Hubert Massalski: spór z Jolantą Brzeską chciałem rozwiązać ugodowo

Przed komisją weryfikacyjną zeznania złożyli świadkowie związani z Markiem M., który pojawia się w wielu sprawach związanych z reprywatyzacją. Jako pierwszy stawił się Kamil Kobylarz, najczęstszą odpowiedzią było "nie pamiętam" lub "nie przypominam sobie". Komisja ukarała go grzywną w sumie 40 tysięcy złotych za uchylanie się od odpowiedzi na pytania. Jako drugi zeznania złożył Hubert Massalski. 

2018-07-26, 16:40

Hubert Massalski: spór z Jolantą Brzeską chciałem rozwiązać ugodowo
Hubert Massalski. Foto: screen/ transmisja posiedzienia

Do Prokuratury Krajowej wezwani zostali Hubert Massalski, Kamil Kobylarz oraz Barbara Zdrenka, czyli matka Marka M. Oficjalnie to ona jest właścicielką większości nieruchomości, w których jej syn miał występować w roli zarządcy bądź - jak sam zeznał w kwietniu przed komisją weryfikacyjną - jako "syn swojej matki". 

- Postanowiliśmy wezwać przed komisję osoby, które najbliżej współpracują z Markiem M. w związku z zadaniami, które wykonywali na jego rzecz w reprywatyzowanych kamienicach - powiedział wiceszef komisji weryfikacyjnej Sebastian Kaleta. Według niego mieszkańcy tych kamienic wielokrotnie skarżyli się, że Hubert Massalski i Kamil Kobylarz dokonywali działań, które obniżały ich poziom bezpieczeństwa fizycznego i ekonomicznego. - Będziemy chcieli zadać świadkom pytania, jak wyglądała ich współpraca z Markiem M. - dodał Kaleta. 

Barbara Zdrenka, czyli matka Marka M., przekazał komisji pismo usprawiedliwiające jej dzisiejszą nieobecność.

REKLAMA

Hubert Massalski: Marek M. zwrócił się do ojca

Massalski zeznał, że jego ojciec próbował nieskutecznie odzyskać nieruchomości, które kiedyś posiadała jego rodzina. Około 2001 r. - zeznawał świadek - do jego ojca zwrócił się Marek M.; zaproponował podjęcie działań, które doprowadzą do skutecznego zwrotu nieruchomości. Ojciec Massalskiego przystał na tę propozycję.

Wśród nieruchomości, które udało się odzyskać Massalskim przy pomocy M. jest kamienica przy Francuskiej 30 na przełomie 2009 i 2010 r. Dodał, że towarzyszył Markowi M. m.in. w wizytach w Ministerstwie Infrastruktury, ale nie był już gościem Biura Gospodarki Nieruchomościami.

Później M. - jak powiedział Massalski - zaproponował mu współpracę w 2006 r. przy zarządzie nieruchomością przy Otwockiej 10 na warszawskiej Pradze-Północ. Przyznał, że jako zarządca dokonał podwyżek cen najmu lokali, a żaden z lokatorów takiej decyzji nie zaskarżył. Czynsze - jak mówił - wzrosły z ok. 3 na 12 zł za mkw. Dodał, że kolejnych podwyżek już nie było.

Mówił również, że prowadzone były działania eksmisyjne wobec lokatorów ze względu na zły stan techniczny budynku. Jak dodał Massalski, w tych działaniach uczestniczył m.in. prokurator.

REKLAMA

"Miasto nie miało z tym problemu"

Wiceprzewodniczący komisji Sebastian Kaleta pytał świadka, kiedy pojawił się po raz pierwszy w kamienicy przy ul. Dahlberga 5. Świadek zeznał, że było to w grudniu 2007 r.

Jak mówił następnie, podczas spotkania współwłaścicieli nieruchomości w urzędzie dzielnicy na Woli, zaproponowano mu przejęcie funkcji zarządcy nad nieruchomością przy Dahlberga 5. Jak doprecyzował, taką propozycję przedstawiło dwóch prywatnych właścicieli, a trzeci współwłaściciel, czyli miasto, "nie miało problemu z tym".

