Siedem lat wojny w Syrii. Uchodźcy tęsknią za swoją ojczyzną, ale nie chcą wracać
Wojna wywróciła ich życie do góry nogami. Syryjscy uchodźcy, którzy od kilku lat żyją na emigracji w Libanie tęsknią za swoją ojczyzną. Chcieliby wrócić do kraju i do dawnego życia, ale nie jest to na razie możliwe. Dzisiaj mija siódma rocznica rozpoczęcia syryjskiej wojny domowej. Dla uchodźców to kolejna smutna rocznica.
2018-03-15, 06:48
Posłuchaj
Syryjskim uchodźcom nie przestają śnić się koszmary. Choć od kilku lat są w Libanie, nie mogą wyrzucić z głowy tych najstraszniejszych wspomnień.
- Spędziłam w więzieniu 4,5 miesiąca. Byłam torturowana. Czasem nawet przez dwa dni wieszano mnie za ręce. Łamano mi paznokcie. Traktowano mnie też prądem. A wszystko dlatego, że moja rodzina była przeciwko reżimowi. Teraz nie mam już włosów na głowie, moje paznokcie już nie rosną - mówi wysłannikowi Polskiego Radia 38-letnia Miriam. Kobieta jest wdową. Jej mąż zginął w Homs. Ona uciekła z Syrii pięć lat temu. Teraz z czterema córkami żyje na przedmieściach stolicy Libanu - Bejrutu. Nie chce wracać do ojczyzny, bo boi się, że trafi do więzienia.
To właśnie obawy o bezpieczeństwo sprawiają, że uchodźcy nie chcą wracać do Syrii, nawet do tych miejsc, gdzie nie toczą się już walki. Syryjczycy boją się odwetu ze strony władz. Szejk Muhammad Awad Merheb, duchowny, który zajmuje się pomocą dla potrzebujących w miejscowości Al-Bireh przy granicy z Syrią, mówi, że takie obawy ma zdecydowana większość uchodźców. - Wszyscy Syryjczycy, którzy tutaj żyją, chcieliby wrócić do kraju. Ale potrzeba do tego politycznego rozwiązania. 90 procent uchodźców tutaj w Libanie to sunnici, którzy byli przeciwko reżimowi w Damaszku. I to właśnie ta kwestia powstrzymuje ich przed powrotem - dodaje.
To z kolei oznacza, że mimo kończącej się wojny Syryjczycy mogą chcieć zostać w Libanie nawet kilkanaście lat. - Aby uchodźca mógł wrócić do kraju, ten powrót musi być dobrowolny i musi gwarantować bezpieczeństwo dla osoby, która wróci do swojej ojczyzny. W chwili obecnej nie ma żadnej gwarancji, że Syryjczyk powracający do kraju będzie bezpieczny, nie będzie prześladowany, aresztowany czy też nie zostanie siłą wcielony do wojska. Dlatego też upłynie jeszcze dużo lat, być może nawet kilkadziesiąt lat zanim masowo uchodźcy syryjscy do swojej ojczyzny będą mogli wrócić - mówi w rozmowie z wysłannikiem Polskiego Radia Wojciech Wilk, prezes Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, które pomaga syryjskim uchodźcom w Libanie.
REKLAMA
![Fot.: Wojciech Cegielski/PRSA](http://static.prsa.pl/images/c702ce18-781e-4dc3-bb3f-cfbe12e77ef0.jpg)
Wojna domowa w Syrii trwa siedem lat i kosztowała życie co najmniej 350 tysięcy osób. Konflikt wygnał z domów co najmniej 11 milionów ludzi, z tego przynajmniej 5 milionów schroniło się w sąsiednich krajach - w Libanie, Turcji i Jordanii. ONZ ocenia, że w samej Syrii 13 milionów osób potrzebuje pilnej pomocy humanitarnej.
Konflikt, którego szybkie zakończenie jest mało prawdopodobne określany jest mianem największej katastrofy humanitarnej po II wojnie światowej. Jest konsekwencją rewolucji arabskiej wiosny. Siedem lat temu w stolicy kraju Damaszku doszło do pierwszej manifestacji przeciwko władzom. Syryjczycy wyszli na ulice w proteście przeciwko zatrzymaniu nastolatka, który w mieście Daraa malował antyrządowe graffiti. Protest został krwawo stłumiony, ale w następnych dniach wybuchły kolejne, a kilka miesięcy później protesty przerodziły się w walki zbrojne.
Przeciwko prezydentowi Baszarowi al-Asadowi wystąpili partyzanci i byli żołnierze, którzy stworzyli tzw. Wolną Armię Syrii. W 2014 roku pojawiła się kolejna strona konfliktu, tzw. Państwo Islamskie. Stany Zjednoczone, Europa, Turcja oraz Arabia Saudyjska wspierały umiarkowaną opozycję, a Iran, libański Hezbollah i Rosja prezydenta Asada.
To właśnie wejście rosyjskich wojsk do Syrii zmieniło przebieg konfliktu. Wojska prezydenta Asada z pomocą sił rosyjskich odbijały kolejne miasta z rąk partyzantów. Niektóre dzielnice Homs czy Aleppo zostały zrównane z ziemią. Obecnie siły syryjskie ze wsparciem Rosji zdobywają kolejne dzielnice Wschodniej Guty. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka ocenia, że w trwającej 4 miesiące ofensywie zginęło 9 tysięcy osób.
REKLAMA
Wojciech Cegielski, mr
REKLAMA