Rocznica marszu śmierci w Auschwitz
17 stycznia 1945 rozpoczęła się ewakuacja więźniów Auschwitz. Ponad 50 tys. więźniów popędzono w głąb nazistowskich Niemiec. Tropieniem ludzi, którzy uniknęli odpowiedzialności za tę oraz inne zbrodnie, zajmuje się dr Efraim Zuroff.
2018-01-17, 13:52
Posłuchaj
"Biały trakt" - reportaż Anny Sekudewicz. (PR, 11.04.1981)
Dodaj do playlisty
17 stycznia 1945 rozpoczęła się ewakuacja więźniów obozu Auschwitz-Birkenau. Wyruszyli o 9.00 rano, szli przez Brzeszcze do Wodzisławia. Dostali bochenek chleba i jedną konserwę. Do świadków, uczestników marszu śmierci dotarła w 1981 r. Ewa Sekudewicz. W swym reportażu "Biały trakt" przedstawiła losy tych, którym udało się ocalić życie w obozie i którzy przeżyli wielokilometrową wędrówkę w trzaskającym mrozie.
FILM: dr Efraim Zuroff, historyk, "ostatni łowca nazistów", o rozliczaniu niemieckich zbrodniarzy
- Miałam takie trzewiki stare, ale były też kobiety, co miały trepy - opowiadała Jadwiga Zasępowa. - Nie byłyśmy w nic przebrane, nie dano nam nic dodatkowego do okrycia.
- Za bramą dołączali do nas po obu stronach SS-mani, tzw. ochrona – mówił Józef Mikusz. – Stali co pięć, sześć kroków z karabinami.
- O mężu nie myślałam, ale o dziecku to ciągle – powracała pamięcią do zdarzeń sprzed lat jedna z bohaterek. - Żebym jeszcze je chociaż zobaczyła, nie wiedziałam, co z nim zrobili. Byłam aresztowana z mężem i z 3-letnim synkiem. W obozie widziałam go ostatni raz, jak leżał pchnięty kolbą przez SS-mana i krzyczał, żebym go wzięła ze sobą. Po drodze myślałam tylko o tym, żebym go jeszcze przed śmiercią mogła zobaczyć.
REKLAMA
WYZWOLENIE AUSCHWITZ - SERWIS SPECJALNY POLSKIEGO RADIA >>>>>
Ewakuacja - nadzieja i śmierć
Wymarsz z Auschwitz-Birkenau, podobnie jak w przypadku innych obozów koncentracyjnych, nastąpił na kilkanaście dni przed nadejściem frontu. Niemcy sądzili, że uda im się wykorzystać więźniów jak siłę roboczą na terenie III Rzeszy.
- Ja właściwie nie myślałam, mnie nie wolno było rozpatrywać minusów – mówiła w reportażu Jadwiga Apostoł-Staniszewska. – Takie postawiłam sobie zadanie. Wiedziałam, że jestem głodna, ale wmawiałam sobie, że jeszcze nie tak bardzo. Czułam, że nie mogę poruszać nogami, ale wmawiałam sobie, że parę kroków jeszcze przejdę. Nie myślałam o słabych stronach. Przeciwnie, wyobrażałam sobie, jak ślicznie wyglądało Podhale w czasie zimy i jak bardzo mi te tereny Pszczyny, po których szliśmy, przypominają w tym ośnieżeniu i w tym słońcu moje Podhale.
Wolność - czy kiedyś nadejdzie?
Marsze dawały więźniom nadzieję, że może wolność za chwilę nadejdzie, ale dla wielu skończyły się śmiercią. Dziennie musieli pokonać ok. 20-30 km, noclegi najczęściej odbywały się pod gołym niebem. Mróz, brak jedzenia, wyczerpanie. Niektórzy próbowali uciekać, ale w wielu wypadkach kończyły się niepowodzeniem Niemcy strzelali do każdego, kto taką próbę podejmował.
- Ja starałem się na całej trasie znaleźć kolegów, sprawdzić czy żyją, czy nie żyją, patrząc na te trupy w czasie postoju – opowiadał Józef Mikusz. - Bez przerwy myślałem o tym, czy spotkam matkę, jakiś znajomych. Myśmy sądzili, że Niemcy podprowadzą nas na jakieś 5-10 km i załadują do wagonów. Ale tak się nie stało. Na drugi dzień ewakuacji więźniowie zaczęli słabnąć, więc staraliśmy się im pomóc. Brało się ich do środka, bo maszerowaliśmy piątkami. Prowadziliśmy ich, ale to było bardzo trudne, słaniali się na nogach.
REKLAMA
W drodze do Ravensbrück
Więźniów doprowadzono do stacji w Wodzisławiu Śląskim. Ci, którzy się jeszcze nadawali zostali załadowani do pociągów. – Wieziono nas przez Berlin do Ravensbrück – mówiła Jadwiga Zasępowa. – W naszym wagonie było 15 trupów, w końcu trzeciego dnia dostałyśmy się na bloki obozowe. Ja przeleżałam tak podobno dzień i noc, koleżanki myślały, że już jestem nieżywa. Ale otworzyłam oczy, podali mi coś do picia i świadomość zaczęła mi wracać.
Z obozu Auschwitz-Birkenau wyruszyło 17 stycznia 1945 ok. 56 tys. osób. Szacuje się, że ok. 15 tys. marszu nie przeżyło.
Posłuchaj dramatycznych wspomnień świadków historii.
REKLAMA