Świadek był pytany, jakie czynności podjął po podpisaniu umowy ze współwłaścicielami w stosunku do mieszkańców. - Podwyższyłem czynsz do wysokości powyżej 3 proc. wartości odtworzeniowej, stawki nie pamiętam - zeznał świadek. Jak mówił, podwyżka wynikała z "niepokrywania kosztów związanych z utrzymaniem nieruchomości".

Koszty utrzymania nieruchomości

Kaleta pytał także, czy M. rozmawiał z Massalskim, co do swoich oczekiwań w zakresie sposobu zarządzenia nieruchomością. Według Kalety na spotkaniu z burmistrzem Woli M. nie ukrywał, że celem jego działań jest "doprowadzić do eksmisji najemców ze względu na zadłużenie, które powstało w wyniku tak znacznego podwyższenia czynszu".

Massalski powiedział, że do niego takie głosy nie dotarły. Jak dodał M. mówił o tym, że z pewnością dojdzie do podwyżki czynszów, bo nie da się za stawkę czynszu 2 zł za metr kwadratowy utrzymać nieruchomości.

Przewodniczący komisji Patryk Jaki zapytał, czy zatem podwyższanie czynszów nie miało nic wspólnego z chęcią doprowadzenia do wyprowadzenia się lokatorów. - Ja uważam, że to jest nieprawda - powiedział Massalski. Podkreślił, że z bieżącym zarządzaniem kamienicy przy Dahlberga nie ma nic wspólnego od 2008 r.

"To stara sprawa"

Wiceprzewodniczący komisji Sebastian Kaleta pytał Massalskiego, czy otrzymywał wynagrodzenie za zarzadzanie nieruchomościami należącymi do Marka M. - Na początku kwotę pobierałem z wpływów, które były, natomiast później już nie pobierałem żadnego wynagrodzenia - odparł.

Dodał, że wystawiał też Markowi M. faktury, które nie zostały przez niego opłacone. Dopytywany jaką kwotę jest mu winny Marek M., Massalski odparł, że nie pamięta. - Nie umiem odpowiedzieć, to nie jest dla mnie istotne, to stara sprawa - podkreślił.

- Jeżeli się pan pyta, dlaczego mam wierzytelność wobec pana Marka M., to mam w związku z tym, że odkupiłem od niego udziały w rodzinnej nieruchomości na ul. Francuskiej 30, żeby pozostać tam właścicielem - powiedział Massalski zwracając się do Kalety.

REKLAMA

"Szanuję umowę, którą podpisał mój ojciec"

Wiceprzewodniczący komisji pytał za ile Massalski sprzedał Markowi M. roszczenia, a następnie odkupił od niego prawa do nieruchomości przy ul. Francuskiej 30. - Nie pamiętam czy to było nabywane ode mnie, czy od moich rodziców. To było 100-200 złotych. Tego typu kwota - odparł Massalski.

Dodał, że prawa do tego adresu odkupił później od Marka M. za 2 mln złotych. - Ja jestem związany z ta nieruchomością i zapłaciłem za to rynkową wartość - dodał.

- Duża przebitka - zwrócił uwagę Kaleta. Dopytywał, dlaczego świadek sprzedał roszczenia za kilkaset złotych. - Ponieważ szanuję umowę, którą podpisał mój ojciec z panem Markiem M. i taką kwotę ustalili w 2000 czy 2001 roku - odparł Massalski.

Mieszkanie za darmo

Świadek zeznał, że Kamila Kobylarza poznał kilkanaście lat temu, gdy Marek M. zapytał, czy nie będzie problemu, żeby Kobylarz mieszkał przy Dahlberga 5.

Wiceprzewodniczący komisji Sebastian Kaleta pytał świadka, czy jako zarządca nieruchomości pobierał czynsz od Kobylarza. - Nigdy w życiu, oprócz tych pieniędzy, które wpływały na konto w ramach umów z lokali komunalnymi, innych pieniędzy nigdy nie otrzymałem - zeznał Massalski. Kaleta dopytywał, czy Kobylarz nie wpłacał czynszu. Świadek odparł, że "nie".

