B. senator Gawronik odpiera przed sądem zarzuty ws. Ziętary
-Zakrwawiona książeczka wojskowa Jarosława Ziętary, która miała być mi dostarczona jako dowód na zabójstwo dziennikarza, znajduje się w aktach sprawy; przekazał ją brat Ziętary - mówił przed sądem b. senator Aleksander Gawronik, oskarżony o podżeganie do zabójstwa reportera.
2018-03-08, 16:48
Poznański sąd okręgowy kontynuował w czwartek proces b. senatora, oskarżonego o nakłanianie ochroniarzy spółki Elektromis do porwania, pozbawienia wolności, a następnie zabójstwa reportera "Gazety Poznańskiej".
Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 r. Współpracował m.in. z "Gazetą Wyborczą", "Wprost" i "Gazetą Poznańską". 1 września 1992 r. wyszedł ze swego mieszkania i tam był widziany po raz ostatni. W 1999 r. został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono.
W czwartek w sądzie Gawronik wydał oświadczenie, w którym podkreślił, że jeden z "zaginionych" dowodów prokuratury, który miałby działać na jego niekorzyść trafił do akt sprawy miesiąc temu. Chodzi o książeczkę wojskową Ziętary. Według relacji świadka Krzysztofa Ł., po zabójstwie dziennikarza, Gawronikowi miał być pokazany zakrwawiony dokument, co miało być dowodem na "załatwienia dziennikarza".
- Prokurator twierdził, że na dowód na zabójstwo Ziętary przywieziono mi do domu zakrwawioną książeczkę wojskową Ziętary. Ta książeczka znajduje się przecież w aktach, prokuratorowi przekazał ją brat Ziętary - wskazał w sądzie Gawronik.
REKLAMA
Autor aktu oskarżenia prokurator Piotr Kosmaty odnosząc się do oświadczenia Gawronika powiedział, że "w listopadzie 2011 roku zostały zabezpieczone dokumenty od brata Jarosława Ziętary, wśród tych dokumentów nie było książeczki wojskowej. W związku z tym zwróciłem się do WKU, czy taka książeczka została kiedykolwiek zwrócona - odpowiedź brzmiała jednoznacznie: nie, książeczka nigdy nie została zwrócona po jej wydaniu".
"W trakcie przesłuchania świadka Krzysztofa Ł., otrzymałem od niego informację o dokumencie, który miał być pokrwawiony, w związku z tym w akcie oskarżenia zawarłem stwierdzenie, że tym dokumentem była prawdopodobnie książeczka wojskowa" - tłumaczył Kosmaty.
Dodał, że dopiero sześć lat później, kiedy już od ok. dwóch lat był wyłączony ze sprawy, książeczka odnalazła się w Bydgoszczy u brata Jarosława Ziętary. "Książeczka wojskowa odnalazła się dokładnie w sierpniu 2017 roku. Wtedy też, w związku z rzetelnością procesową, książeczka została przekazana do sądu" - tłumaczył. "Dopóki byłem w tym śledztwie, z mojej strony nie było żadnego mataczenia w tej sprawie" - podkreślił prokurator.
Kosmaty powiedział w czwartek dziennikarzom, że odnalezienie książeczki wojskowej w żaden sposób nie przeczy wersji przyjętej w akcie oskarżenia. Jak wskazał, krótko przed zaginięciem Ziętary w redakcji "Gazety Poznańskiej" wymieniane były legitymacje prasowe. Jednej z nich - jak podkreślił prokurator - nadal nie ma. "Dokument, o którym mówił świadek, to mogła być równie dobrze legitymacja prasowa, czy też jakikolwiek inny dokument wystawiony na nazwisko Ziętary" - zaznaczył.
REKLAMA
W czwartek miało zeznawać niemal 20 świadków – stawiły się zaledwie cztery osoby, w tym była żona oskarżonego – Danuta, która jednak odmówiła składania zeznań.
Jednym ze świadków był też Wiesław B. Powiedział, że nie zna oskarżonego i nigdy się z nim nie zetknął. "Z mediów tylko wiem, jaki jest przedmiot tej sprawy. Ja miałem jeden lub dwa razy kontakt z Ziętarą. Kiedyś pisał artykuł na mój temat i na temat mojego wspólnika Waleriana P. Dałem kiedyś kilka podpisanych czystych kartek swojemu wspólnikowi i on to później wykorzystał. Jeśli się nie mylę, to ten artykuł miał tytuł +Wspólnik in blanco+. Wiele rzeczy, o których Ziętara napisał w tym artykule nie było mi znanych; chodziło o przeszłość mojego wspólnika i jego kontakty z jakimiś politykami, jakieś przekręty, przemyty diamentów" - mówił.
We wcześniejszych zeznaniach, przytoczonych przez sąd, świadek podkreślił, że przed powstaniem artykułu, do jego spotkania z Ziętarą doszło z inicjatywy dziennikarza. "Pojawił się u mnie w firmie w Przeźmierowie, był z drugim redaktorem. Ziętara wiedział dużo, nie wiem skąd miał tę wiedzę" - podkreślił.
Artykuł "Wspólnik in blanco" został opublikowany latem 1991 roku. Prokurator zwrócił jednak uwagę, że w kalendarzu Ziętary także w późniejszym czasie - w styczniu i marcu 1992 roku - pojawiły się zapiski sugerujące, że mogło dojść do spotkania lub rozmowy telefonicznej Ziętary z Wiesławem B. "Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek później miał kontakt z Ziętarą" - zaznaczył świadek.
REKLAMA
Sąd po raz kolejny już zapytał prokuraturę, czy rzeczywiście podtrzymuje wnioski o przesłuchanie kolejnych, łącznie ok. kilkudziesięciu świadków, których zeznania - zdaniem sądu - niemal nic do sprawy nie wnoszą. Prokurator Elżbieta Potoczek-Bara zaznaczyła, że przesłuchanie tych wszystkich osób bezpośrednio przed sądem ma m.in. "wykluczyć zarzut manipulacji materiałem dowodowym".
Zdaniem obrony, wnioski prokuratora "dążą jedynie do przeciągania procesu". Ostatecznie sąd odrzucił niemal wszystkie wnioski prokuratury, uzasadniając, że okoliczności, o których mieli zeznawać świadkowie nie są istotne dla rozstrzygnięcia sprawy.
Kolejna rozprawa odbędzie się 17 kwietnia. Sąd ma wówczas przesłuchać m.in. adwokata założyciela firmy Elektromis, oraz jasnowidza, który miał pomóc odnaleźć dziennikarza.
REKLAMA