Wrocław: ojciec, prawdopodobny sprawca rozszerzonego samobójstwa, miał zarzuty prokuratorskie
Zakończyła się sekcja zwłok 35-latek Tomasza M. i jego 4,5-letniego syna Artura. Ze wstępnych ustaleń biegłych wynika, że przyczyną śmierci była niewydolność krążeniowo-oddechowa. Śledczy zabezpieczyli pojemniki, z których ojciec z synem mogli zażyć toksyczną substancję.
2018-11-27, 15:04
Jak powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu prok. Małgorzata Klaus, przeciwko Tomaszowi M. toczy się postępowanie w Prokuraturze Rejonowej Wrocław Krzyki-Zachód.
- Początkowo śledztwo to dotyczyło tylko uprowadzenia małoletniego poniżej 15. roku życia – powiedziała prok. Klaus. Później była żona M. zawiadomiła prokuraturę, że Tomasz M. ją nęka. - Ostatecznie prokurator postawił mu zarzuty uporczywego nękania Justyny M., uprowadzenia małoletniego i naruszenia miru domowego – powiedziała prokurator Klaus.
Dodała, że wobec M. zastosowano dozór policyjny. Miał też zakaz zbliżania się do Justyny M. i do dzieci. - Z tego zakazu wyłączone były sytuacje potrzebne do realizacji postawienia Sądu Okręgowego we Wrocławiu, które dotyczyło kontaktów dzieci z ojcem – powiedziała prokurator.
Prok. Klaus dodała też, że mężczyzna był badany psychiatrycznie. - Z opinii psychiatrycznej wynika, że było on poczytalny i nie miał zaburzeń – powiedziała rzecznik.
REKLAMA
Opieka nad dzieckiem
W niedzielę 35-latek najprawdopodobniej otruł siebie i 4,5-letniego syna w toalecie przy sali zabaw na warszawskim Bemowie. Obaj zmarli. Spotkanie odbywało się w obecności kuratora.
Rodzina pochodziła z Wrocławia. Przed tamtejszym sądem toczyła się sprawa rozwodowa, rozstrzygany był wątek opieki nad dziećmi. To także wrocławski sąd postanowił, że Tomasz M. ma widywać się ze swoimi dziećmi przy udziale kuratora społecznego.
Jak podała rzecznik prasowy Sądu Okręgowego we Wrocławiu sędzia Sylwia Jastrzemska, sprawa rozwodowa małżeństwa M. zakończyła się nieprawomocnym wyrokiem z 8 października tego roku. Reprezentująca Tomasza M. mecenas złożyła wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku, które otrzymała 21 listopada. Od tego dnia stronie przysługiwało 14 dni na wniesienie apelacji, która do dziś nie wpłynęła. Sąd okręgowy przyznał opiekę nad dziećmi byłej żonie Tomasza M.
- W toku postępowania rozwodowego sąd nie ogranicza się tylko do wydania wyroku. W toku tego postępowania sąd wielokrotnie wydawał postanowienia zabezpieczające dobro tych dzieci – powiedziała sędzia Jastrzemska i dodała, że kluczowym jest postanowienie z 13 czerwca br., "na mocy którego sąd ustalił, że kontakty z dziećmi poza miejscem zamieszkania będą odbywały się w każdą nieparzystą sobotę oraz niedzielę, w godzinach 10-18, w obecności kuratora sądowego".
REKLAMA
Sędzia Jastrzemska zaznaczyła, że takie postanowienie nie jest ostateczne i sąd opiekuńczy ma obowiązek je zmieniać za każdym razem, gdy zmieni się sytuacja.
- Tutaj były wielokrotnie składane przez ojca wnioski o zmianę. Ojciec chciał, żeby sąd jemu powierzył opiekę nad dziećmi, chciał je wychowywać – tłumaczyła rzeczniczka sądu. Wnioski te sąd oddalał.
Jednak gdy latem M. złożył wniosek o możliwość zabrania dzieci na wakacje, sąd 1 sierpnia wydał zgodę. Tomasz M. wyjechał z synem i córką na dwa tygodnie, od 4 do 18 sierpnia.
- Dzieci były na tych wakacjach, wróciły zadowolone. Żadna ze stron nie odwołała się od tego postanowienia dotyczącego wakacji, mama wydała ojcu dzieci – powiedziała wrocławska sędzia.