Massalski zeznał, że fundusze z czynszów przeznaczał na koszty "związane z zarządzaniem z nieruchomością".

Kaleta dopytywał świadka, czy informował miasto, że w budynku przy Dahlbergha mieszka Kobylarz, który nie płaci czynszu. Massalski nie odpowiedział wprost, mówił, że rozmawiał z pracownikami miasta nt. "sytuacji związanej z tą nieruchomością (przy ul. Dahlberga 5)".

Nie było wytycznych

Przewodniczący komisji Patryk Jaki, zapytał, dlaczego Massalski "podwyższał czynsze ludziom, których nie było stać na płacenie tego czynszu, a jednocześnie pozwalał mieszkać za darmo koledze Marka M". - Ja na nic nie pozwalałem - podkreślił Massalski. Jak mówił, Kobylarz korzystał z lokalu, który należał do współwłaścicieli.

Jaki pytał, dlaczego do Kobylarza nie został wysłany komornik. - Żeby komornik mógł wejść do działań należy przeprowadzić postępowanie sądowe;(...) sąd nie zajął się tą sprawą -  mówił świadek. Zaznaczył, że nie miał "wytycznych", by taką sprawę zgłosić.

Świadek protestował przeciw twierdzeniom przewodniczącego komisji, że znęcano się nad mieszkańcami Dahlberga 5 przeprowadzając w stosunku do nich brutalne eksmisje.

Licencjonowany zarządca nieruchomości

Świadek zeznał, że od 2001 r. był licencjonowanym zarządcą nieruchomości. Dodał, że był zarządcą w nieruchomościach pod adresami: Otwocka 10, Nabielaka 9 i Dalhberga 5, gdzie obowiązki te wykonywał na zlecenie Marka. M. Jak wskazał świadek, przy Nabielaka 9, gdzie mieszkała działaczka lokatorska Jolanta Brzeska, nie odpowiadał za podwyżki czynszów w kamienicy, bo zajmował się tylko lokalami niewyodrębnionymi.

Przewodniczący komisji Patryk Jaki pytał Massalskiego, czy nabył lokal przy Nabielaka 9, świadek potwierdził. Przyznał, że kupił lokal od Barbary Zdrenki, matki Marka M. Potem lokal sprzedał swoim rodzicom, a ci sprzedali go później za 12 tys. zł innemu współpracownikowi Marka M. - Kamilowi Kobylarzowi.

Massalski zaznaczył, że był świadkiem sytuacji, kiedy Marek M. złożył Brzeskiej propozycję, aby ta dobrowolnie opuściła mieszkanie w zamian za 120 tys. zł rekompensaty. W odpowiedzi na to Jaki zauważył, że potem te lokale M. sprzedawał za ponad 300 tys. zł.

REKLAMA

Definicja "czyściciela"

Członek komisji, poseł PiS Paweł Lisiecki pytał świadka, czy Massalski jest księciem. Massalski odpowiedział: "rodzina posiadała taki tytuł".

Pytany, czy jest "czyścicielem kamienic", Massalski zaprzeczył. Dopytywany, jakby zdefiniował "czyściciela kamienic", Massalski dopytywał, czy chodzi o polityczną, czy faktyczną definicję. Lisiecki sprecyzował, że "nie ma politycznej, jest faktyczna". W odpowiedzi świadek odpowiedział: "osoba czyszcząca kamienice zajmuje się czyszczeniem klatki schodowej, myciem okien i innymi rzeczami". Lisiecki dopytywał, czy świadek się tym nie zajmował. Massalski odpowiedział, że "zamiata chodnik na Francuskiej".

Lisieckiemu i Massalskiemu wszedł w słowo Jaki, który powiedział do świadka, że czyściciel kamienicy zajmuje się m.in. podwyższeniem stawek czynszów. - Tak się składa, że w nieruchomościach, w których pan był zarządcą, wszystkie te nieruchomości zostały wyczyszczone z mieszkańców, wszędzie podnoszono czynsze - powiedział Jaki. Zauważył, że "wszyscy żyli spokojnie zanim nie przyszedł Marek M."

