatują bez udziału USA i państw zachodnich. Nie oznacza to oczywiście, że na jakimkolwiek etapie dramatu syryjskiego Władimirowi Putinowi zależało na jego zakończeniu i osiągnięciu pokoju. Polityka rosyjska żywi się konfliktem, jako formą wpływania na bieg wydarzeń zarówno w regionie, jak i formę nacisku na Waszyngton. Dla Kremla optymalną sytuacją jest przedłużanie konfliktu, co pozwala mu na kontrolowanie Asada, wykorzystywanie Syrii jako karty przetargowej w relacjach z Zachodem, a przy tym traktowaniu tego państwa jako przyczółku dla własnej armii.
Putin całkowicie wykorzystał słabość poprzedniego amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy, który wbrew logice, za pomocą polityki ustępstw, starał się przez cały okres swojej prezydentury ocieplić relacje z Moskwą
Putin całkowicie wykorzystał słabość poprzedniego amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy, który wbrew logice, za pomocą polityki ustępstw, starał się przez cały okres swojej prezydentury ocieplić relacje z Moskwą. Efektem tego była jego niezdecydowana polityka wobec Syrii polegająca na skromnym wspieraniu umiarkowanej opozycji – co nie przyniosło żadnych pozytywnych rezultatów. Rosjanie postawili zaś na siłę, bezkompromisowość i nieliczenie się z jakąkolwiek krytyką. Donald Trump jak na razie nie przedstawił alternatywy, która w realny sposób wpłynęłaby na zmianę sytuacji w regionie. Nie widać też oznak, że takową posiada.
W rezultacie operacja rosyjska w Syrii została przez Moskwę doskonale wykorzystana propagandowo – zarówno na użytek wewnętrzny – „jesteśmy mocarstwem, które potrafi wspierać naszych i przeciwstawić się USA”, i zewnętrzny – „jesteśmy mocarstwem zwalczającym terroryzm i świat musi się z nami liczyć”. Stany Zjednoczone po raz kolejny pokazały zaś w polityce słabość i nieumiejętność narzucenia swoich rozwiązań, nawet wtedy, gdy zyskały dla nich wsparcie sojuszników.
Ostrzeżenie dla NATO
Osobną kwestią jest też to, że Rosjanie przetestowali w Syrii swoje najnowocześniejsze uzbrojenie w warunkach bojowych, a dziesiątki tysięcy ich żołnierzy zebrały doświadczenie w walce w niekorzystnych warunkach. Ekspert portalu Defence 24 Marcin Gawęda zwracał uwagę w analizie „Rosyjskie śmigłowce szturmowe na wojnie w Syrii”, że jednym z celów pojawienia się nowych rosyjskich rodzajów uzbrojenia w tym kraju, była chęć ich sprawdzenia w warunkach bojowych. „Broń testowana w warunkach konfliktu bliskowschodniego zyskuje na wartości i łatwiej jest sprzedać ją za granicę. Stało się to także udziałem najnowszej generacji śmigłowców uderzeniowych, o czym świadczy np. algierski kontrakt na Mi-28 i egipski na Ka-52. Konflikt w Syrii był/jest także wykorzystywany pod kątem zbierania doświadczeń bojowych i eksploatacyjnych dla obu typów maszyn oraz skokowego wzrostu nalotu załóg w warunkach wojennych”.
REKLAMA
Marcin Gawęda podkreśla również, że doświadczenia z Syrii wdrażane są w procesie szkolenia w Rosji, „dlatego można założyć, że działania śmigłowców w trakcie manewrów Zapad-2017, z użyciem śmigłowców rozpoznawczo-naprowadzających, to właśnie efekt konfliktu syryjskiego”.
Reasumując – udział rosyjskich żołnierzy w walkach i testowanie nowoczesnego sprzętu w warunkach bojowych – to wyzwanie dla sił NATO, czy armii państw bezpośrednio sąsiadującymi z Rosją – krajem, którego przywódca prowadzi agresywną politykę wobec Europy Środkowo-Wschodniej, który wywołał i podsyca konflikt na Ukrainie i który wciąż daje do zrozumienia, że spuścizna Związku Sowieckiego jest powodem do dumy.
Petar Petrović
REKLAMA