REKLAMA
Alkohol w samochodzie
Spokojny przebieg letniego wyjazdu zaprocentował dla M. kolejną decyzją sądu, który pozwolił mu zabrać dzieci na jeden z weekendów, od 22 do 23 września. Sędzia Jastrzemska podała, że matka dzieci nie zażaliła tej decyzji. Kolejne wnioski – na weekendy od 28 do 30 września i od 26 do 28 października – były już przez sąd oddalane.
Sąd 17 października uregulował M. kontakty z dziećmi, które miały odbywać od soboty od godz. 10.00 do niedzieli do godz. 18.00, bez udziału kuratora. Ale żona Tomasza M. złożyła zażalenie, domagając się obecności kuratora. Przedstawiła także dokumenty, które miały świadczyć o niewłaściwym zachowaniu ojca jej dzieci. Nie wnosiła jednak o zakaz kontaktu.
- Nieprawidłowości, które podnosiła mama, dotyczyły dwóch sytuacji, które miały miejsce jednego dnia. Ojciec dzieci miał wyjść na dach z synem, a następnie spożywać alkohol w samochodzie. Sąd nie może opierać się na relacji jednej strony, jeżeli strony są w konflikcie. Obowiązkiem sądu jest w sposób obiektywny dokonać kontroli podnoszonych zarzutów. I sąd został poinformowany przez policje, że policja zatrzymała pana na stacji benzynowej, że spożywał alkohol w stojącym samochodzie. Mężczyzna został przewieziony do szpitala psychiatrycznego, ale lekarz stwierdził brak podstaw, żeby go w tym szpitalu zostawić – podała sędzia Jastrzemska.
Sąd 15 listopada ponownie zastrzegł, że kontakty Tomasza M. z Arturem i Kornelią mają się odbywać w obecności kurator. Opiekuna przyznał jeden z warszawskich sądów rejonowych, bo matka przeprowadziła się z dziećmi do Warszawy.
REKLAMA
Sędzia podała także, że w toku postepowania rozwodowego małżeństwa M. kilkakrotnie sporządzał opinie opiniodawczy zespół sądowych specjalistów.
- Z żadnej z nich nie wynikało, że ojciec stanowi jakiekolwiek zagrożenie dla dzieci. (…) Jesteśmy tą tragedią głęboko poruszeni – powiedziała sędzia Jastrzemska.
Sekcja nie wykazała
W wtorek zakończyła się sekcja zwłok ojca i syna. Z- e wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną śmierci była niewydolność krążeniowo-oddechowa. Na szczegółowy protokół z sekcji trzeba poczekać co najmniej kilka tygodni – powiedziała zastępca rzecznika Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prok. Mirosława Chyr.
Chyr dodała, że biegli z zakładu medycyny sądowej pobrali do badań także próbki krwi Tomasza M. oraz Artura M. do badań toksykologicznych. Zbadane pod kątem zażycia niebezpiecznych substancji zostaną także próbki krwi pobrane ofiarom jeszcze w szpitalu. Tomasz M. zmarł w lecznicy w niedzielę, a chłopiec w poniedziałek rano. W szpitalu zostały przeprowadzone badania na obecność "acetonu i rozpuszczalników" w krwi Tomasza M., ale dały one wynik ujemny.
Biegli z ZMS dostali także zabezpieczone na miejscu zdarzenia plastikowe pojemniki, z których – jak podaje prokuratura – mogła zostać podana nieznana toksyczna substancja. Posłużą one ekspertom do badań porównawczych z wynikami toksykologii.
Zmarli mimo pomocy
Do zdarzenia doszło w niedzielę po południu. Na sali zabaw przy ulicy Konarskiego na warszawskim Bemowie przebywał 35-letni Tomasz M. z 4,5-letnim synem Arturem i 6-letnią córką Kornelią. Spotkanie nadzorował kurator społeczny, który jest jednocześnie funkcjonariuszem policji. Około godziny 17.00 mężczyzna miał poprosić kuratora o możliwość udania się z chłopcem do toalety.
REKLAMA
Zaniepokojony kurator po około dwóch minutach udał się do toalety. Tam znalazł nieprzytomne dziecko na podłodze, a po wyważeniu drzwi do kabiny – odnalazł również nieprzytomnego ojca. Funkcjonariusz udzielił im pomocy i wezwał pogotowie. Ojciec zmarł w niedzielę, a syn w poniedziałek w szpitalu.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa Warszawa-Wola.
tjak
REKLAMA