Konflikt ws. czynszu

Paweł Lisiecki (PiS) pytał Massalskiego do którego roku współpracował z Markiem M. - Do 2012-2013 roku i od tamtego czasu starałem się rozwiązać tę współpracę. Niestety skutecznie udało mi się to zrobić dopiero w 2016 roku - odparł.

Dodał, że "na dzień dzisiejszy", nie podjąłby się zarządu nad nieruchomością przy ul. Dahlberga 5, której Marek M. był współwłaścicielem.

Lisiecki pytał też o wiedzę Massalskiego o relacje między Markiem M. a jego współpracownikiem Kamilem Kobylarzem. "Nie mam żadnej wiedzy; widziałem ich kilkukrotnie na ulicy" - odparł.

Świadek dodał, że między nim a Markiem M. "doszło do konfliktu", którego powodem było podnoszenie czynszów przez Marka M. do zbyt wysokich kwot. Massalski podkreślił, że był to tylko jeden z powodów sporu między nimi.

Porozumienie z Jolantą Brzeską

Massalski został też spytany komu - jego zdaniem - mogło zależeć na tym, by zamordować Jolantę Brzeską. - Nie mam wiedzy na ten temat. Na pewno nikt ze strony właścicieli (nieruchomości przy Nabielaka 9 gdzie mieszkała Brzeska, tą nieruchomością Massalski również zarządzał), bo jeżeli ginie osoba, która jest dłużnikiem, to w tym momencie ta wierzytelność upada, trzeba szukać spadkobierców. Z tej strony nie ma motywów - ocenił.

Lisiecki dopytywał Massalskiego, czy wystosowywał do Brzeskiej "jakiekolwiek pisma". - Szykowałem pisma, nie pamiętam czy się pod nimi podpisywałem. Pisma przekazywałem panu Markowi M. i on je wysyłał - odparł.

Zeznał też, że rozmawiał z Brzeską. - Starałem się ją nakłonić do tego, żeby ugodowo rozwiązać spó" - powiedział. Według niego, Marek M. też chciał dojść z Brzeską do porozumienia.

REKLAMA

Kamil Kobylarz: nie wiem, nie pamiętam

Wiceprzewodniczący komisji Sebastian Kaleta pytał Kamila Kobylarz, w jakich okoliczności poznał Marka M., który występował w wielu sprawach reprywatyzacyjnych oraz jego matkę Barbarę Zdrenkę.

Kobylarz odmawiał odpowiedzi na to pytanie; mówił, że został wezwany jako świadek w celu wyjaśnienia nieprawidłowości lub uchybień w procesie wydawania decyzji reprywatyzacyjnych", a nie miał z nimi nic wspólnego. Mimo kolejnych pytań Kalety, świadek nie chciał odpowiadać na pytania.

Przewodniczący komisji Patryk Jaki zwracał świadkowi uwagę, że nie ma prawa odmówić zeznań przed komisją. Przestrzegał, że jeżeli nie będzie chciał odpowiadać na pytania, to będzie wnioskował o ukaranie grzywną. Na szereg kolejnych pytań Kobylarze odpowiadał, że nie miał nic wspólnego z wydawaniem decyzji reprywatyzacyjnych.

Dalej Kaleta pytał, czy prawdą jest, że świadek nabył mieszkanie przy ul. Nabielaka 9. - Nie nabyłem mieszkania;(...) nabyłem lokal użytkowy, który w rzeczywistości jest piwnicą - zeznał świadek. Nie pamiętam powierzchni tego lokalu, ani kwoty za jaką nabył ten lokal.

Kaleta pytał, czy prawdą jest, że Kobylarz nabył ten lokal za 10 tys. zł. - Nie pamiętam - odpowiedział Kobylarz. Świadek powiedział, że nie jest zatrudniony przez Marka M; dodał, że nie przypomina sobie, żeby M. płacił mu "jakieś pieniądze".

Osoba towarzysząca

Patryk Jaki pytał, w jakim celu przebywał przy Nabielaka 9 jeszcze przed zakupem lokalu. Kobylarz zeznał, że nie wie, w jakim celu miałby tam przebywać. Jak mówił potem, bywał na Nabielaka, ale zawsze jako osoba towarzysząca, znajoma Marka M. Kobylarz zeznał też, że nigdy nie widział zamordowanej działaczki lokatorskiej Jolanty Brzeskiej.

Świadek zeznał, że w kamienicy przy ul. Dahlberga 5 "przemieszkiwał" przez pewien czas "raz na jakiś czas", to było osiem lat temu. Nie pamiętał szczegółów na jakich zasadach tam mieszkał. Dodał, że M. nie prosił go, żeby tam mieszkał, ewentualnie to on mógł o to prosić.

Kaleta następnie pytał świadka, czy w imieniu M. pobierał od lokatorów czynsze. - Nie przypominam sobie takiej sytuacji, żebym pobierał - zapewnił świadek. W tym momencie wiceprzewodniczący zwrócił się do pracowników obsługi komisji o przygotowanie fragmentu zeznał M., w których mówił, że Kobylarz pobierał czynsze z Dahlberga 5.

"Widocznie miałem tam jakąś sprawę"

Przewodniczący komisji Patryk Jaki pytał Kobylarza, czy Marek M. polecił mu "uprzykrzać życie" mieszkańcom nieruchomości, które przejął w wyniku reprywatyzacji przy ul Hożej 25, Nabielaka 9, Dahlberga 5 i Czarnieckiego 40. - Nigdy mi tak nie powiedział - odparł Kobylarz.

Jaki przypomniał, że mieszkańcy wspomnianych adresów zeznali przed komisją, że Kobylarz próbował doprowadzić do tego, aby opuścili oni zajmowane lokale. - Nigdy nie było takiej sytuacji, żebym ja się gdziekolwiek zjawiał w celu uprzykrzania komukolwiek życia. Nigdy nie było takiej sytuacji, żebym ja komuś uprzykrzał życie - powiedział Kobylarz.

Dopytywany, w jakim celu zjawiał się w nieruchomościach przejętych przez Marka M. odparł: "Widocznie miałem tam jakąś sprawę (...) W różnych miejscach się bywa". Dodał też, że jego obecność w nieruchomościach przy Hożej, Nabielaka, Dahlberga i Czarnieckiego nie miały nic wspólnego z działalnością Marka M.

Kobylarz zeznał ponadto, że nie pamięta, aby mieszkańcy przejmowanych przez Marka M. nieruchomości wzywali policję w związku z jego działalnością pod wymienionymi adresami oraz że nie wiedział, jakie były zamiary Marka M. wobec mieszkańców tych adresów.

REKLAMA

Prywatne sprawy

Przewodniczący komisji Patryk Jaki pytał, czy roczny dochód świadka pozwala mu na wynajem mieszkania w Warszawie. Kobylarz odpowiedział: "nie wiem". Świadek odmówił udzielenia informacji, gdy Jaki pytał go, czym obecnie się zajmuje i skąd czerpie dochody.

Kobylarz nie wiedział także, czy ma udziały w spółkach prowadzonych przez Marka M. - Nie wiem, jakie on spółki prowadzi - powiedział. Pytany, czy zasiadał kiedykolwiek w jakiejś spółce prawa handlowego, odpowiedział, że "nie pamięta".

Pytany, czy był kiedykolwiek karany, odpowiedział: "zostałem tu wezwany w charakterze świadka, a nie, żeby moje prywatne sprawy poruszać". Potem odmówił odpowiedzi na to pytanie. Wówczas Łukasz Kondratko, który zasiada w komisji z ramienia PiS, zawnioskował do Jakiego o ukaranie świadka grzywną z powodu odmowy odpowiedzi. Jaki powiedział, że komisja wie, że świadek był karany, a ten wątek zostanie poruszony w dalszej części posiedzenia komisji.

Marek M. dogląda pieska

Kondratko zapytał Kobylarza, czy przed czwartkową rozprawą rozmawiał z Markiem M. Świadek odpowiedział: "ostatnimi czasy rozmawiałem". Dopytywany, kiedy, przyznał, że w czwartek. - Jest taka sytuacja, że mam pieska, nie miałem z kim zostawić, poprosiłem go o to - odpowiedział.

Kobylarz zaprzeczył, żeby był "czyścicielem kamienic". - To jest nieprawdziwy obraz - oświadczył. Zaprzeczył też, że miałby opróżniać mieszkania wyrzucając meble przez okno. Mówił, że nie pamięta, czy Marek M. prosił go, żeby informował M. o sytuacji w kamienicy przy Dahlberga 5.

Pytany, czy palił ogniska przy Dahlberga 5, jak zeznali świadkowie przy okazji posiedzenia komisji dot. tej nieruchomości, Kobylarz odpowiedział: "palenie ogniska nie jest zbrodnią, natomiast ja sobie takiej sytuacji nie przypominam".

Niezamożny, bez auta

Członkowie komisji pytali go też o samochód marki bmw, który znajduje się na zdjęciu na profilu w mediach społecznościowych Kobylarza. Przyznał, że kiedyś było to jego auto. Nie pamiętał jednak, skąd wziął na nie pieniądze. Dodał, że nie jest osobą zamożną i obecnie nie jest posiadaczem żadnego auta. Członek komisji, poseł PiS Paweł Lisiecki pytał świadka, czy bywał przy nieruchomościach przy Hożej 25 i Hożej 25a, które należały do Marka M. Kobylarz odpowiedział, że mieszkał przy Hożej 25a, a przy Hożej 25 nie bywał.

Pytany, czy znał działaczkę lokatorską Jolantę Brzeską, która mieszkała przy Nabielaka 9, gdzie również mieszkał świadek, odpowiedział, że jej nie znał, nigdy z nią nie rozmawiał.

"Nie pracowałem dla pana Marka M."

Przewodniczący komisji Patryk Jaki pytał Kobylarza, czy ten pracował dla Marka M. - Nie pracowałem dla pana Marka M; nie przypominam sobie takiej sytuacji. Może kiedyś miałem podjąć pracę, ale w końcu nie podjąłem i zrezygnowałem - odparł Kobylarz.

Dopytywany powiedział, że miał podjąć pracę jako asystent Marka M. Dodał, że nie pamięta jakie miały być jego obowiązki. - To było dobrych dziesięć, może dwanaście lat temu - podkreślił Kobylarz. Zaprzeczył też, by świadczył Markowi M. usługi w oparciu o umowę zlecenie lub umowę o dzieło.

"To ja zgłaszałem na policję"

Jaki pytał też o zeznania mieszkanki nieruchomości przy ul. Hożej 25, która powiedziała przed komisją, że Kobylarz "przeciął kłódki w bramie i przeprowadzał dewastacje". - To jest inna sytuacja, bo to ja zgłaszałem na policję, że jest mi utrudniane wejście do lokalu nr. 40 (przy Hożej 25), gdzie jestem zameldowany od kilku lat - odparł Kobylarz. - Zdarzyło mi się raz przeciąć (kłódkę), ale to dlatego, że nie mogłem się dostać do lokalu - dodał.

Wiceprzewodniczący Sebastian Kaleta pytał "jakie rozmowy" Kobylarz prowadził z Markiem M. na temat posiadanych przez niego kamienic. - Nie rozmawialiśmy (o kamienicach). Rozmawiamy o prywatnych sprawach - odparł. Dodał, że nigdy też nie rozmawiał z Markiem M. na temat jego relacji z urzędnikami stołecznego ratusza.


REKLAMA

Marek M. zeznawał już przed komisją weryfikacyjną 16 kwietnia br.; komisja rozpatrywała też sprawy kilku nieruchomości, gdzie pojawia się jego nazwisko. Są to adresy m.in.: Nabielaka 9, gdzie mieszkała działaczka lokatorska Jolanta Brzeska, Hożej 25a, Dahblerga 5 czy Krakowskie Przedmieście 35. 

fc



Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej